[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zywa.
 Często wychodzi?
 Jak mu pomóc, to szczerze pani powiem, zawsze. Dzień będzie ładny.
Spojrzała za okno i zmieniła swoją prognozę.
 E tam, ładny! Już chmurzysko jakieś wlecze się tutaj. Niech pani wezmie moją pa-
rasolkę na wszelki wypadek, jest na wieszaku.
Wzięłam parasolkę pani Rozalii i wyszłam. Na pocztę miałam niedaleko, ale musia-
łam jeszcze kupić kartę do automatu, w końcu zaczęłam się bać, że nie zastanę Ali w do-
mu. I nie zastałam, telefon przyjął Olo.
 Olu, dzwonię, bo mam wielką prośbę.
 Tak, kotku?
 Słuchaj, u was są zapasowe klucze do mojego mieszkania.
 Są.
 Czy ty albo Ala moglibyście tam pójść i zajrzeć do biurka? W największej szufla-
dzie jest pudełko z moją biżuterią.
Utknęłam, myślałam, że Olo zapyta mnie, co z tym pudełkiem mają zrobić, albo czy
coś mi z niego przysłać, ale on milczał.
 Olu!
 Tak, słucham.
 W tym pudełku jest łańcuch z literą  M .
 Jest.
 Właśnie nie wiem, może go nie ma.
 Jest.
 Skąd wiesz?
 Byłem tam wczoraj i sprawdzałem, Kacper dzwonił i prosił mnie o to. Poszedłem,
sprawdziłem, jest. Kacper zadzwonił drugi raz i powiedziałem mu. Nie powtórzył ci
tego?
 Nie wiedziałam, że dzwonił. Kacper też nie wie, że ja dzwonię, więc mu nie mów.
 Bawicie się w głuchy telefon?
43
 Nie, w złodziei i policjantów.
 Podesłać ci kajdanki, czy wzięłaś ze sobą?
 Wygląda na to, że nie będą mi potrzebne. Olu...
 No co, kotku?
 Spadł mi ciężar z serca, wiesz? Bałam się, że ten łańcuch mi gdzieś zginął.
 Magdusiu, nie oszukuj starego Ola, stary Olo jest mądrzejszy, niż myślisz...
 Kacper coś mówił?
 Prawie nic, ale za to ja chciałbym powiedzieć coś tobie.
 Co?
 Dobrze byłoby, żebyś miała do Kacpra większe zaufanie.
 Olu, ta dziewczyna jest beznadziejna.
 Nie wiem, przecież prawie jej nie znam.
 Ala mówiła, że według ciebie jest słodka, a przecież bywa, że kiedy człowiek coś
słodkiego rozgryzie, okazuje się gorzkie w środku.
 Tak czy inaczej łańcuch ci nie zginął, prawda? Ucałować od ciebie twojego psa?
 Tak, Olu, czule.
Z uczuciem ogromnej ulgi poszłam na targ. Rzeczywiście kupiłam dla nas ser i po-
midory, tak jak to przewidziała pani Rozalia, oprócz tego całą torbę jabłek, gruszek, mo-
reli. W piekarni dostałam świeże bułki i rogale z makiem. Wracając  Pod Kołatkę , usły-
szałam, że pogwizduję sobie cicho, było lepiej. Przechodząc przez park, świadomie nie
spojrzałam w stronę ławki, na której, płacząc, siedziałam poprzedniego wieczora, nie
chciałam na nią patrzeć ani o niej pamiętać.
Smutne są opustoszałe bocianie gniazda. Z okna mojego pokoju widać jedno, pozo-
stawione przez ptaki, które spędziły tu lato, jak ludzie przyjeżdżający do Osady tylko
w sezonie. Patrząc na niezamieszkany ptasi dom, zastanawiam się, czy bociany, które
podglądałam tak długo, dotarły szczęśliwie w miejsce przemyślnie wybrane, i czy będąc
tam, tęsknią czasami za przytulnym kątem obok wysokiego komina starej cegielni.
Patrzę na gniazdo z nadzieją, że z nastaniem wiosny ptaki pojawią się znowu, żeby tu
wychować swoje kolejne pokolenie. Od okna wiało jesiennym chłodem. Pomyślałam
z żalem, że muszę je w końcu zamknąć, bo siedząc nad swoim tłumaczeniem, czułam,
jak z wolna ogarnia mnie zimno. I wtedy usłyszałam podjeżdżający  Pod Kołatkę sa-
mochód, a potem go zobaczyłam. Był to wysłużony opel, żadne cudo. Zamknęłam
szybko okno i wróciłam do swojego biurka, bo nie chciałam, żeby ten cały Achmed
Yacobi, bo czegoś byłam pewna, że to on właśnie przyjechał, więc, aby Achmed Yacobi
pomyślał, że go tu wypatruję.
Dopiero kiedy wybierałam się na obiad, w holu zatrzymała mnie pani Rozalia, żeby
mi cokolwiek o nim opowiedzieć.
 Więc tak, pani Madziu...  mówiła dyskretnym szeptem, jednocześnie przysła-
44
niając sobie twarz od strony schodów ściereczką do kurzu, jakby jej ciche mruczenie
mógł usłyszeć pan Yacobi zamknięty w swoim pokoju.  On chyba będzie jakiś dziki!
Po pierwsze, zapytał, czy w moim hotelu jest centralne ogrzewanie, mówię, że jest, ale
działa tylko na parterze, a górę mam zupełnie odłączoną, bo, mówię, tu zimą nikt do
hotelu nie przyjeżdża. A on na to, że nic nie szkodzi, najważniejsze, że ogrzewanie jest.
Niech mi pani teraz powie, pani Madziu, na co mu ogrzewanie, jeżeli ono nie działa?
 A po drugie?  zapytałam, kiedy pani Rozalia uporała się wreszcie z  po pierw-
sze .
 A po drugie, to on ma ze sobą tylko teczkę i taką małą walizunię, że mu się chyba
do niej nawet piżama nie pomieściła.
Pani Rozalia za pomocą rąk i ściereczki do wycierania kurzu narysowała mi w po-
wietrzu walizunię pana Yacobi, była wielkości pudełka zapałek.
 Tycia!  dorzuciła cierpko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)