[ Pobierz całość w formacie PDF ]bramę. Zaledwie przebrzmiał ten łoskot, Tonia usłyszała, że ktoś mówi: " No, wreszcie można roz
prostować kości!" Głos szedł z góry i brzmiał jak skrzypienie zle nasmarowanych drzwi. To nia spojrzała
do góry i zobaczyła, że stary wiąz przeciąga się i postękuje. Chciała już do niego zagadać, bo nigdy jej
nie przychodziło na myśl, żeby wiąz umiał mówić, gdy tuż niedaleko zadzwięczał metaliczny głosik małej
łopatki, wbitej w śnieg nie opodal studni. Aopatka mó wiła do wiązu: " Niezły mamy mrozik, co? " - na co
wiąz zaskrzypiał: " Tak, ujdzie!Ale wa ćpanna musiałaś tęgo zmarznąć, bo ciągle stoisz na jednej nodze
" . I rzekłszy to, począł dla rozgrzania bić się po bokach gałęziami, jak to nieraz czynią dorożkarze. Tonia
dziwiła się coraz więcej, bo wszystkie drzewa dokoła biły się także gałęziami po bokach - więc wysu
nąwszy się ze swej kryjówki, pobiegła ku rozłożystej palmie, żeby się schronić pod jej liśćmi. Palma
wzruszyła ramionami na jej widok, ale nie broniła wstępu pod swój baldachim. Toni nie było zimno.
Szare jej futerko i futrzana czapeczka okrywały ją tak szczelnie, że widać było zaledwie śliczną jej
różową buzkę i złociste loki. Oprócz futerka takie mnóstwo ciepłych rzeczy zabezpieczało ją od zimna, że
Tonia wyglądała jak kłębuszek szarej bawełny. Mnóstwo drzew zaczęło przechadzać się wzdłuż Alei
Dzidziusiów, a gdy zaciekawiona Tonia pobiegła ku nim, ujrzała krzewy magnolii i bzu przeskakujące
ogrodzenie i spieszące ku ścieżce, gdzie reszta towarzystwa używała ruchu i przechadzki. Przeważnie
drzewka i krzewy podpierały się kołkami, do których je przywiązał ogrodnik. Bez podskakiwał wesoło na
ścieżce i opowiadał coś z wielkim ferworem dwom młodziutkim pigwom. I one wspierały się na
drewnianych kołkach. Tonia zrozumiała dopiero dzisiaj, że kołki służą krzewom i drzewkom za laski.
Potem poszła dalej i nagle zobaczyła pierwszego elfa. Był to mały ulicz nik, który zabawiał się zginaniem
ku ziemi krzewin i drzewek i puszczaniem ich w górę, skutkiem czego cały śnieg z nich opadał i
przytłaczał rosnące pod nimi roślinki.
- Dasz ty im pokój, szkaradny dzieciaku!- zawołała rozgniewana Tonia. Tonia dobrze wiedziała, jak to
niemiło, kiedy kto przez figle nasypie za kołnierz śniegu z parasola. Malec był już tak daleko, że
upomnienia jej nie dosłyszał, ale na głos Toni z rabaty zeszła stara chryzantema, mrucząc: " Jędze,
zmory czy upiory - na mój rozkaz wyjdzcie z nory " . Tonia wysunęła się więc z kryjówki, a na jej widok
wszystkie rośliny przystanęły zmieszane, bo żadna nie wiedziała, co począć z takim gościem.
- Wprawdzie to nas nie obchodzi - rzekło wreszcie jakieś drzewko na cienkiej nóżce, po szeptawszy z
kolegami - ale sama wiesz najlepiej, że nie powinnaś znajdować się tu o tej po rze. Zdaje mi się, że
byłoby naszym obowiązkiem wydać cię w ręce elfów. Jak ci się ta myśl podoba?
- Zupełnie mi się nie podoba!- odpowiedziała Tonia tak stanowczym głosem, że rośliny zmieszały się
jeszcze bardziej. Ktoś napomknął przezornie, że l epiej by było z Tonią nie za dzierać.
- Ręczę wam, że nie prosiłabym was o to, gdybym nie miała słuszności - dodała jeszcze Tonia, a to
oszołomiło do reszty rośliny. Jedne więc mruknęły t ylko: " Piękna pogoda, co?, inne pokiwały głowami
szepcząc: " Tak to bywa w życiu ", bo i rośliny potrafią wyrażać się z ironią. Tonia tymczasem
przyglądała im się uważnie, a widząc, że niektóre z nich nie mogą używać przechadzki, bo nie mają lasek
do podpierania się, rzekła uprzejmie: - Słuchajcie, zanim wybiorę się na bal elfów, odbędę z każdym z
was porządną przechadzkę. Wesprzyjcie się tylko na mnie mocno.
Rośliny zaklaskały w ręce z uciechy i Tonia rozpoczęła pierwszy spacer. Obejmowała z wielką
ostrożnością wiotkie talie roślin i kwiatów, ustawiała j ak należy ich nóżki, bo niektóre wykrzywiały je
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl