[ Pobierz całość w formacie PDF ]

-To plotkuj z mamusiami, kiedy odbierasz jÄ…
ze szkoły. Myślę, że Eloise raczej unikała wizyt
dzieci w domu; są hałaśliwe i na pewno narobiłyby
bałaganu.
- Pewnie masz rację, ale proszę, uważaj bardzo, co
mówisz. On pewnie jest w niej zakochany, nie sądzisz?
Jedzie aż do Cheltenham na premierę.
-To jeszcze nic nie znaczy. Co jest na kolacjÄ™?
Zrobiło się pózno.
Już nastÄ™pnego dnia Francesca wymieniÅ‚a przyjaz­
ne uwagi z mamami i nianiami, które przyszły do
szkoÅ‚y po dzieci. OdniosÅ‚y siÄ™ do niej życzliwie, a dzie­
wczyna zadbała, by zwierzyć się, że pani Vincent
wyjechała, a ona opiekuje się jej córeczką. Może uda
PROPOZYCJA
48
się doprowadzić do tego, by stworzyć dla Peggy małe
kółko przyjaciół, zanim wróci jej matka? Już w tej
chwili dziewczynka była bardziej ożywiona, nauczyła
się zabaw popularnych wśród małych dzieci i spędzała
całe godziny z Francesca i Lucy, przemeblowując dom
dla lalek lub zastanawiajÄ…c siÄ™ nad nowymi strojami
dla swych faworytek. Francesca zabraÅ‚a siÄ™ do robó­
tek na drutach i dziergała na zimę miniaturowe swetry
i blezery.
Następnego dnia cała trójka wybrała się na zakupy
i okazało się, że Peggy nigdy nie była w domu
towarowym Woolwortha. Oczarowana dreptała od
jednego stoiska do drugiego, rozważając, na co wydać
swoje kieszonkowe.
Po rygorze panującym u Lady Mortimor życie było
bardzo przyjemne. Miały dom - przynajmniej na jakiś
czas, wystarczało im pieniędzy, rysowała się przed
nimi rozkoszna perspektywa kilku nowych ciuszków,
a także powiększenia ich maleńkiego kapitaliku
w banku. Wszystko szło dobrze.
Renier pojawił się w sobotę po lunchu, zapakował
dziewczyny do samochodu i wyruszyli do zoo. Był
pogodny, jesienny dzień - niespodzianka po dłuższym
okresie lodowatych deszczów. Francesca w swym
wyjściowym kostiumie, z kasztanowatymi włosami
lśniącymi w słońcu, siedziała koło niego na przednim
siedzeniu gawędząc, zaś Lucy i Peggy chichotały
i paplały z tyłu. Zmęczony lekarz, który był niemal
caÅ‚Ä… noc na nogach, opiekujÄ…c siÄ™ pacjentem w ciÄ™­
żkim stanie, sÅ‚uchaÅ‚ miÅ‚ego gÅ‚osu Franceski, nie ro­
zumiejąc ani słowa z tego, co mówiła, lecz ciesząc
siÄ™ jego brzmieniem.
Wyprawa bardzo siÄ™ udaÅ‚a. WÄ™drowali, zatrzymu­
jąc się, gdy zobaczyli coś szczególnie ciekawego aż do
chwili, gdy Peggy ujrzaÅ‚a wielbÅ‚Ä…dy spacerujÄ…ce z dzie­
ćmi siedzącymi na ich grzbietach.
Profesor wyłowił z kieszeni kilka monet i wręczył
je Lucy.
PROPOZYCJA 49
- Wy dwie możecie się przejechać, a Francesca i ja
trochÄ™ odpoczniemy.
- Od razu poczułam się jak starsza pani - żylaki
i artretyczne kolana! - zaprotestowała dziewczyna ze
śmiechem, gdy usiedli na ławce.
-Ty, moja droga, nigdy siÄ™ nie zestarzejesz. To
zależy wyłącznie od usposobienia - rzekł lekko, nie
patrząc na nią. -Mam nadzieję, że zadomowiłyście się
na dobre?
- O, tak. Lucy i Peggy świetnie się ze sobą zgadzają.
- To widać. A ty, Francesco, matkujesz im obu.
Poczuła, że się rumieni.
- A jak tam Brontes i koty? - spytała szybko.
- Zwietnie. Brontes zaadoptowaÅ‚ caÅ‚Ä… kociÄ… rodzi­
nę. Musisz przyjść i sama zobaczyć. Może zjemy
razem lunch któregoś dnia, gdy dziewczynki będą
w szkole? ZadzwoniÄ™ do ciebie.
- Czy to ma być zaproszenie? - spytała Francesca
niepewnie.
- A cóż by innego. Masz ochotę wpaść, prawda?
Nie miała najmniejszego zamiaru się do tego
przyznać.
- Będzie mi bardzo miło znowu zobaczyć kotkę
i małe.
Jego surowe usta zadrgały tłumionym śmiechem.
- Ja też tam będę. Mam nadzieję, że będzie ci także
miło zobaczyć mnie.
- Ależ oczywiście.
Będzie szczęśliwa, widząc go znowu, ale on nie
może się o tym dowiedzieć. Zachowuje się po prostu
jak dobry znajomy, zabijając czas, nim wróci Eloise.
Jakże chciaÅ‚aby wiedzieć o nim coÅ› wiÄ™cej! NieÅ›wia­
domie wyraziła swoje życzenie głośno i zaraz tego
pożałowała.
-Jesteś bardzo miła, ale właściwie niewiele jest
do powiedzenia. Pracuję, jak wszyscy mężczyzni. Tyle
że może mam wiÄ™cej szczęścia, bo robiÄ™ to, co na­
prawdÄ™ lubiÄ™.
PROPOZYCJA
50
- Czy pan jezdzi codziennie do szpitala?
- Do kilku, a poza tym mam prywatnÄ… praktykÄ™.
- Skoro jest pan profesorem, to pewnie uczy pan
studentów? - chciała wiedzieć.
-Najlepiej, jak umiem. Od czasu do czasu po­
dróżujÄ™, głównie, by egzaminować studentów w in­
nych krajach. Mam do pomocy niezwykle kompetent­
ną sekretarkę oraz pielęgniarkę...
- Przepraszam za moje wścibstwo, sama nie wiem,
dlaczego zaczęłam pana wypytywać...
Jej twarz znów się zarumieniła. Spuściła oczy,
a dÅ‚ugie, ciemne rzÄ™sy rzuciÅ‚y cieÅ„ na policzki. Wy­
glÄ…daÅ‚a tak piÄ™knie, że Renier patrzyÅ‚ na niÄ… w mil­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)