[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z opanowaniem, z jakim Darrick jeszcze się nie zetknął. Długie na jard drzewca
wbijały siew oczy i gardła wrogów, zabijając ich na miejscu, jednak stosunek sił
nie był korzystny dla wojowników. Ich było dwudziestu sześciu, wliczając w to
Darricka, a lezanti co najmniej osiemdziesiąt.
Zginiemy, myślał Darrick, ale ani razu nie pomyślał o ucieczce. Magiczny
miecz Hauklina pewnie leżał w jego dłoni.
Odgłos drapania ostrzegł Darricka. Obrócił się i zobaczył, jak lezanti skacze
na niego z dachu domu, wyciągając pazury.
Darrick uchylił się przed atakiem istoty i ustawił się, podczas gdy ona uderzyła
o ziemię. Nie tracąc równowagi nawet na chwilę, stwór podniósł się, parskając
i kłapiąc paszczą. Wydłużony pysk wystrzelił w stronę Darricka. Ten odepchnął
łeb mieczem i kopnął lezanti w brzuch, przewracając go. Zrobił krok w bok i ciął
trzymanym oburącz mieczem w bok stwora. Ku jego zdziwieniu ostrze przecięło
ciało na dwie połówki. Te drżały jeszcze przez chwilę na ziemi, po czym przestały
się ruszać. Wzdłuż ostrza przepłynęła błękitna energia, a wówczas krew lezanti
wyschła i odpadła płatami, aż miecz znów był czysty.
Na polance mężczyzni walczyli i przeklinali, próbując powstrzymać hordę
bezlitosnych istot. Jak zauważył Darrick, dwóch już nie żyło, a inni byli ranni.
204
Taramis wypuścił kolejną falę energii, dwa lezanti pokrył lód. Zamarzły na miej-
scu, a wojownicy natychmiast to wykorzystali, rozbijając je na kawałki.
Wbiegłszy do domu, Darrick rozejrzał się po małym pokoiku wypełnionym
rzezbami i kilkoma książkami. %7łona Elliga Barrowsa, równie siwa i chuda jak
mąż, stała pośrodku pokoju z rękami splecionymi na piersi.
Darrick rozejrzał się wokół, zauważając szerokie okna we frontowej ścianie
pomieszczenia, jak również jednej ze ścian bocznych. Było za dużo wolnego miej-
sca  tu nie uda mu się zapewnić bezpieczeństwa rodzinie starca.
Wnuk pociągnął ciężki dywan pokrywający podłogę.
 Pomóż mi!  krzyknął.  Pod spodem jest kryjówka. Darrick od razu
zrozumiał, o co chodzi, chwycił dywan jedną ręką i pociągnął, odsłaniając ukrytą
klapę. Wiele domów wzdłuż granicy, gdzie często zdarzały się napaści barbarzyń-
ców, budowano od razu z kryjówkami. Rodziny mogły zamknąć się pod domami
i przeżyć wiele dni dzięki ukrytym tam zapasom jedzenia i wody.
Sprytne palce chłopca odnalazły ukryty haczyk i klapa otworzyła się.
Darrick wsunął miecz pod klapę i uniósł ją, odsłaniając drabinę.
Chłopiec podniósł lampę z podłogi i wyciągnął rękę do starej kobiety.
 Chodz, babciu.
 Ellig  wyszeptała staruszka.
 Chciał, żebyście byli bezpieczni  powiedział jej Darrick.  Niezależnie
od tego, co się tu wydarzy.
Kobieta niechętnie pozwoliła wnukowi zaprowadzić się do kryjówki.
Darrick zaczekał, aż oboje znalezli się w środku, po czym zamknął klapę i za-
krył ją dywanem. Za plecami usłyszał odgłos tłuczonego szkła. Wstał z mieczem
w dłoni, gdy lezanti z rykiem wpadło przez rozbite okno i rzuciło się na niego.
W domu było mało miejsca. Darrick odwrócił uchwyt na mieczu, trzymając
go tak, że ostrze biegło wzdłuż ręki do łokcia i dalej. Lewą rękę trzymał z tyłu,
pozwalając, by ciało ustawiło się zgodnie z pozycją miecza.
Lezanti rzuciło się na niego. Darrick machnął mieczem, ale nie pozwolił, by za
mocno odstawał od ręki. Trzymał go blisko, jak nauczył go Maldrin, prawdziwy
mistrz brudnej walki w zamkniętej przestrzeni.
Darrick wykorzystał miecz, by odepchnąć na bok łapy lezanti, i przesunął
się całym ciałem w drugą stronę, odwracając wciąż trzymany wzdłuż ramienia
miecz. Ciął stwora w pysk. Lezanti zatoczyło się do tyłu, przyciskając łapę do
zmiażdżonego oka i wyło z bólu. Darrick zrobił krok do przodu i znów ciął stwora
w pysk. Zanim ten zdążył się wycofać, jednym cięciem zdjął mu łeb.
Gdy łeb jeszcze toczył się po ziemi, inne lezanti wpadło przez drzwi, a trzecie
przebiło się przez okno wyglądające na studnię i stodołę.
Dysząc ciężko, ale czując tylko spokój i koncentrację, Darrick sparował
włócznię, którą istota posługiwała się zadziwiająco sprawnie, chwycił drzewce
pod lewe ramię i lewą dłonią. Dzierżąc jego włócznię i w ten sposób trzymając
205
lezanti na odległość, Darrick odwrócił się, puścił miecz, obrócił dłoń i chwycił go
normalnie, zanim broń jeszcze dotknęła ziemi. Natychmiast odrąbał ramię dru-
giemu lezanti.
Lezanti z włócznią pchało ją, próbując wpakować Darricka na wyłożoną po-
duszkami ławę. Darrick pchnął włócznię tak, że jej ostrze weszło w ścianę. Puścił
drzewce i zrobił krok do przodu, wiedząc, że lezanti bez łapy zbliża się do niego
od tyłu. Ciął stwora przed sobą, odcinając mu łeb i jedno ramię. Nie zatrzymując
miecza, odwrócił chwyt i wbił ostrze w pierś lezanti za plecami.
Po ostrzu znów przepłynęła energia. Zanim Darrickowi udało się kopnięciem
zrzucić stwora z miecza, z ostrza wystrzeliły błękitne płomienie i w jednej chwili
pochłonęły ciało. Przed zdziwionym Darrickiem zawirował popiół.
Zanim zdążył odpocząć, kolejne lezanti wskoczyło przez rozbite okno od stro-
ny stodoły. Darrickowi udało się uniknąć pazurów stwora, ale poleciał do tyłu pod [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)