[ Pobierz całość w formacie PDF ]

babski wieczór do Kaśki.
Kaśka mieszkała jakieś pięć przystanków od niej, w niezwykle funkcjonalnym bloku z lat
siedemdziesiątych. Jego funkcjonalność polegała na tym, że mieszkanie Kaśki miało trzy pokoje i
ślepą kuchnię * od lat podziwiały inwencję architekta * zaś jedno z okien było usytuowane pod
sufitem, najwyrazniej po to, by wygodnie postawić pod nim szafę.
Na spotkaniach pojawiały się wciąż te same osoby: oprócz Laury i Kaśki, dwóch bezrobotnych
matek, przychodziła singielka Ola oraz dwie mężatki Janka i Anka. Impreza zawsze zaczynała się
identycznie: Laura zjawiała się o czasie, a reszta się spózniała. Kaśka biegała między pokojem a
kuchnią, znosząc knedle syczuanskie, sałatki egzotyczne oraz strucle z makiem, a goście schodzili
się powoli.
Pierwsza nadciągała zazwyczaj Olga. Pracowała w banku, na wysokim stanowisku, i nieustannie
narzekała na swoją pracę. Praca w dziale PR dawała jej nieograniczone możliwości bywania na
atrakcyjnych imprezach, balach, festiwalach, gratisowe lunche i koktajle, ale  wykańczała
emocjonalnie". Ola była trwale wykończona. Emocjonalnie. Fizycznie. I pod każdym innym
względem. Z tego też powodu nieustannie poddawała się jakimś terapiom, jak nie przymierzając,
Tubby Passmore z powieści Lodge'a. Podobnie jak ten literacki bohater, Olga miała w głębokim
poważaniu medycynę tradycyjną i leczyła się głównie u znachorów, szamanów i innych wróżów.
Przeszła już kurację ziołami mongolskimi (cudem ją odratowano), terapię wodną (zapalenie płuc),
holistyczną diagnostykę organizmu jakąś lampą przypominającą stroboskop (wyszło, że ma robaki
jak donice) oraz multum innych dziwnych zabiegów (przy czym akupresura i leczenie moczem
należały do najmniej szokujących). Laura podejrzewała, że tak naprawdę Olga uległa nawiedzeniu i
przydałby się jej porządny egzorcysta, taki jak na przykład Jakub Wędrowycz z opowiadań
Pilipiuka. W końcu sam autor tego bestsellera zapewniał,  że jak wszystko zawiedzie, to pozostaje
jeszcze Wędrowycz". Parę dni przed imprezą, wracając ze spaceru, Laura znalazła nawet na tablicy
ogłoszeń parafialnych kartkę Spotkania z egzorcystą, codziennie po mszy, w naszym klubie, ale
jakoś rozmowa z fachowcem tej specjalizacji w młodzieżowym klubiku przykościelnym wydawała
jej się nieprzystojna. Egzorcysta powinien urzędować co najmniej w katakumbach, a przynajmniej
w pobliżu cmentarza.
Teraz też, zgodnie ze stałym scenariuszem, Olga zaczęła narzekać na swój kiepski stan zdrowia. Jak
każdy hipochondryk wyglądała jak ćwik, była opalona, dobrze odżywiona i w świetnej formie, ale
sama widziała siebie jako bliską śmierci. Wręcz stojącą nad grobem i czekającą, aż ktoś ją
miłosiernie popchnie.
* Okropnie się czuję * powiedziała do Laury.
* To się napij! * zaproponowała ta, uważając, że porządny drink od razu zmieni optykę widzenia
koleżanki.
* Nie mogę. Biorę teraz takie leki, wiesz, na odtrucie organizmu...
* A jak tam w pracy? * przerwała Laura, autentycznie przerażona, że Olga zacznie zagłębiać się w
szczegóły, jak wtedy, gdy jej przybliżyła, na czym polega płukanie okrężnicy (wierzcie mi, nie
chcielibyście tego wiedzieć). * Może byś w tym banku coś dla mnie znalazła? * dodała jeszcze,
nokautując Olgę całkowicie.
