[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak? Dlaczego?
- Marynarze, którzy skuszeni urzekającym śpiewem podpływali do
tych pól kobiet, pół ptaków, przepadali bez śladu.
- Myślałem, że to harpie bezczeszczą wszystko, czego dotkną -
zaprotestował ze śmiechem.
- Harpie, syreny... Biedni mnisi nie zawsze potrafili odróżnić te
mitologiczne stwory. Przestrzegali jednak mężczyzn, głównie żeglarzy,
przed niebezpieczeństwem, jakie im grozi z ich strony. Zresztą w ogóle
często przestrzegali istoty rodzaju męskiego przed istotami rodzaju
żeńskiego. W owych czasach wierzono, że pleć żeńska niesie z sobą wiele
zagrożeń.
- Zdradzę ci coś o płci męskiej - powiedział szeptem Devlin. - Otóż
jej przedstawiciele nieustannie zapominają o tym, czego ich uczą
średniowieczni mędrcy.
- Chcesz powiedzieć, że nie zamierzasz słuchać przestróg mnichów i
nie będziesz wystrzegać się syren, harpii i tym podobnych? - spytała
Tabitha, czując, jak zalewa ją fala podniecenia.
- Chcę powiedzieć, że nie zamierzam uciekać przed śliczną,
ociekającą wodą kotką - poprawił ją. Jego oczy lśniły w słońcu. - Chyba
nie jesteś harpią ani syreną, która czyha na moje życie?
Przyjrzała mu się uważnie, szukając ukrytych znaczeń i podtekstów.
- Nie - przyznała. - Ale sam mówiłeś, że człowiekowi, który nigdy
nie widział kota, nawet zwykła buraska może wydać się stworzeniem
egzotycznym.
- Bo taka jesteś. Egzotyczna, czarująca, pełna wdzięku.
- Ale nie niebezpieczna?
- O tym dopiero się przekonam.
Przez chwilę milczała, wpatrując się w twarz Devlina. Potem
podjęła decyzję. A więc uważa, że kotki to niegrozne stworzenia?
Przytrzymując się śliskich ramion Devlina, przysunęła się bliżej. Nie
poruszył się. Pewnie myśli, że go znów pocałuję, pomyślała, uśmiechając
się w duchu. Spodobały mu się jej pocałunki? No to będzie miał
niespodziankę!
Pochyliwszy głowę, wbiła zęby w jego ramię.
- Au! - odskoczył zdumiony, chociaż ugryzienie nie było mocne.
Pogładziwszy palcem ślad po zębach, zamruczała cicho:
- Wolę uchodzić za niebezpieczną niż niegrozną.
- Zapamiętam - obiecał. - Nie powtórzę więcej tego błędu.
- To dobrze. - Puściwszy go, podpłynęła na skraj basenu. - Głodny?
Zbliża się pora podwieczorku.
Oczy go zdradzały: był zaskoczony, ale i zaintrygowany jej
zachowaniem. Wiedziała, że uwodzenie to ryzykowna gra wymagająca
bardzo subtelnych posunięć. Należy postępować ostrożnie, aby nie
wystraszyć ofiary, a jednocześnie stanowczo, bo inaczej nie osiągnie się
celu.
Wieczorem po kolacji, kiedy kierowali się do jednego z licznych
barów na pokładzie, Tabitha przypomniała sobie o dwóch niezwykle
przydatnych składnikach sztuki wyrafinowanego uwodzenia: alkoholu i
rozmowie obfitującej w niedopowiedzenia oraz aluzje.
Na razie wszystko toczyło się po jej myśli. Przez cały dzień Devlin
szukał pretekstu, aby jej dotknąć, a ona mu ich chętnie dostarczała. Teraz
też obejmował ją lekko w pasie. Miała na sobie luzną sukienkę na wąskich
ramiączkach, z cieniutkiej bawełny o barwie intensywnej czerwieni.
Stanik ponownie zostawiła w szafie. Czuła się niemal naga, zwłaszcza
kiedy zrywała się wieczorna bryza i cienki materiał przylegał do jej ciała,
podkreślając wszystkie jego krągłości.
Akurat tego nie wzięła pod uwagę, kiedy się przebierała. W pełni
uzmysłowiła sobie, co się dzieje, gdy Devlin nie mógł - lub nie chciał -
oderwać wzroku od jej piersi. Na szczęście chwilę potem weszli do baru i
zaczęli rozglądać się za wolnym stolikiem. Ukryta w panującym w sali
półmroku szybko odzyskała rezon.
