[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nigdy nie był towarzyski, chociaż od dziewczyn nie mógł się opędzić.
- Sadie, a wiesz coś o tej blondynce?
- O tej jego blondynce? Oczywiście! Jak wszyscy. To była prawdziwa sensacja. W końcu niewiele tu
się dzieje. Winthrop niby już się z tego otrząsnął, ale na moje oko, jeszcze nie do końca. Ona była jak
pirania. Gdyby nie ten wypadek, w końcu chyba by go pożarła. W każdym razie wykorzystała go i do
widzenia. Wyszła za milionera, faceta od nafty, ma podobno całą szafę futer z norek.
- Jakie to przykre - powiedziała z zadumą Nicky.
- Tyle kobiet wychodzi za mąż dla pieniędzy. A faceci wcale nie są lepsi. Też szukają bogatych
panien.
- Jestem pewna, że ty byś nigdy tego nie zrobiła
- oświadczyła niespodziewanie Sadie. - Gerald ma
74
Ciepły wiatr
o tobie jak najlepsze zdanie. Bardzo cię lubi. Przyznam się, że jestem nawet trochę zazdrosna.
- O mnie?! Sadie! Gerald jest porządnym mężczyzną, nigdy nie będzie zabawiać się z sekretarką.
Aączą nas tylko relacje służbowe. A tak między nami, to przyznam ci się, że żaden mnie nie pociąga.
- %7ładen? A mnie się coś wydaje, że jesteś zainteresowana Winthropem... - powiedziała niewinnym
głosem Sadie i wybuchnęła głośnym śmiechem, bo Nicky, oczywiście, od razu zrobiła się czerwona
jak burak. - Nie martw się, nikomu nie zdradzę twojej tajemnicy. Przed tobą jednak bardzo trudne
zadanie. Jak zmienić lodowiec w płomień?
- Trudno. Mogłam gorzej trafić. Na przykład na faceta z gromadą dzieci. Z trójką, piątką albo i z szós-
tką dzieciaków...
- Faktycznie... - Sadie jeszcze raz ogarnęła spojrzeniem stół. - Gotowe. Nicky, może pójdziesz przy-
witać się z mamą? Potem zaprowadzę cię do pokoju, w którym chcę cię ulokować. Zgoda?
- Oczywiście! I jeszcze raz dziękuję za zaproszenie, Sadie. Nie ukrywam, że jest mi to bardzo na rękę.
Głupio by tak jakoś było nocować pod jednym dachem z szefem w czasie, gdy Winthrop wyjechał.
Ludzie zaraz zaczęliby gadać, a ja nie chcę, żeby wzięli Geralda na języki.
- Ja też bym sobie tego nie życzyła - oświadczyła stanowczym głosem Sadie. - Cieszę się, Nicky, że
nie jesteś tak do bólu nowoczesna. Bo nie jesteś, prawda?
- Nie. Do pewnych spraw nie potrafię podejść na lużie. Na przykład małżeństwo to dla mnie coś
bardzo
Diana PALMER
75
poważnego. Mówią, że biała suknia panny młodej oznacza jedynie tyle, że po raz pierwszy idzie do
ślubu. Dla mnie ta biel symbolizuje coś jeszcze... Może to wpływ moich dziadków? Byli bardzo staro-
świeccy, z zasadami...
O tym, że jej rodzice byli parą tak zwanych luzaków, nie miała zamiaru mówić. Uważała, że nie ma
czym się chwalić.
Poszły na górę, do pokoju pani Todd. Matka Sadie, drobna, z siwymi włosami i porcelanową cerą, z
oczami jak niebieskie szklane paciorki, wyglądała jak lalka. Miała sparaliżowaną jedną stronę ciała.
Musiała mieć bardzo silny udar.
- Mamo, to jest właśnie Nicky - powiedziała Sadie, wchodząc do pokoju.
Na krześle przy łóżku siedział Gerald i trzymał chorą za rękę. Na widok wchodzących wstał z krzesła.
Nicky zajęła jego miejsce. Usiadła i ścisnęła leciutko chude, pomarszczone palce.
