[ Pobierz całość w formacie PDF ]

właściwych miejscach.
James rozejrzał się dookoła i ujrzał zjawisko stojące w
świetle księżyca. Ubrana w jego rzeczy, Susan wyglądała
cudownie, szczególnie gdy poprawiała opadające mankiety.
- Gdzie byłaś? - powiedział z pretensją. - Prawie
oszalałem, szukając ciebie. Korciło mnie, żeby zejść do twojej
kryjówki, ale ktoś ją zamknął, jak widzisz.
- Wiem - jęknęła. - Razem z moim bagażem. A teraz
gdzie mam mieszkać? I co ubiorę?
James przyjrzał jej się bliżej i zamrugał oczami, gdy
rozpoznał swoje własne rzeczy, nieco dziwacznie wiszące na
jej szczupłym ciele.
- O! Zastanawiałem się, gdzie jest mój najlepszy garnitur.
Myślałem, że wziął go złodziej.
Twarz Susan pociemniała na myśl o tamtym
przedpołudniu. Rzuciła się w ramiona zaskoczonego Jamesa.
Ukrywała się przez cały dzień i teraz szukała pocieszenia przy
jego piersi. James przygarnął ją mocniej.
- Prawie zobaczył mnie nagą w wannie! - wybuchnęła.
Pogłaskał dziką chmurę jej włosów.
- Susan - spytał delikatnie. - Czy ty go widziałaś?
- Nie! - powiedziała gwałtownie. - Nie, nie widziałam. -
Zawahała się sekundę i poprawiła się: - Tak, widziałam,
troszeczkę.
Spojrzał na nią figlarnie.
- Nie rozumiem - widziałaś go czy nie?
- Widziałam jego rękę - rzekła. Roześmiał się.
- Czy mogłabyś szczegółowo ją opisać?
- Miał niezwykły pierścień. Myślę, że był na nim ptak
albo coś w tym stylu, a na tym małe rytowanie.
James przestał się śmiać, czekając na dalsze informacje.
Susan wzruszyła ramionami.
- Otóż właśnie. Byłam za daleko, żeby dostrzec więcej
szczegółów, ale myślę, że gdybym zobaczyła ten pierścień raz
jeszcze, rozpoznałabym go.
Zmarszczył brwi.
- Ale nie widziałaś jego twarzy?
- O, nie! W ogóle. - Zadrżała, - Wszystko, co wiedziałam,
to, że muszę wydostać się z twojej kabiny tak szybko, jak to
było możliwe. W minutę pózniej przywieziono jedzenie.
Kiedy Peters zobaczył bałagan, wezwał natychmiast ochronę.
Nie chciałam zostać przyłapana nago w twojej wannie.
- Hm, rozumiem cię - powiedział James. Trzymał ją z
daleka od siebie i uśmiechnął się lekko. - Podoba mi się twój
wygląd. Nigdy bym nie zgadł, że mamy taki sam gust.
- Chciałabym mieć moje rzeczy z powrotem.
- Jeśli ci je zwrócę, czy przyjdziesz na kolację i tańce dziś
wieczór?
Susan zmarszczyła brwi, choć nie wyglądała na
zdziwioną.
- Nie mam stosownej sukienki.
- Drobiazg, właśnie znalazłem coś odpowiedniego. -
James rycersko podał jej rękę. - Jeśli pani pozwoli.
Susan zawahała się.
- Nie wiem... tak bardzo starałam się nikomu nie
pokazywać, a teraz chcesz, żebym zrobiła to całkiem jawnie.
- Odpręż się, Kopciuszku. Nikt nie będzie cię o nic
podejrzewał. Twoja uroda rzuci ich na kolana.
- Tego się właśnie obawiam - wymamrotała, ale poszła
chętnie do jego kabiny.
Minęli po drodze sporo ludzi i choć wielu zauważyło
niezwykły strój Susan, nikt nic nie powiedział. Przecież
towarzyszył jej James William Bentley.
Susan odprężyła się i prawie zapomniała o swym
kłopotliwym położeniu, gdy bezpiecznie dotarli do kabiny.
Pierwszą rzeczą jaką zauważyła, były jej ubrania rozwieszone
w otwartym gabinecie. Obok nich wisiała oszałamiająca
kreacja wykonana z czerwonej tafty i tiulu. Susan wolno
podeszła, uniosła ją z wieszakiem i przyłożyła do ciała.
Spojrzała na Jamesa.
- Dla mnie?
- Sprowadziłem krawca, który pobrał miarę z twoich
starych ubrań. Jest bardzo doświadczony w szyciu rzeczy na
ostatnią chwilę, więc powinno pasować.
- Jest piękna - powiedziała miękko, dotykając palcami
cienkich, mistrzowsko wykonanych ściegów. - I bardzo droga.
- Nieważne.
- Ależ ważne. Nie oczekiwałam czegoś takiego.
- Wiem, że nie. Dlatego to takie zabawne. Uśmiech
Jamesa trafił prosto do jej serca. To było oczywiste -
mężczyzna, który przyzwyczajony był do dawania prezentów i
który potrafił się z tego cieszyć. Wzruszyła ją aura, którą
roztaczał, przekonanie, że mógł przynieść korzyść światu i
każdemu, kto na nim żył, włącznie z nią. Było w tym coś
szalenie pociągającego, co jednocześnie sprawiało, że czuła
się niepewnie. Nie była też przyzwyczajona do strojenia się
dla kogoś. Zwłaszcza dla kogoś tak czarującego i ponętnego
jak on. Uparcie potrząsała głową.
- A co, jeśli mnie odkryją? A jeśli aresztują mnie i wrzucą
do brygu za jazdę na gapę?
- Właśnie zapłaciłem za twój bilet - oświadczył James. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)