[ Pobierz całość w formacie PDF ]aromaty towarzyszyły mi w dzieciństwie. Nadszedł czas, żebym powiedział
Cairprému o swoich zamiarach.
Wziąłem głęboki oddech i oznajmiłem:
- Jeszcze nie skończyłem pracy na Wzgórzach.
Wziął głęboki wdech.
- Nie skończyłeś? Miałeś jakieś kłopoty? Natknąłeś się na gobliny?
Pokręciłem głową.
- To ja byłem zródłem kłopotów.
Cairpré zmierzyÅ‚ mnie spojrzeniem bezdennych studni swoich oczu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- %7łe odkryłem coś ważniejszego od swojej misji. - Spojrzałem poecie w twarz. - Chcę odnalezć
matkę. Sprowadzić ją do Fincayry.
Na jego twarzy błysnął gniew.
- I z tego powodu chcesz nas wszystkich narazić?
Poczułem ściskanie w gardle.
- Cairpré, proszÄ™. DokoÅ„czÄ™ swojÄ… misjÄ™. ObiecujÄ™! Ale muszÄ™ znów zobaczyć matkÄ™.
I to jak najszybciej. Czy to naprawdÄ™ tak wiele?
- Tak! Narażasz w ten sposób wszystkie stworzenia tej krainy.
Spróbowałem przełknąć ślinę.
- Cairpré, Elen oddaÅ‚a dla mnie wszystko! UwielbiaÅ‚a życie tutaj. KochaÅ‚a je z caÅ‚ego serca. I
wszystko to zostawiła, żeby mnie chronić. Podczas naszego pobytu w Gwynedd byłem, no cóż, byłem
jej jedynym towarzyszem. Jej jedynym przyjacielem. Choć nigdy na to nie zasługiwałem.
Urwałem, przywołując w myślach smutne pieśni matki, jej uzdrawiające dłonie, cudownie błękitne
oczy.
- Między nami nie zawsze się układało. Ale byliśmy sobie znacznie bliżsi, niż myśleliśmy. Pewnego
dnia zostawiłem ją tam zupełnie samą. Po prostu. Musi się czuć okropnie w tej zimnej kamiennej
komnacie. Może jest chora, może ma problemy. Nie chcę jej tu sprowadzić tylko dla siebie, lecz dla
jej dobra.
Mina Cairprégo nieco zÅ‚agodniaÅ‚a. PoÅ‚ożyÅ‚ mi dÅ‚oÅ„ na ramieniu.
- Merlinie, posłuchaj. Rozumiem cię. Ileż to razy sam pragnąłem znów ujrzeć Elen!
Ale nawet jeżeli odłożymy na potem przywracanie życia na Mrocznych Wzgórzach, żeby zająć się
sprowadzeniem tu kogoś ze świata zza mgły - cóż, może się to okazać niezwykle niebezpieczne.
- Jesteś pewien? Morze już dwa razy mnie oszczędziło.
- Nie chodzi o morze, mój chłopcze, choć sama podróż roi się od niebezpieczeństw.
Fincayra ma swój charakter, podąża własnym rytmem, którego śmiertelnicy mogą się tylko domyślać.
Chodzą słuchy, że nawet sam Dagda nie śmiał snuć przypuszczeń co do tego, komu będzie dane
przedostać się przez zasłonę mgły.
- Nie wierzÄ™.
Wzrok poety spochmurniał.
- Każda osoba sprowadzona tu spoza Fincayry musi się liczyć z niebezpieczeństwem, tak samo jak
reszta mieszkańców krainy. - Zamknął oczy zamyślony. - Być może nie rozumiesz, że każdy, kto tu
przybywa, nawet najmniejszy motyl, może zmienić równowagę życia na Fincayrze i spowodować
niewypowiedziane zniszczenia.
- Mówisz jak Domnu - prychnąłem - kiedy przekonywała, że sprowadzę zagładę na całą Fincayrę.
