[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sfatygowane walizki, należące do Baudelaire'ów. Zawierały one, jak pamiętała, spore ilości
wstrętnych, drapiących ubrań, które wkrótce po śmierci rodziców kupiła dzieciom pani Poe.
Przez kilka sekund Wioletka wpatrywała się w te trzy walizki: przypomniało jej się, jakie
proste było jej życie, zanim zaczęły się kłopoty, i nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że
znalazła się nagle w tak przykrej sytuacji. Nas to może nie dziwi, gdyż śledzimy z boku
tragiczne dzieje rodzeństwa Baudelaire'ów, ale Wioletki jej osobiste nieszczęście nie
przestawało dziwić, dlatego dobrą chwilę trwało, zanim odpędziła czarne myśli i zmusiła się
do koncentracji na tym, co było do wykonania.
Przyklękła obok walizy Stefana, uniosła lśniącą srebrzystą kłódkę, wzięła głęboki
oddech - i wetknęła wytrych do zamka. Wszedł, ale nie chciał się obrócić, ledwo drgnął i
leciutko zachrobotał o coś w środku. Trzeba było go czymś nasmarować, żeby zadziałał.
Wioletka wyciągnęła więc wytrych i polizała końcówkę, krzywiąc się od nieprzyjemnego,
metalicznego smaku. Jeszcze raz spróbowała obrócić wytrych w zamku. Przekręcił się
nieznacznie, ale zaraz utknął.
Wioletka znów wyjęła go z zamka, myśląc bardzo, bardzo intensywnie i poprawiając
wstążkę na włosach. W chwili gdy odgarniała z oczu niesforne kosmyki, przeszedł ją dziwny
dreszczyk. Niemiły i znajomy. Poczuła, że ktoś ją obserwuje. Obejrzała się szybko za siebie,
ale ujrzała tylko żmijokrzewy na trawniku. Spojrzała w bok, ale tam była tylko droga wiodąca
do Parszywej Alei. Więc popatrzyła na wprost - przez szklaną ścianę do wnętrza Gabinetu
Gadów.
Nigdy nie przypuszczała, że z zewnątrz widać przez szklane ściany, co się dzieje w
Gabinecie Gadów, lak samo dobrze, jak z Gabinetu Gadów widać, co się dzieje na zewnątrz -
tymczasem gdy podniosła wzrok, ujrzała jak na dłoni rzędy klatek z gadami, a między nimi
pana Poe, skaczącego w kółko z wielkim podnieceniem. Wy i ja wiemy oczywiście, że pan
Poe panikował z powodu Słoneczka i Niewiarygodnie Jadowitej %7łmii, ale dla Wioletki był to
tylko sygnał, że podstęp wymyślony przez jej rodzeństwo wciąż działa. To jednak nie
wyjaśniało dziwnego dreszczyku, który poczuła. Dopiero gdy wytężyła wzrok, dostrzegła
obok pana Poe, nieco z prawej, postać Stefana, który patrzył wprost na nią.
Wioletka otworzyła usta ze zdziwienia i grozy. Była pewna, że Stefano lada chwila
znajdzie pretekst, aby wyjść z Gabinetu Gadów i dopaść ją, a ona nawet nie zdążyła otworzyć
walizki. Szybko, szybko, szybko, trzeba natychmiast coś zrobić, żeby wytrych zadziałał.
Spojrzała na wilgotny żwir podjazdu i zamglone, żółtawe zachodzące słońce. Spojrzała na
swoje ręce, brudne od mocowania się z wtyczką - i w tej samej chwili wpadła na pewien
pomysł.
Zerwawszy się na równe nogi, pognała sprintem do domu, całkiem jakby Stefano już
deptał jej po piętach, a tam skierowała się prosto do kuchni. Przewróciła z rozpędu krzesło i
złapała kawałek mydła, który leżał na zlewie z kapiącym kranem. Natarła nim starannie swój
wynalazek, aż cały pokrył się śliską warstewką. Serce waliło jej jak młotem, gdy wybiegła z
domu, zerkając przelotnie przez szklaną ścianę do Gabinetu Gadów, Stefano mówił coś
właśnie do pana Poe - przechwalał się swoją znajomością żmij, ale Wioletka nie mogła tego
wiedzieć - więc skorzystała z okazji, przyklękła i wetknęła wytrych do zamka kłódki. Obrócił
się gładko - po czym rozpadł się na dwie części w ręku Wioletki. Jedna część z brzękiem
wylądowała w trawie, a druga sterczała z zamka jak nadkruszony ząb. I po wytrychu.
Zrozpaczona Wioletka na chwilę przymknęli oczy, ale zaraz wstała, opierając się dla
równowagi o walizę. W chwili gdy się oparła, kłódka nagle odskoczyła, a waliza rozwarła się,
wysypując cala swoją zawartość na ziemię. Wioletka aż usiadła ze zdumienia. Widocznie
wytrych, zanim się rozleciał, jednak otworzył zamek. Jak widać, nawet w najgorszej opresji
ma się czasem szczęście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)