[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mylisz. Bo mnie ta kolacja sprawiała wielką przyjemność, dopóki nie
zamknąłeś się w sobie, kiedy poruszyłam zakazany według ciebie temat. Nie
doceniasz się, Ben. I nie doceniasz tego, jak jesteś postrzegany.
 Być może wiem, jak jestem postrzegany, i uznałem, że jest to bez
znaczenia.
 To ma znaczenie  upierała się.  I jest mi przykro, że się izolujesz.
Teraz wracam do siebie, a ty zostań, zamów sobie deser i kawę. O mnie się
nie martw. Wrócę sama.
Nie był to najbardziej koszmarny wieczór w towarzystwie mężczyzny w
jej życiu. Gorszy był ten, kiedy poznała swojego przyszłego męża, wieczór,
który upłynął pod znakiem transakcji biznesowych. Och, facet był czarujący.
Zapewne dlatego, że marzył o funkcji ordynatora chirurgii w Brooks Center,
gwarantowanym awansie dla małżonka córki, wnuczki i siostry właścicieli.
Dwa miesiące pózniej odbył się ślub.
To spotkanie... nie będzie miało zakończenia. Ben jasno wyłożył swoje
intencje. Wychodząc, spojrzała przez ramię na Bena. Regulował rachunek,
rozmawiając z kelnerką i przeliczając drobne. Nagle instynktownie zawróciła
i biegiem puściła się z powrotem. Kelnerka tymczasem osunęła się w jego
ramiona.
 Jakie objawy?  zawołała.
Ben ostrożnie ułożył dziewczynę na podłodze, po czym przyklęknął
przy niej.
 Podwyższona ciepłota, blada, płytki oddech, spocona. Shanna,
poproś, żeby ci ludzie się odsunęli.
Bez chwili namysłu zaczęła odpychać gapiów, aż zjawił się właściciel
knajpki, Raul Varga.
51
R
L
T
 Co jej jest?  zapytał.  To moja córka, Graciela.
 Pana córka?  zdziwiła się Shanna.  Ostatnio zle się czuła? Robiła
coś, czego normalnie nie robi? Wyglądała niewyraznie?
 Nic takiego sobie nie przypominam oprócz tego, że narzekała na
zmęczenie. %7łona lepiej zna się na tych sprawach, ale wyjechała do chorej
matki. Myślę, że Graciela to robi, żeby zwrócić na siebie uwagę, bo musi żonę
zastępować i jej się to nie podoba.
Wątpię, pomyślała Shanna.
 Oprócz zmęczenia zauważył pan coś jeszcze? Niech pan sobie
przypomni. Wydarzyło się coś, co normalnie uszłoby pana uwadze?
Mężczyzna, wyraznie speszony, zmarszczył czoło.
 Poszła jej krew z nosa. To zle? Naprawdę jest chora?
 Kiedy to było?  dopytywała się Shanna.
 Kilka dni temu. A potem wymiotowała. Trochę. Myślę, że zrobiła to
specjalnie.  Mimo to wydawał się szczerze zmartwiony.
 Coś jeszcze?
 Muszę się zastanowić.  Przymknął oczy.
 Bolała ją głowa?
 Tak. Trochę. Pracowała ciężko i narzekała, bo chciała robić co
innego. Myślałem, że udaje, żeby pojechać z koleżankami do Buenos Aires
do muzeum, ale jej nie pozwoliłem, bo potrzebna mi była jej pomoc. Więc
pomyślałem, że marudzi.
Shanna już się zorientowała, że to sprawa poważniejsza niż kaprys
nastolatki.
 Sądzę, że doktor Robinson zechce ją przewiezć do szpitala, więc jeśli
ma pan samochód...
 Dostawczy.
52
R
L
T
 Niech pan podjedzie pod restaurację.
Pokrótce poinformowała go o swoich podejrzeniach.
 Moja Graciela jest aż tak bardzo chora?
 Obawiam się, że tak.  Aby dodać mu otuchy, dotknęła jego ramienia.
Biedak myślał, że ma do czynienia ze zbuntowaną, a nie chorą nastolatką. 
Więcej dowiemy się w szpitalu.
 Słabe tętno  stwierdził Ben.  Utrudnione oddychanie. ale się nie
pogarsza. Temperatura znacznie podwyższona.
 %7łółta febra  orzekła Shanna.
 Skąd wiesz?  Ben ściągnął brwi.
 Krwotok z nosa, mdłości, ból głowy, a do tego słabe tętno i gorączka.
Nie mam racji? Dlaczego tak na mnie patrzysz?
 Z podziwem, bo myślę, że trafiłaś w sedno.
 Ale ty już to wiedziałeś?
 Zauważyłem wcześniej, że bolą ją plecy, i też o tym pomyślałem.
 Może pózno postawiłam diagnozę, ale za to załatwiłam auto, żeby
zabrać ją do szpitala. Chyba że i tym razem mnie ubiegłeś.
 Dobra robota, zwłaszcza w wykonaniu kogoś, kto nie był lekarzem w
dżungli. Hm, nie pracowałaś w dżungli, prawda?
Ta pochwała sprawiła jej przyjemność. Wcześniej też prawiono jej
komplementy, nieraz za dobrze wykonaną pracę, ale też dlatego, że należała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)