Cairpré odwróciÅ‚ gÅ‚owÄ™ do bram miasteczka, które nie lÅ›niÅ‚y już zÅ‚ocistym Å›wiatÅ‚em.
Za nimi Mroczne Wzgórza wiły się jak fale wzburzonego morza.
- Być może tak się stanie. Zwłaszcza jeżeli nie dokończysz tego, co zacząłeś.
- Nie pomożesz mi?
- Nie pomógłbym ci, nawet gdybym potrafił. Jesteś tylko chłopcem. I to głupszym, niż myślałem.
StuknÄ…Å‚em laskÄ… o ziemiÄ™.
- Posiadam moc posługiwania się Harfą, nieprawdaż? Sam powiedziałeś Wielkiej Radzie, że mam
serce czarodzieja. Być może sprowadzenie mojej matki również leży w mojej mocy.
Cairpré Å›cisnÄ…Å‚ moje ramiÄ™ tak mocno, że jÄ™knÄ…Å‚em.
- Nie mów takich rzeczy, nawet żartem. Aby być prawdziwym czarodziejem, nie wystarczy samo
serce. Trzeba ducha, intuicji, doświadczenia i wiedzy - olbrzymiej wiedzy o naturze kosmosu i
wszystkich sztuk magicznych. Co więcej, potrzeba mądrości, która podpowie ci, kiedy sięgnąć po te
zdolności, a kiedy się powściągnąć. Prawdziwy czarodziej korzysta bowiem ze swojej mocy z
rozwagą, tak jak fachowy łucznik ze strzał.
- Nie mówię o strzałach. Mówię o swojej matce, Elen. - Wyprostowałem się. - Jeżeli mi nie
pomożesz, to znajdę inny sposób.
Cairpré znów zmarszczyÅ‚ czoÅ‚o.
- Prawdziwemu czarodziejowi potrzeba czegoÅ› jeszcze.
- Czego? - zapytałem zniecierpliwiony.
- Pokory. Posłuchaj mnie uważnie, chłopcze! Zapomnij o tym szalonym pomyśle.
Wez Harfę i wracaj do swojego zadania na wzgórzach. Nie masz pojęcia o ryzyku, jakie ci grozi.
- Gotów byłbym stawić czoło jeszcze większemu, żeby sprowadzić moją matkę.
Poeta spojrzał w niebo.
- O, Dagdo, pomóż mi!
Przeniósł wzrok z powrotem na mnie i zapytał:
- Jak mam sprawić, żebyś zrozumiał? Jest powiedzenie, stare jak sama wyspa, które mówi, że tylko
najmądrzejsza muszla z Wybrzeża Mówiących Muszli może poprowadzić kogoś przez mgły. To
wydaje się proste. A jednak żaden czarodziej w historii, nawet Tuatha, nie odważył się spróbować.
Czy teraz uświadamiasz sobie skalę zagrożenia?
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie. Ale to dobry pomysł.
- Merlinie, nie! Nie wolno ci tego zrobić. Oprócz wszystkich tych niebezpieczeństw grozi ci coś
jeszcze. Tym razem konkretnie tobie. Decydując się na taki akt wielkiego czarnoksięstwa, ujawnisz
Rhicie Gawrowi, gdzie się znajdujesz, i obawiam się, że nie tylko to. Kiedy wróci, żeby
kontynuować swój plan zniszczenia tego i innych światów, będzie cię ścigał. Wspomnisz moje
słowa.
PociÄ…gnÄ…Å‚em za pasek Harfy.
- Nie bojÄ™ siÄ™ go.
Krzaczaste brwi Cairprégo uniosÅ‚y siÄ™.
- W takim razie zacznij się bać, gdyż przy twojej pysze będzie on mógł zaznać najsłodszej zemsty.
Podporządkuje cię sobie, tak jak zrobił to z twoim ojcem.
Poczułem ucisk w żołądku, jakby ktoś mnie uderzył.
- Chcesz powiedzieć, że nie jestem lepszy od Stangmara?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl