[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mięśniach prę\ących się pod lśniącą skórą i morderczych kłach,
inteligentne i doskonale wytresowane. Tylko ktoś kompletnie
pozbawiony instynktu samozachowawczego mógłby je zlekcewa\yć.
Drzwi frontowe były otwarte zapraszająco. Za chwilę wypadł z
nich Dodger, a za nim wyłonił się Eric. Na jego widok Kelly, choć pełna
współczucia, stała się natychmiast czujna. Koci krok, szare oczy,
patrzące spod strzechy jasnych włosów i dwudniowy zarost nadawały mu
niebezpiecznie seksowny wygląd.
 Widzę, \e rzeczywiście potrzebujesz ochrony  powiedziała
kpiąco.  Tak gościnnie otwarte drzwi zapraszają złodziei.
 Teraz nie ma tu ju\ nic do ukradzenia  powiedział, niedbałym
wzruszeniem ramion kryjąc podekscytowanie, narastające od momentu,
w którym usłyszał o ró\owej koszulce.
 Naprawdę jest a\ tak zle?  zagadnęła, wchodząc do holu. Nagle
wydał się jej mały i ciasny, jakby postać mę\czyzny wypełniała całą
przestrzeń.
 Tak. Przygotuj się na piękny widok.
Za chwilę stanęła na progu salonu i zamarła ze zgrozy. Praktycznie
jedynie ściany były nietknięte. Teraz zrozumiała, czemu Eric tak
spokojnie rozmawiał z nią przez telefon. Nie było ju\ sensu rozpaczać.
Słowo  wandalizm było zbyt łagodnym określeniem na ten
skandaliczny rozbój.
 O Bo\e  wyszeptała.
 Jeśli uwa\asz, \e to jest straszne, to lepiej zajrzyj na górę.
Harowałem tam od świtu, mimo to wszystko nadal wygląda jak po
przejściu tornado  powiedział, stając przy niej. Natychmiast poczuła
spokój i siłę promieniujące z jego ciała. Zadr\ała na myśl, \e mo\e mu
grozić niebezpieczeństwo.  Hej, dobrze się czujesz?
 Tak  zapewniła słabym głosem, ale kolana tak jej dr\ały, \e
musiała usiąść na schodku.  Patrząc na nas, mo\na by powiedzieć, \e to
mnie spotkało nieszczęście, co?  uśmiechnęła się.
Eric natychmiast ukląkł przy niej i chwycił jej dłonie w swoje.
 Wybacz, nie powinienem przyprowadzać cię tutaj. Nie
przypuszczałem, \e ten widok a\ tak...
Kelly niecierpliwie pokręciła głową. Najbardziej wytrąciło ją z
równowagi niejasne przeczucie, \e celem tych przestępczych działań był
sam Eric. Wolała jednak nie mówić tego głośno.
 Czego oni szukali?  zapytała.
 Moich notatek, jak sądzę  powiedział, wstając i wsuwając ręce
w kieszenie.
 Sądzisz? Tylko tyle?  Spojrzała na niego bystro.  Gdyby ktoś
zrobił takie szkody w moim domu, postarałabym się o coś bardziej
konkretnego ni\ niejasne sądy.
Eric zaczął przemierzać hol wielkimi krokami.
 Szukali moich notatek i tego, co ju\ napisałem. Zadowolona? 
rzucił.
 Nie, niezupełnie  odparła spokojnie.  Nie wiedziałam, \e to, co
piszesz, jest a\ tak kontrowersyjne.
 Nie jest.  Eric zmarszczył brwi, ganiąc się w duchu. Tak
przyzwyczaił się zatajać przed Jess sprawy, które rozpracowywał, \e
teraz odruchowo robił to wobec Kelly. Ona jednak, w przeciwieństwie do
jego siostry, nie dała się zbyć ogólnikami.  Nie jest kontrowersyjne
przynajmniej dla tego, kto przestrzega prawa  dodał.
 Maleńka, ale istotna ró\nica  zakpiła. Ku jej zdumieniu Eric
odpowiedział porozumiewawczym uśmiechem. Stanowczo miał zbyt
dobry humor po tak dramatycznych przejściach.
 I co, zabrali te notatki?  drą\yła dalej.
 Na szczęście nie. Gorzej natomiast, \e namierzyli mnie tutaj. Ju\
wcześniej zorientowałem się, \e zbierając materiały do ksią\ki, zdrowo
nadepnąłem komuś na odcisk i zmusiłem go do pewnych ruchów.
 Jakich ruchów?
 Od ponad tygodnia odbierałem anonimowe telefony. Wiesz,
takie, w których ktoś niewyraznie bełkocze parę pogró\ek, a potem
odkłada słuchawkę.
Kelly przytaknęła, przypominając sobie jego minę, kiedy zastała
go rozmawiającego przez telefon.
 Jak rozumiem, nie wziąłeś tych grózb powa\nie?
 Niezupełnie, ale przy takich sprawach, jeśli chcesz naprawdę
czegoś się dowiedzieć, musisz wsadzić kij w mrowisko. Byłbym marnym
dziennikarzem, gdybym działał ostro\nie i w rękawiczkach.
Kelly zesztywniała. Jego słowa uderzyły niespodziewanie celnie.
 I nie masz wyrzutów sumienia, \e bez skrupułów ingerujesz w
czyjeś \ycie?
 Tego nie powiedziałem  zaprzeczył ostro\nie, wyczuwając, \e
Kelly przywiązuje ogromną wagę do jego odpowiedzi. Tak jak
poprzednio, gdy zaczęła się rozmowa o jego zawodzie, momentalnie
stała się czujna.  Zawsze uwa\am, by nie skrzywdzić niewinnych ludzi.
Nie akceptuję dziennikarstwa goniącego za sensacją za wszelką cenę.
Wyrobiłem sobie zawodową reputację na rzetelnych,
udokumentowanych reporta\ach. Zawsze tak działam i teraz mam zamiar
postępować podobnie.
 Rozumiem  powiedziała, uspokojona. Mogła nie akceptować
sposobu, w jaki ten człowiek zarabiał na \ycie, ale musiała przyznać, \e
nabierała dla niego szacunku.
 Drugą moją zasadą  kontynuował  jest ostro\ność. Tutaj
okazała się zbawienna. Mam zwyczaj trzymać wszystkie wa\ne materiały
w teczce, którą rzadko spuszczam z oka. Kiedy wczoraj pojechałem do
Nowego Jorku, zabrałem ją ze sobą. Ten, kto splądrował mój dom,
napracował się na pró\no.
 Byłeś w Nowym Jorku?
 Uhm... Dlaczego pytasz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)