Nie żeby Olga była nieużytą koleżanką, absolutnie nie, ale hołdowała zasadzie  nie sraj tam, gdzie
jesz" i nigdy nie polecała znajomych na żadne stanowiska. Miało to plusy (mogła do woli
wrzeszczeć na podwładnych, łudząc się, że obgadują ją jedynie we własnym, wąskim gronie) i
minusy (nie miała do kogo gęby otworzyć podczas przerwy na kawę).
Następna ante portas pojawiła się Janka. Tej zawsze dopisywał wyśmienity humor, jak bohaterce
powieści dla dzieci Pollyannie. Janka była właśnie taką osobą * we wszystkim dostrzegała dobre
strony * nieuleczalna optymistka. Gdyby przykładowo przeżyła wypadek i straciła obie nogi, na
pewno ucieszyłaby się, że jest kupiec na jej buty. Gdy Laura ponuro wykładała jej powody swego
psychicznego dołka (brak pracy i perspektyw), Janka zachwycała się wolnością ducha i
możliwością przeznaczenia czasu na pisanie rozpraw naukowych bądz hołubienie rozlicznych
hobby. Każdy wylew żalu, który prezentowała Laura, Janka kwitowała nieodmiennie:  Widzę, że
nie jest tak zle. Cieszę się, że lepiej się czujesz". Laura poważnie podejrzewała, że gdyby
oświadczyła Jance:  Zostało mi jeszcze pół roku życia", to ta poradziłaby natychmiast:  Musisz się
więc szybko zdecydować, gdzie spędzisz wakacje".
Anka * zgodnie z obowiązującą w każdej dziedzinie życia zasadą kontrapostu * była zupełnie inna
od reszty. Mało się odzywała, nie komentowała, ale zawsze udzielała duchowego wsparcia.
Gdy zebrały się już wszystkie i Kaśka nalała po wstępnej lampce wina, Ola, odstawiając kieliszek,
powiedziała oskarżycielsko:
* W ogóle nie powinnyśmy pić! Alkoholiczki się z nas zrobią!
* Akurat * skomentowała niespodziewanie Anka, wychylając duszkiem połowę zawartości.
* Czytałam taki artykuł w brytyjskiej prasie, że kobieta może wypić maksymalnie czternaście
jednostek alkoholu tygodniowo, bo potem już alkoholizm, rak wątroby i równia pochyła...
* A ile to jest w przeliczeniu na flaszki? * zainteresowała się Laura, która miała perfidny zwyczaj
zachęcania wszystkich do picia, podczas gdy sama cały wieczór tkwiła nad jednym drinkiem. Od
kilku lat (starość nie radość) wypicie dwóch drinków kończyło się bólem głowy nieznanym
literaturze medycznej.
* Jedno piwo dziennie * wyjaśniła tymczasem Anka, która dobrze znała się na rzeczy.
* Wcale nie! * zaprotestowała Ola. * Piwo ma trzy jednostki, więc możesz wypić niecałe pięć
tygodniowo.
* Jedno piwo dziennie z wyjątkiem weekendów * uściśliła Anka, wzruszając ramionami.
* Bo w weekend zaczynasz kroić spirytus bez dodatków * stwierdziła Kaśka.
* Albo denaturat, który zagryzasz tic takami * dodała Laura, a Ola się obraziła.
* Okej, okej, nie dbajcie o swoje zdrowie, jak chcecie... Ja natomiast...
* Rzucasz picie? * zainteresowała się Anka, bo Ola znana była z tego, że upijała się jednym
kieliszkiem wina, a ponieważ okropnie bała się, że w stanie upojenia może zdradzić firmowe
sekrety, unikała alkoholu jak ognia.
* Pewnie wyrzuciła dezodorant na spirytusie * to strasznie przesiąka przez skórę i można się upić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)