- Dobry wieczór, mamo! Mogę tak się zwracać do pani? Proszę! - powiedziała z uśmiechem. - Czy
może jednak powinnam mówić  pani Todd"?
W oczach matki Sadie zapaliły się wesołe iskierki.
- Oczywiście, że możesz tak się do mnie zwracać, kochanie. Bardzo proszę.
- Dziękuję! Nie mam mamy, umarła już dawno temu, a bardzo bym chciała mieć mamę. O ile oczy-
wiście Sadie nie będzie miała nic przeciwko temu. A muszę powiedzieć, że warto mieć taką córkę, jak
ja. Bo na przykład, idą święta. Nie kupuję wyszukanych prezentów, nie bardzo mnie na to stać, ale... -
Nicky
76
Ciepły wiatr
nachyliła się do ucha starszej pani i dokończyła szeptem: - ... ale w tym roku wszyscy dostaną ode
mnie czekoladki. Firmy Godiva. Mniam, mniam... Lubisz, mamo, czekoladki?
Pani Todd roześmiała się i lekko ścisnęła dłoń Nicky.
- Uwielbiam - odparła, również szeptem.
- Cieszę się! Na pewno nie żałujesz, że mnie przed chwilą adoptowałaś?
- Absolutnie!
- Wyglądasz, mamo, ślicznie, jak się uśmiechasz.
- Mama zawsze była śliczna! - oświadczyła Sadie, podając jej zdjęcie w ramce. - Spójrz, tu mama ma
tyle lat, ile ja mam teraz.
Pani Todd na zdjęciu i Sadie były podobne do siebie jak dwie krople wody.
- I jest skończoną pięknością - powiedziała z pełnym przekonaniem Nicky. - Nadal jest śliczna, bardzo
się cieszę, że mam taką ładną mamę. Mamo, co zjesz na kolację? Szef kuchni poleca rostbef, tłuczone
ziemniaki, sałatkę...
- Ziemniaki poproszę, z sosem. Czy jest budyń?
- Oczywiście - powiedziała szybko Sadie, mimo że budyniu nie było i trzeba będzie go szybko zrobić.
- Poproszę więc także budyń - powiedziała pani Todd. - A teraz idzcie już na dół, na pewno jesteście
głodni. Mam nadzieję, Nicky, że zajrzysz potem do mnie?
- Nicky nocuje u nas, mamo - zakomunikowała Sadie.
Diana PALMER
77
- O ile nie masz, mamo, nic przeciwko temu - dodała Nicky.
- Ależ, dziecko! Robisz nam tym tylko wielką przyjemność! Idzcie już jeść. Nicky, skoro jesteś moim
dzieckiem, musisz trochę przytyć, koniecznie. Nie chcę mieć córki chudej jak patyk.
- Dobrze, mamo. Od dziś jem dwa razy tyle, co dotychczas. Przyrzekam. A budyń przyniosę ci
osobiście. Dobrze?
Kiedy wracały do pokoju jadalnego, Sadie aż potrząsała z niedowierzaniem głową.
- Nicky! Dokonałaś cudu! Nie pamiętam już, kiedy po raz ostatni widziałam mamę tak ożywioną.
Biedactwo, przykuta do łóżka, nienawidzi tego leżenia. A dziś śmiała się! Jak to zrobiłaś?
- Po prostu trochę twoją kochaną mamą potrząsnęłam. Każdy czasami tego potrzebuje, zwłaszcza
kiedy jest rozgoryczony.
- Nicky to potrafi! - rzucił wesoło Gerald, puszczając do niej oko. - Winthropem tak potrząsnęła, że aż
uciekł z domu!
- O, nie! To nie moja wina!
- Powiedzmy...
- Ale ja naprawdę niczego mu nie zrobiłam. Naprawdę!
Jednak policzki jej zapłonęły. Przecież tak namiętnie całowała go w lasku...
Gerald i Sadie wymienili znaczące spojrzenia. Gerald wyraznie miał ochotę na jakiś kolejny żart, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)