[ Pobierz całość w formacie PDF ]- Umarła prawie dwa lata temu - odrzekła.
- Rodzeństwo?
- Jestem jedynaczką - powiedziała, cofając głowę.
- Więc została pani zupełnie sama.
- Jestem już dorosła - odparła, zadzierając głowę, by na niego spojrzeć.
Nie można powiedzieć, żeby była niska, miała prawie metr osiemdziesiąt
wzrostu. Alistair zawsze wydawał jej się wysoki, lecz jego przyjaciel był
jeszcze wyższy. -I wcale nie czuję się porzucona.
- No i ma pani przecież Alistaira.
Zciągnęła brwi, ale nie dał jej czasu na sprzeciw, bo z nieodgadniona miną
cofnął się o krok.
- Ale on jest daleko, prawda? - spytał beznamiętnym tonem. - Czyli nie ma
kto pani bronić.
- Nie potrzebuję obrony - odparowała, nie bardzo rozumiejąc, czemu
mężczyzna, słysząc jej odpowiedz, przelotnie się uśmiecha. - Doskonale
potrafię sama o siebie zadbać.
- Czyżby - mruknął, robiąc półobrót, żeby odejść. - Zanim się pani obroni,
musi pani najpierw zrozumieć, przed czym ma to być obrona. Niech pani
lepiej uważa, Libby.
Gdy odszedł, stała przez chwilę w zupełnym bezruchu i ze zdumieniem
wpatrywała się w plecy mężczyzny, nim zniknął za żywopłotem.
W domu Nathan przede wszystkim podszedł do lodówki, wyjął puszkę
piwa i pociągnął długi haust. Otarł usta, a potem rzucił się na jeden z
bujanych foteli w saloniku, położył nogi na blacie stolika, przechylił się do
tyłu i zamknął oczy.
Włosy Libby spływały jej na ramiona jak pasma mokrego jedwabiu, a on
miał ochotę owinąć nimi ją i siebie, owinąć i związać. Był to niepokojący
impuls. Nie przywykł do takich... prymitywnych emocji. A już na pewno nie
do ciągłych nawrotów tego rodzaju uczuć. Zwłaszcza jeśli kobieta, która je
w nim budziła, nie dla niego była przeznaczona.
Owszem, zdołał od niej odejść, nie robiąc z siebie durnia i nie wystawiając
na szwank stosunków z Alistairem, ale nie było to łatwe. Dopił piwo, po
czym z miną wyrażającą po trosze rozpacz, a po trosze wstręt do samego
siebie, zgniótł puszkę i sięgnął po telefon. Dopiero drugi dzień wakacji, a on
RS
22
już zaczyna wariować. Gdyby się okazało, że potrzebny jest w szpitalu,
bardzo chętnie wsiadłby do auta i przyjechał.
- Richard? Tu Nathan. Jak tam nasi pacjenci?
- Doskonale - odparł Richard, jakby lekko ubawiony. -Zapomniałeś, że
jesteś na urlopie?
Nathan zignorował to pytanie.
- Z nogami wszystko w porządku?
- %7ładnych problemów. Ten z intensywnej nie ma jeszcze pulsu w lewej,
ale to było do przewidzenia. Stopa jest ciepła i zdrowa, a ultradzwięki
wykazują, że z pulsem wszystko w porządku.
- %7ładnych nowych nagłych wypadków?
- Uspokój się - ze śmiechem odparł Richard. - Zachowujesz się, jakbyś nie
mógł wytrzymać bez pracy.
- A nie ma nic do roboty?
- Nic a nic. Wyluzuj się. Odpocznij. Damy sobie radę. No dobrze, ale jak
on sobie poradzi? Odłożył słuchawkę
i raz jeszcze wystukał numer szpitala. Nie zważając na złe przeczucia,
poprosił, by połączono go z Paulą.
Ona przynajmniej ucieszyła się, słysząc jego głos.
- Kochanie! - rzekła radośnie. - Jestem zajęta, ale na szczęście złapałeś
mnie akurat między operacjami. Właściwie mam do ciebie pewną dosyć...
delikatną sprawę. Jak ci się podoba Kornwalia?
- Bardzo. Paula...?
- Chodzi o mój okres. Pewnie nie ma powodu do obaw, ale odrobinę się
spóznia. - Urwała, a ponieważ nie odpowiadaj podjęła pospiesznie: - Nie
mówiłam ci tego, ale kiedy ostatnio& się widzieliśmy, zapomniałam o
krążku. Myślałam, że akurat tym razem to bez znaczenia.
Natan zamknął oczy.
- Jak duże masz opóznienie?
- Tydzień.
- Zrobiłaś test?
- Pomyślałam, że jeszcze trochę poczekam. Nigdy nie miałam zbyt
regularnego cyklu, a poza tym taka wczesna ciąża niekoniecznie musi się
utrzymać.
Nathan zmarszczył brwi. Wolałby wiedzieć od razu, jaka jest sytuacja, lecz
nie miał prawa stawiać Pauli żądań.
- Jutro przyjadę - oświadczył.
RS
23
- Nathan! - zawołała ze zdumieniem. - Jaki ty jesteś miły. Ale to nie ma
sensu. Jutro cały dzień mam zawalony, przez najbliższe dwa tygodnie dyżur
za dyżurem, a w dodatku moja siostra przywozi te swoje okropne bachory na
jakieś koszmarne widowisko i będę musiała ich wszystkich obwozić po
mieście. Chyba nawet nie miałabym czasu się z tobą zobaczyć. Lepiej zostań
tam, gdzie jesteś. W Londynie jest w tej chwili straszna duchota, więc z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl