[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdzie to dokładnie się stało, by zacząć nad tym wszystkim panować i wreszcie coś zrozumieć.
Wprost nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jaki ból muszą odczuwać wojenne wdowy,
wiedząc, że ich mężowie polegli, a nie wiedząc dokładnie gdzie. Wydawało mu się wówczas,
że miejsce, w którym człowiek umiera, jest może nawet ważniejsze niż to, w którym się rodzi.
Stał na parkingu naprzeciwko McDonalda ze zwieszonymi po bokach ramionami,
przyglądając się okopconemu sadzą krawężnikowi. Niektóre z pobliskich krzaków również
były osmalone, dzięki czemu Lloyd mógł sam ocenić, z jaką wściekłością szalał tu ogień.
%7łałował, że nie wziął ze sobą kwiatów. Celia tak zawsze lubiła lilie.
 Cóż to za miejsce na śmierć! Jałowe i publiczne, wypełnione hałasem ruchu
ulicznego . W żaden sposób nie potrafił sobie wyobrazić, dlaczego wybrała takie ponure
otoczenie.
Spróbował zmówić modlitwę. Miał nadzieję, że jej dusza spoczywa w spokoju. Miał
nadzieję, że nie cierpiała. Miał nadzieję, że ona mu wybaczy, iż nie rozumiał, że cierpiała tak
bardzo, iż zapragnęła umrzeć.
I nadejdzie dzień, że z pewnością spotkamy się znowu. Amen.
Wracał do samochodu, gdy bocznymi drzwiami wyszedł z McDonalda jeden z
kucharzy i począł spiesznie iść w jego kierunku. Człowiek wielkiej tuszy, o szokująco
zezowatych oczach.
- Proszę pana! - wołał. - Proszę pana!
Lloyd poczekał na niego. Miał ponad pięćdziesiąt lat, siwe włosy i był cały spocony.
Towarzyszył mu zapach hamburgerów.
- Przepraszam, że panu zawracam głowę - powiedział wycierając dłonie o fartuch. -
Ale nie mogłem nie zauważyć, jak pan stał w tamtym miejscu.
- Nie jestem jednym z tych łowców sensacji, jeśli tak pan myśli - rzekł Lloyd. -
Kobieta, która zginęła w płomieniach... no cóż, była moją narzeczoną.
- Czegoś takiego właśnie się spodziewałem. No i widziałem BMW. Zwykła hiena
cmentarna raczej nie przyjechałaby takim wozem, żeby się pogapić.
Wyciągnął rękę.
- Bob Tuggey. Większość ludzi nazywa mnie Wujcio Tug.
- Lloyd Denman.
- Byłem tu, kiedy to się stało - powiedział Bob. - Próbowałem ją powstrzymać. To
było straszne.
- To pan przybiegł z gaśnicą? Bob spuścił wzrok i kiwnął głową.
- Próbowałem, niech mi pan wierzy, ale po prostu nie byłem dość szybki. Piętnaście
sekund wcześniej i być może mógłbym ją uratować.
Lloyd zerknął z powrotem w kierunku spalonych krzewów.
- Doceniam to, co pan uczynił.
- Widziałem, jak szła przez parking wymachując kanistrem. Powinienem był od razu
odgadnąć, co chciała zrobić.
Lloyd potrząsnął głową.
- Nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie odgadnąć jej zamiary.
- Byłem w Sajgonie - powiedział Bob. - Widziałem, jak jeden z tych mnichów oblał
się benzyną i podpalił. Ta młoda pani usiadła ze skrzyżowanymi nogami na ziemi, dokładnie
tak samo, jak zrobił to ten mnich, i wówczas już wiedziałem na pewno, co zamierza uczynić.
Po prostu nie byłem dość szybki.
- Cóż, tak czy owak, dziękuję - odezwał się Lloyd.
- Zaraz, niech pan posłucha... - powiedział Bob, sięgając do kieszeni koszuli. - Po tym
wszystkim znalazłem coś w krzakach. Miałem zamiar zanieść to wczoraj na policję, ale
zabrakło mi czasu. Musiało należeć do niej, a więc myślę, że najlepiej będzie dać to od razu
panu.
Między kciukiem a palcem wskazującym trzymał odbarwiony przez ogień, maleńki
złoty amulet. Wisiorek miał pęknięte oczko, jak gdyby został zerwany z łańcuszka lub
bransoletki. Jednak Lloyd nigdy nie widział go u Celii. Wszystkie jej amulety były
przylutowane przez jubilera; raczej mało prawdopodobne, by mogły odpaść. Z pewnością nie
dostała go od niego, a nigdy nie wspominała, by sobie coś takiego kupiła.
- Nie widziałem tego nigdy przedtem. - Zmarszczył brwi, trzymając go płasko na
dłoni. - Musiał należeć do kogoś innego.
Amulet miał kształt koła, w które wkomponowano jaszczurkę z wygiętą w bok głową,
podobnie wygięte były łapy i ogon.
- Jest pan tego pewien? - spytał Bob. - Znalazłem go dokładnie tam, gdzie to się stało,
tego samego popołudnia. Zachowałem specjalnie, by oddać.
- Mogę pokazać to jej matce; zobaczymy, może ona to pozna.
- W porządku - zgodził się Bob.
- Chce pan pokwitowanie? - zapytał Lloyd. Bob obdarzył go szerokim uśmiechem.
- Niech pan sobie tym nie zawraca głowy. I tak białym BMW z numerem
rejestracyjnym RYBKA nie ucieknie pan daleko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)