[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chciałabym złożyć zażalenie: właśnie kopnęło mnie twoje dziecko!
- Naprawdę? - zapytał z uśmiechem.
- Naprawdę! Zobacz, znowu! - Uniosła piżamę. - Połóż rękę, to poczu-
jesz.
- O rety, rzeczywiście.., Pewnie chłopak wziął sobie za punkt honoru
zostać najmłodszym mistrzem piłki nożnej.
- Możliwe, ale ja nie czuję się z tego powodu specjalnie uszczęśliwiona.
- To niesamowite... - Ethan nie mógł wyjść z podziwu. - Taka mała is-
totka, której nawet jeszcze nie znasz, zmienia całe twoje życie...
- Waśnie, jest ci niedobrze, masz zgagę i ledwo powłóczysz nogami, nie
mówiąc już o niekorzystnych zmianach w wyglądzie...
Ethan zaśmiał się iście diabelsko.
- Już dobrze, ty masz to na co dzień, a ja otrzymuję szansę tylko od
wielkiego dzwonu...
A więc to był jego sposób, by ją uwieść? Savannah zagryzła wargę.
- W porządku... - Ujęła jego dłoń i położyła na swoim brzuchu.
Obserwowała, jak jego twarz znów się zmienia.
- Niesamowite...
Boże, gdyby nie słyszała wczorajszej rozmowy... Ale biegu rzeczy nie
dało się już odwrócić, niestety. Uśmiechnęła się słodko.
- No dobra, śniadanie skończone. Muszę się wykąpać.
R
L
T
- A co potem?
- Potem pożegnalny obiad z twoimi rodzicami. Odlatują przecież do
Waszyngtonu. Pózniej zadzwonię do Giny i poproszę, żeby pomogła mi w
zakupach. Nie mam się w co ubrać.
- Przecież ja mogę z tobą pójść...
- O nie, co to, to nie. Mam zresztą bardzo limitowany budżet, a nie chcę
korzystać z twoich środków. Wystarczy, że zapłaciłeś za suknię ślubną i
fryzjera. - Była przekonana, że postępuje słusznie. Jeśli uda jej się działać
rozsądnie, zdoła oddzielić ich życia przy zachowaniu dotychczasowych po-
zorów..
- Nie wiem, co mam powiedzieć. Mówisz z takim przekonaniem, że
trudno ci się sprzeciwić. Jesteś pewna?
- Absolutnie tak.
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
Savannah wcale nie było łatwo żyć z decyzją, którą podjęła. Błąkała się
po olbrzymim domu Ethana i despe-racko poszukiwała jakiegoś zajęcia, by
choć na chwilę przestać myśleć o mężu. Wreszcie zajrzała do pokoju prze-
znaczonego dla dziecka. Zwietny pomysł, pochwaliła się w duchu, już naj-
wyższy czas zastanowić się, jak to pomieszczenie urządzić. Była przekona-
na, że tak długo jak pozostanie w Atlancie, ich dziecku na niczym nie bę-
dzie zbywać; dostanie wszystko, co potrzebne do najle- pszego rozwoju.
Wykręciła numer do Giny i poprosiła, by pomogła jej w zakupach.
Umówiły się w centrum handlowym i biegały od sklepu do sklepu aż do
drugiej. Potem Gina udała się na jakieś ważne spotkanie, a Savannah dalej
odwiedzała sklepy, oglądając wszystko uważnie, choć na razie niczego
jeszcze nie kupowała. W końcu nie mogła sama decydować o sprawach do-
tyczących dziecka, a ponadto nie chciała bez zgody Ethana wydawać pie-
niędzy, choć wiedziała, że nie musi się o nie troszczyć. Pierwszy raz w ży-
ciu wybierze nie te rzeczy, na które mogła sobie pozwolić, ale te, które jej
się naprawdę podobają. Cieszyła się i przynajmniej na razie nie chciała za-
dręczać się myślą, że wyposażenie pokoju dziecinnego będzie o niebo ład-
niejsze i lepsze od tego, co sama mogłaby zaoferować swojemu maleństwu.
Czuła się naprawdę szczęśliwa. Była tak przejęta swoim nowym zadaniem,
że zupełnie zatraciła poczucie czasu i do domu dotarła dopiero po piątej.
Mocno zaniepokojony Ethan czekał na nią niecierpliwie. Spacerował
niespokojnie po salonie, zachodząc w głowę, co też mogło się jej przytrafić.
Kiedy zadzwoniła do drzwi, otworzył zdenerwowany.
- Gdzie byłaś tak długo? - zapytał z lekkim wyrzutem w głosie. - Bar-
dzo się martwiłem.
R
L
T
Savannah zerknęła z nadzieją w stronę Lewisa, licząc na to, że może on
pierwszy się odezwie, ale niestety, kierowca milczał jak grób. Stał za nią z
poważną miną, z wyciągniętymi przed siebie ramionami, na których pię-
trzyły się przeróżne pakunki.
- Robiłam zakupy - odparła z uśmiechem.
- I wszystko jest w porządku? - upewnił się Ethan.
- Oczywiście - roześmiała się. - Czuję się wyśmienicie. Mówiłam ci, że
potrzebuję czegoś, co się na mnie dopnie. Czy moglibyśmy zanieść te rze-
czy na górę?  zwróciła się do Lewisa, który cały czas stał jak słup soli. -
Nie bardzo wiedziała, jak powinna zwracać się do służby.
- Lewis, proszÄ™, zanieÅ› te pakunki do pokoju pani McKenzie - zako-
menderował Ethan.
- Tak jest, proszÄ™ pana.
- A zatem spędziłaś cały dzień, robiąc zakupy? - zapytał z niedowierza-
niem Ethan.
Na moment zamyśliła się, po czym spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Ale właściwie dlaczego ty jesteś w domu?  Miał na sobie dżinsy i
podkoszulek, a więc zdążył się już przebrać. - Nie powinieneś siedzieć te-
raz w biurze i obmyślać strategii przejęcia innych firm?
Ethan usiadł na sofie i wskazał żonie miejsce obok.
- Usiądz koło mnie. Faktycznie, pojawiła się na rynku nowa firma, któ-
ra zaczęła się rozrastać na naszym terenie. Hilton obawia się, że może nam
zabrać część wpływów...
- A ty nie? - wpadła mu w słowo.
Jego ramię prawie dotykało jej pleców. Czuła się jak za dawnych łat,
kiedy każde ukradkowe spojrzenie, każdy najdrobniejszy gest stawał się
powodem do euforii. I była szczęśliwa, że siedzi obok niego i tak po prostu,
R
L
T
zwyczajnie ze sobą rozmawiają. Może jednak udałoby się jej jakoś przy-
zwyczaić do tego luksusowego świata... W końcu każdego dnia uczyła się
czegoś nowego i czuła się coraz bardziej swobodnie. No właśnie, ale czy to
na pewno dobre rozwiązanie? Tym trudniej będzie jej potem odwyknąć od [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)