Alkohol i niedopowiedzenia. Procenty i zmysłowy szept.
Dobrze, upije Devlina. Oczywiście tylko trochę, żeby go odrobinę
ośmielić. A upijając go, będzie w lekko zawoalowany sposób rozmawiała z
nim o seksie.
- Pamiętaj, że za drinki ja dziś płacę - oznajmiła wesoło, kiedy zajęli
miejsca przy stoliku. - Wprawdzie mam poważne zastrzeżenia co do
sposobu rozegrania wyścigu, ale faktem jest, że ty pierwszy wskoczyłeś do
wody. A ja potrafię przegrywać. - Szerokim uśmiechem powitała
zbliżającego się kelnera. - Poprosimy dwa dżiny z tonikiem. Podwójne.
- Podwójne? - upewnił się kelner.
- Owszem - potwierdziła, po czym z jeszcze bardziej promiennym
uśmiechem obróciła się do Devlina.
No dobrze. A teraz frywolna rozmowa przetykana erotycznymi
aluzjami. Tabitha wzięła głęboki oddech.
- Czy już ci opowiadałam, jak bardzo mnichów piszących bestiaria
pasjonowały zwyczaje godowe różnych zwierząt?
Devlin zamrugał powiekami. Jego ciemne rzęsy zasłoniły oczy, po
czym uniosły się, odsłaniając srebrzyste zrenice.
- Nie - odrzekł. - Zwyczaje godowe, mówisz? Odchrząknęła. Było za
pózno, żeby się wycofać, zresztą wcale tego nie chciała. Kiedy kelner, po-
stawiwszy drinki na stole, oddalił się, rozpoczęła wywód na temat
zwierząt żyjących w średniowieczu i ich dziwnych zwyczajów erotycznych.
- Tak. Mnisi uważali na przykład słonie za zwierzęta niezwykle
skromne i cnotliwe. Wierzyli, że para słoni musi zjeść kawałek
mandragory, żeby pokonać wrodzoną nieśmiałość.
- Mandragory?
- Tak. Mnisi przypisywali jej właściwości magiczne; uważali ją za
afrodyzjak.
- Czyli taką dzisiejszą mandragorą przełamującą wstyd i
zahamowania mógłby być kieliszek alkoholu?
Zesztywniała, ale po chwili znów się odprężyła. Devlin wydawał się
autentycznie zainteresowany jej wywodem.
- No tak, w pewnym sensie. To całkiem niezłe porównanie. -
Powróciła do przerwanego wątku. - Uważali też, że ogier traci potencję,
jeżeli przytnie mu się grzywę.
- Hm, muszę o tym pamiętać, kiedy następnym razem będę szedł do
fryzjera.
Zmarszczyła czoło. On chyba żartuje, prawda?
- Z dawnych tekstów nie wynika, aby to samo dotyczyło ludzi.
- Uff, kamień spadł mi z serca. Jakież inne fascynujące ciekawostki
poznałaś, studiując średniowieczne teksty? - Pociągnąwszy łyk drinka,
uniósł pytająco brwi.
- Na przykład, że sępy niespecjalnie przepadają za seksem.
- Obywają się bez seksu? Jak to możliwe?
- Wierzono, że wykluwają się z jaj zapłodnionych przez wiatr. %7łe nie
ma wśród nich samców. - Urwała. Brak seksu to mało erotyczny temat.
Hm, co jeszcze zawierają bestiaria? - Aha, podobno żmije miały
wyjątkowo agresywny sposób rozmnażania się. Po akcie kopulacji samica
odgryzała samcowi łeb.
- Chętnie wypiłbym jeszcze jednego drinka... - przerwał jej Devlin. -
Te obrazy tak silnie działają na wyobraznię...
- Zaraz zamówię. - Tabitha skinęła na kelnera. - Dziś ja płacę.
Jeszcze raz to samo - poprosiła.
- Znów podwójne?
- Tak. - Przeniosła wzrok na Devlina. - Na czym to stanęłam?
- Na samicy żmii, która odgryza samcowi łeb.
- Rzeczywiście. Na pocieszenie ci powiem, że mnisi nie pochwalali
takich praktyk. Opisywali je, a potem wyciągali z nich wnioski, które z
odpowiednim komentarzem przekazywali przedstawicielkom homo
sapiens.
- Jakież to były wnioski? Tabitha podniosła do ust szklankę z
dżinem, chcąc dodać sobie animuszu.
- Radzili kobietom, żonom, aby nie odtrącały awansów swoich
mężów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)