[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miała na sobie po raz pierwszy.
Wrócili do domu tuż przed świtem. William nie odstąpił
żony na krok. W końcu Verity, jej pokojówka, wycofała się
dyskretnie, najwyrazniej zmartwiona stanem swojej pani.
William ostrożnie ściągnął poszarpany muślin z bezwładnego
ciała żony. Wreszcie oparła się o niego sennie w samej bieliznie.
Ułożył ją w śnieżnobiałej pościeli, a potem padł na łóżko obok
niej, utkwiwszy wzrok w jej nieruchomym profilu.
Spała ponad dziesięć godzin, jak zabita, bez ruchu, chociaż
lekarz, który ją w tym czasie zbadał, zapewnił Williama, że jego
zdaniem nie doznała żadnej szkody poza drobnymi obtarciami,
zadrapaniami i nadpalonym kosmykiem włosów Najbardziej
niepokoił się o stan jej umysłu, ale uznał, że organizm sobie
poradzi. Jest silna. Wreszcie wręczył Williamowi słoiczek z
maścią i powiedział, że nie ma potrzeby się denerwować, a
William udał, że mu wierzy.
- Przyślij ich wszystkich na górę. Potem chcę się wykąpać
- ty musisz zrobić to samo. Pózniej zjemy kolację.
William uśmiechnął się łagodnie.
- A pózniej... chcę, żebyś się ze mną kochał, Williamie...
bardzo chcę, żebyś się ze mną kochał, zanim znów zasnę.
Przytaknął ruchem głowy i podszedł do okna. W milczeniu
podziwiał cudowne wiosenne popołudnie, aż odzyskał
panowanie nad sobą.
- Przyprowadzę twoją rodzinę - powiedział wreszcie.
201
- Jak na kogoś, kto bladym świtem przejechał czterdzieści
mil na końskim grzbiecie, wyważył drzwi i uwolnił damę z
opresji, masz wciąż zadziwiająco dużo energii, mój panie.
- To jeszcze nie koniec. - Z tym ostrzeżeniem William
pochylił głowę i zachłannie przywarł do obrzmiałych,
szkarłatnych ust żony w głębokim, oszałamiającym pocałunku.
June wyprężyła się pod nim niczym rozleniwiona kotka i
przejechała dłońmi po twardych wypukłościach mięśni pleców.
Rozkoszowała się jego smakiem i zapachem, doznaniami, które
w niej wzbudzał, gdy jego ciało dopasowywało się do jej ciała.
Z początku kochali się czule, delikatnie, ale kiedy William
przygarnął ją opiekuńczo do boku, jak zawsze przed zaśnięciem,
zaczęła drażnić jego długie smukłe ciało leciutkimi muśnięciami
koniuszków palców.
- %7łyję i nic mi nie jest, Williamie - wyszeptała,
przybliżając usta do ciepłej skóry pachnącej piżmem. -
Udowodnij mi to... proszę... jak nigdy przedtem...  Jego
kolejny czuły pocałunek napotkał drobne ostre ząbki.
Aagodnie zmysłowe pieszczoty skusiły ją do wbicia
paznokci w muskuły prężące się pod skórą ramion.
Nieobojętny na niemą prośbę żony, wyświadczył jej tę
przysługę w pełnym tego słowa znaczeniu. Piersi nabrzmiały od
niekończących się pieszczot, aż wreszcie mocne, rytmiczne
pchnięcia przygwozdziły ją do posłania, gdzie wiła się, jęcząc.
Mimo to uwięziła jego szyję i biodra w uścisku rąk i nóg i
umiejętnie kusiła, by jeszcze dobitniej przekonał ją, że jest żywa
i zdrowa.
Od ich namiętnych uścisków wilgotne przykrycie znalazło
się na podłodze, a June podciągnęła je na plecy Williama,
tworząc w ten sposób namiot nad ich wyczerpanymi ciałami.
Zaspokojona i rozgrzana, z szumem w głowie, była gotowa
dowiedzieć się reszty.
- Czy dragonom udało się dogonić Constance i Bethany?
202
- Tak. Obie zostały aresztowane i staną przed sądem za
pomoc w porwaniu. Spodziewam się, że w wyniku dochodzenia
zostaną im postawione również inne zarzuty.
Jeszcze jedno pytanie zawisło w powietrzu. Wreszcie June
wyrzuciła z siebie:
- Czy Gavin Blackmore nie żyje?
Zapadła cisza. W końcu William odparł:
- Próbowałem się do niego dostać, Adam też, ale on nie
chciał żyć. Wszedł prosto w ogień. Wołałbym zobaczyć go na
szubienicy albo zabić go sam, ale on postąpił po swojemu.
Zginął, jak chciał.
- Nie mogłeś wiedzieć, że jest chory na umyśle. To ja
chciałam się z nim spotykać, a ty, mimo wszystkich naszych
kłopotów i sporów, nie oponowałeś. Rzadko sprzeciwiasz się
moim zachciankom, prawda? - pochwaliła go czule. - Zawsze
uważałam, że spotkało mnie wielkie szczęście, bo mam męża,
który tak chętnie okazuje mi szacunek i uznaje moją
niezależność.
- Miłe słowa nie wystarczą, June. - William pokręcił
głową. - Bardzo wiele wycierpiałaś na skutek mego zaniedbania.
Mogłem cię stracić - wyszeptał. - Jesteś dla mnie najważniejsza
na świecie, a jednak pozwoliłem, by dotrzymywał ci
towarzystwa i okazywał przyjazń mężczyzna, którego tak
naprawdę nigdy nie lubiłem i którego nie widziałem od
dziesięciu lat. Znałem Blackmore a w szkole i już wtedy był... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)