[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na jego twarzy odmalował się prawdziwy zachwyt. Roz-
stawił palce, jak gdyby chciał objąć niemowlę.
Gdzieś w głębi duszy Emma poczuła coś przypominają-
cego spokojne otwarcie kobiecych ud na przyjęcie kochan-
ka. Jak gdyby dotąd zaciśnięta pięść nagle się rozluzniła.
Było to odczucie tak subtelne, że mogłaby je przegapić...
gdyby nie było tak zupełnie nowe.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, i nagle poczuła na
języku chłodną kroplę. Druga spadła na jej czoło. Nagle
wybuchnęła śmiechem.
Flynn zanurzył rękę w jej włosach.
- Zaraz całe niebo zwali się nam na głowę. Lepiej
wejdzmy do środka.
- Tak. Za chwilÄ™. Albo kilka chwil.
S
R
- Powinniśmy wrócić do domu. Mojego.
Pochyliła się i spojrzała mu w oczy, szukając wyjaśnie-
nia tych słów. I znalazła je. Nie chciał po prostu wrócić
do domu. Pragnął, mieć ją w swoim łóżku. Zaraz. Tej nocy.
A ona... gotowa była się zgodzić. Tylko co on na to powie?
Dotknęła jego policzka, zbierając siły, by zrobić, co nale-
żało, mimo wewnętrznego głosu, który podpowiadał jej, że
to nic złego.
Głos Martina przestraszył ją tak, że aż podskoczyła.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale przed domem
Flynna pojawił się jakiś samochód. Zostańcie tu, a ja spraw-
dzÄ™, o co chodzi.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Flynn wolał sam to sprawdzić. Wcale się nie zdziwiła,
że kazał jej zostać z Martinem. Nawet nie protestowała. Nie
mogła wystawiać dziecka na niebezpieczeństwo. Gdyby to
był Steven...
Zadrżała.
- Mam nadzieję, że się nie przeziębiłaś - rzucił Martin.
- Nie jestem zaskoczony, że nie chcieliście wejść do
środka
mimo deszczu. Flynn pewnie nawet tego nie zauważył. Ale
myślałem, że ty masz więcej rozsądku.
- Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy - powiedziała
żartobliwym tonem, starając się pozbyć uścisku w żołądku.
Gdyby Steven ją znalazł, gdyby Flynn znalazł Stevena...
- Z rozsÄ…dkiem u mnie nie najlepiej.
- Miłość nie kieruje się rozsądkiem - przyznał jej rację.
- Ale bez niej jesteśmy o wiele ubożsi.
Może i ubożsi, ale Emma przez całe życie nie miała wła-
ściwie nic. I już się do tego przyzwyczaiła.
- Czy myślisz, że Flynn.., O, Boże! - zawołała na
widok strzelby, którą Martin wyjął z szafy. - Nienawidzę
broni.
- To na wszelki wypadek. Ten ktoś mógł chcieć zapytać
o drogę albo skorzystać z telefonu.
- Widziałeś kierowcę?
S
R
- Niestety, nie. Drzewa są zbyt gęste.
- Nie wiem, co robić. - Emma rozejrzała się dokoła.
Na stole ciągle stały naczynia. Wstała i zaczęła je zbierać.
- Nie musisz nic robić. Flynn się wszystkim zajmie.
- To raczej nie może być Steven.
- Raczej nie. Ja... - odwrócił się w kierunku drzwi.
O sekundę za pózno Emma zrozumiała, co go zaniepo-
koiło. Kroki. Ktokolwiek to był, nie starał się zachowywać
cicho, więc to nie mógł być Steven. Pewnie Flynn. Rzuciła
siÄ™ do drzwi.
- Stój! - Martin zablokował jej drogę. - Najpierw
sprawdzę - wyjrzał przez judasza i zachichotał. - No, pro-
szę - otwarł drzwi na oścież.
Tym razem przepuścił Emmę. Postawiła jedną stopę na
progu i zamarła.
Flynn właśnie wchodził po schodach z bardzo dziwną
miną. Obejmował ramieniem szczupłą, roześmianą, rudo-
włosą dziewczynę, która nie przestawała trajkotać.
Ich oczy się spotkały. Flynn wyglądał na zrezygnowa-
nego.
- Uspokój się na chwilę, bo chciałbym cię przedsta-
wić. Emmo, ta katarynka to moja siostra, Carrie. Zostaje
na noc.
- Na kilka dni - poprawił go rudzielec. - Emmo, jak
miło cię poznać! Nigdy nie spotkałam żadnej z dziewczyn
Flynna...
- Ona jest moją klientką, Carrie. Mówiłem ci już.
- No, tak. Niech ci będzie. O, wujek Martin! - Carrie
rzuciła się w jego ramiona.
Dwadzieścia minut pózniej wszyscy czworo siedzieli
S
R
w kuchni Martina. Carrie zdołała zjeść już cztery kawałki
ciasta, nie przestając ani na chwilę nadawać tonu rozmowie.
Carrie z pewnością nigdy nie zastanawiała się nad tym,
co robi. I nie przypominała Flynna. Była wysoka, szczupła
i poruszała się równie szybko, jak mówiła. Jej twarz była
bardziej intrygująca niż ładna. Przypominała Emmie dziecko
przekonane o swej dorosłości.
Carrie często wspominała jakiegoś Josha, który
najwyrazniej jej nie doceniał. Zdecydowała się odwiedzić
brata, gdy tylko poznała wyniki egzaminów maturalnych.
Pojechała do San Antonio, dowiedziała się od sekretarki,
że Flynn jest w domku nad jeziorem, i pojechała dalej. Jej
decyzja była najwyrazniej wywołana w równych częściach
zachowaniem owego tajemniczego Josha oraz nowo odkry-
tym pragnieniem zostania aktorkÄ…, najlepiej w Hollywood,
czego z jakiegoś powodu nie pochwalała jej matka. Jednak
konwersacja dotyczyła wszystkiego i wszystkich i zawiera-
ła również sporo pytań do obecnych.
Więc to do Flynna Carrie udawała się z problemami. By-
li sobie bliscy. Można to było zauważyć po sposobie, w jaki
ze sobą rozmawiali. Carrie często dotykała brata, układała
głowę na jego ramieniu, kłuła go palcem w brzuch, żeby
sprawdzić  ile w nim ciasta". Emma nie mogła opanować
rosnącej zazdrości.
- Kiedy będziesz rodzić? - zapytała Carrie, biorąc Em-
mę za rękę. -. Kocham dzieci. Nie, nie jestem w ciąży -
oznajmiła bratu. - Po prostu musiałam odpocząć od Josha.
Flynn zawsze się boi, że coś spaprzę i zajdę w ciążę - zwie-
rzyła się Emmie, po czym przygryzła usta. - Ojej! To nie
było najbardziej taktowne. Przepraszam.
S
R
Emma nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Nic się nie stało.
- To chłopczyk czy dziewczynka?
- Nie chcę wiedzieć. Wszystkim bardzo na tym zależy,
ale ja lubię niespodzianki. Prezentów gwiazdkowych też nig-
dy nie szukałam przed czasem.
- Więc jesteś o wiele bardziej opanowana niż ja. Ja za-
wsze podglądałam, co jest w paczkach. Flynn, pamiętasz
jak...
Rozmowa zeszła na konsekwencje niepowstrzymanej
ciekawości Carrie. Emma wyłączyła się. Musiała jakoś
dojść do ładu ze swoimi emocjami. Gdyby nie pojawienie
się Carrie, pewnie znalazłaby się tej nocy w sypialni Flyn-
na.
Flynn spojrzał na nią ponad głową siostry. Przez chwilę
jego twarz pozbawiona była wyrazu. Potem spojrzała w jego
oczy i dostrzegła tam ogień. Tęsknotę. To wszystko, co czu-
Å‚a ona sama.
Emma usiadła na łóżku, przestraszona. Wbiła oczy
w ciemność.
To tylko koszmar. Okropny, pełen wspomnień pomie-
szanych z wytworami jej fantazji, ale tylko koszmar. Ste-
vena tu nie było. Przebywał w Kalifornii.
Na razie.
Trzęsły jej się ręce. Nie ma mowy, żeby udało jej się
zasnąć. Szklanka mleka powinna pomóc. Nagle skrzywiła
się. Flynn oddał swój pokój siostrze i sam spał na sofie na
dole.
Burza musiała minąć, gdy spała. Pokój był oświetlony
S
R
blaskiem księżyca. Flynn leżał na wznak, z jedną ręką pod
głową. Był nagi od pasa w górę.
Miał piękny tors. I ramiona... Emma pokręciła głową.
Dość tego. Miała pójść po mleko. Zwiatło z otwartej lo-
dówki może go obudzić. A obudzenie go może być nie-
bezpieczne, biorÄ…c pod uwagÄ™ jej brak zdecydowania.
Jednak nie chciała wrócić do łóżka. Koszmar ciągle wi-
siał nad nią. Przez chwilę stała w drzwiach, póki blask księ-
życa nie zasugerował jej innego pomysłu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)