[ Pobierz całość w formacie PDF ]do wniosku, że... sobie nie poradzi.
- Aazienka wolna - oznajmił, udając, że nie widzi, jak Liberty się na niego ga-
pi.
- Dziękuję. - Tylko tyle była w stanie powiedzieć.
Zerwała się na równe nogi i niemal pobiegła do łazienki.
Teraz miała do rozwiązania nowy problem: czy zamknąć drzwi na klucz, czy
nie zamykać. Jeśli zamknie, to będzie wyglądało, jakby nie miała zaufania do Car-
tera, ale jeśli nie zamknie, to on może potraktować to jak zaproszenie.
W końcu podjęła decyzję. Zamknęła drzwi na klucz, oparła się o nie plecami.
Oddychała ciężko, jak po wyczerpującym biegu. Nie rozumiała, czemu tak głupio
się zachowuje. W końcu, jeśli o tym spokojnie pomyśleć, to gdyby dzisiaj poszła do
łóżka z Carterem, kilka problemów od razu by się rozwiązało. Zwłaszcza że od kil-
ku tygodni sama rozważała taką możliwość.
Na nieszczęście co innego myśleć o tych sprawach spokojnie w świetle dnia,
a co innego stanąć twarzą w twarz z problemem w zamkniętym pokoju hotelowym
w środku nocy.
Rozbierz się i wreszcie wejdz pod prysznic, poleciła samej sobie. Musiała się
zająć zwyczajnymi codziennymi sprawami, bo bała się, że jeśli tego nie zrobi, to -
S
R
najzwyczajniej w świecie - zwariuje.
Mycie, czesanie, przebieranie się do snu, cały ten rytuał rzeczywiście trochę
ją uspokoił, ale spokój diabli wzięli, kiedy tylko wyszła z łazienki. Carter, w
spodniach od piżamy z czarnego jedwabiu, wyjmował coś z lodówki.
- Masz ochotę napić się wody? - spytał.
Wpatrywała się w niego jak urzeczona. Był piękny, szczupły, lekko opalony i
taki męski, że Liberty dosłownie zaschło w gardle. Teraz rzeczywiście potrzebowa-
ła wody.
- Adam się spali ze wstydu, jak się rano obudzi - stwierdził Carter, stawiając
na stole dwie butelki wody mineralnej. - Do końca życia sobie nie daruje, że za-
anektował twoje łóżko.
Liberty się nie odezwała. Patrzyła. Carter zachowywał się tak, jakby nic nad-
zwyczajnego się nie działo, jakby on nie był półnagi, jakby ona nie miała na sobie
nocnej koszuli, jakby nie wpatrywała się w niego jak urzeczona.
- Czy wiesz, że prosto spod prysznica, bez żadnego makijażu, wyglądasz jesz-
cze piękniej niż za dnia? - spytał, nalewając wodę do szklanek. I tym samym spo-
kojnym, obojętnym jak podczas rozmowy o pogodzie tonem dodał: - Czy masz po-
jęcie, jak bardzo ciebie pragnę?
Liberty zebrała się na odwagę. W końcu i tak nie miała nic do stracenia. Przy-
najmniej ten jeden raz nie chciała być rozumna ani postępować logicznie. Mogła
być nieostrożna, niemądra, może nawet trochę szalona.
- Chyba mam - przyznała się cichutko. - Jeśli choć w połowie tak mocno jak
ja ciebie...
Carter odstawił butelkę z wodą, podszedł do Liberty, przytulił ją do siebie i
pocałował. Nie pierwszy raz to robił, ale - czy to z powodu wypitego szampana,
czy przetańczonej nocy, czy z radosnej atmosfery rodzinnego święta, a może przez
to wszystko razem - przeniósł ją w czarodziejski świat, w którym czas stanął w
miejscu, a rozum nie miał nic do powiedzenia.
S
R
Położył ją na łóżku. Czuła tylko narastającą przyjemność, czuła, że nie ob-
chodzi jej, co będzie jutro...
- Chcę się z tobą kochać - szepnęła. - Bądzmy razem, dopóki ci się nie znu-
dzę.
Carter zesztywniał, a potem puścił ją i wstał z łóżka.
- Co ci jest? Co ja takiego zrobiłam?
Nie odzywał się, tylko stał i oddychał głęboko. Potem podszedł do swojego
łóżka, usiadł na nim i ukrył twarz w dłoniach.
- Carter? - Liberty bała się coraz bardziej. - Co ci jest?
- Nie chcę, żeby to się odbyło w ten sposób - powiedział niemal szeptem. -
Myślałem, że potrafię, ale nie mogę tak. Nie z tobą.
A więc jednak mnie nie chce, pomyślała zrozpaczona. Wcale mu się nie po-
dobam. Wiedziałam! Od początku wiedziałam, że to się musi tak skończyć.
- Nie rozumiem - powiedziała mimo tego.
Jeszcze nad sobą panowała, ale bardzo dużo ją to kosztowało.
- I w tym właśnie jest problem - westchnął Carter. - Całujesz mnie, tulisz się
do mnie, ale mi nie ufasz. Nie wierzysz, że mam uczciwe zamiary.
- Co ty wygadujesz? Ja naprawdę cię pragnę. Ja... - zawahała się, ale zaraz
zdała sobie sprawę, że musi to powiedzieć, bo potem nie starczy jej odwagi. Teraz
albo już nigdy w życiu. - Ja cię kocham.
- A jednak mi nie ufasz. Nie wierzysz, że będę z tobą na dobre i na złe, że
moglibyśmy przejść razem przez całe życie.
- Czegoś takiego nigdy nie jest się pewnym.
- Nieprawda! Popatrz na Jennifer i Adama. Oni są pewni. I ja też jestem pe-
wien. Kocham cię, Liberty. Kocham cię do szaleństwa.
- Gdyby to była prawda, to byś nie przestał... - głos jej się załamał.
- Przestałem, ponieważ to jest prawda. Zrozum, nie chcę mieć z tobą romansu.
Chcę, żebyś została moją żoną, żebyś należała tylko do mnie i żebym ja był tylko
S
R
twój na całą resztę życia. Chcę, żebyśmy mieli dzieci i to wszystko, co mają dobre
małżeństwa. Tradycyjne małżeństwa. Takie jak moi rodzice.
- Ale ja się do tego nie nadaję!
- Bzdura! Nadajesz się jak nikt na świecie. Wiem, bo znam cię lepiej niż ty
siebie.
- Nic nie wiesz. Dopiero co mnie poznałeś.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl