[ Pobierz całość w formacie PDF ]wowe szkolenie Jedi.
I nagle, kiedy zdawaÅ‚o siê, ¿e ju¿ nie mo¿na poruszaæ siê szybciej,
padawanka zaczêÅ‚a krêciæ mieczem. Widzom opadÅ‚y szczêki, zabrzmia-
Å‚y pierwsze syki i gwizdy szczerego zachwytu.
Dla Anakina było to jak objawienie. Nigdy nie mySlał o tradycyj-
nym mieczu Swietlnym Jedi inaczej, jak tylko o broni. Nie przyszło mu
114
do gÅ‚owy, ¿e poza krêgiem szermierczym mo¿e równie¿ stanowiæ dzie-
Å‚o sztuki. Lecz w rêkach Barrissy ze SmiercionoSnego narzêdzia miecz
nagle zmieniÅ‚ siê w przedmiot artystyczny niezwykÅ‚ej urody.
Promieñ widmowej energii wirowaÅ‚ nad jej gÅ‚ow¹ tak szybko, ¿e
wydawaÅ‚ siê tworzyæ nieprzenikalny pierScieñ SwiatÅ‚a, podczas gdy stopy
nieustannie przemykaÅ‚y po czterech punktach kompasu. Wymachuj¹c
mieczem, stworzyÅ‚a Swietln¹ tarczê najpierw po lewej, potem po pra-
wej stronie. Przeskakuj¹c z północy na poÅ‚udnie, podci¹gnêÅ‚a kolana
pod brodê i przeci¹gnêÅ‚a ostrze pod stopami, co wywoÅ‚aÅ‚o wSród wi-
downi okrzyki przera¿enia i podziwu. PowtórzyÅ‚a ten niebezpieczny skok
wiele razy. Anakin, obserwuj¹cy j¹ równie uwa¿nie jak Yiwowie, wie-
dziaÅ‚, ¿e najmniejszy bÅ‚ad w obliczeniu skoku czy k¹ta zamachu spowo-
dowaÅ‚by amputacjê jej stóp w kostkach. Wiêkszy bÅ‚¹d mógÅ‚ zaowoco-
waæ utrat¹ ramienia, nogi& a nawet gÅ‚owy.
Potencjalne Smiertelne niebezpieczeñstwo tañca znacznie zwiêk-
szaÅ‚o napiêcie, ale równie¿ podkreSlaÅ‚o piêkno wystêpu. Barrissa zmie-
rzaÅ‚a do zakoñczenia: skoczyÅ‚a w kierunku Mazonga, wykonaÅ‚a podwójne
salto z wiruj¹cym pod stopami mieczem Swietlnym i wyl¹dowaÅ‚a na
klêczkach o dÅ‚ugoSæ ramienia od wodza. Trzeba przyznaæ, ¿e wódz Yiwów
nawet nie mrugn¹Å‚. Nie spuszczaÅ‚ jednak oczu z wiruj¹cego miecza.
Kolejny fragment tradycji Alwarich goScie poznali w chwili, gdy
zebrany klan zademonstrował swój aplauz nie tylko sykami i gwizdami,
ale tak¿e masowym strzelaniem kostek zwinnych dÅ‚oni o dÅ‚ugich pal-
cach. Fale trzasków przebiegły przez całe zgromadzenie. Tylko Mazong
spokojnie porozumiewaÅ‚ siê ze swymi doradczyniami.
Zadyszana Barrissa, z wyÅ‚¹czonym mieczem przypiêtym ju¿ do pasa,
opadÅ‚a na swoje miejsce u boku towarzyszy. Luminara nachyliÅ‚a siê ku
swojej padawance.
Piêkny pokaz, Barrisso, ale ten ostatni skok byÅ‚ naprawdê ryzy-
kowny. Nie chciaÅ‚abym wracaæ do Cuipernam z tob¹ w wiêcej ni¿ jed-
nym kawałku.
Ju¿ to wczeSniej æwiczyÅ‚am, pani. Padawanka byÅ‚a bardzo z siebie
zadowolona. Wiem, ¿e to niebezpieczna figura, ale chcemy chyba wy-
wrzeæ na tych ludziach jak najlepsze wra¿enie, aby zechcieli nam pomóc.
Obciêcie sobie rêki lub nogi na pewno wywarÅ‚oby ogromne wra-
¿enie. Na widok posmutniaÅ‚ej nagle twarzy dziewczyny Luminara uSci-
snêÅ‚a j¹ serdecznie. Nie chciaÅ‚am byæ zbyt krytyczna. Rwietnie ci
poszło. Jestem z ciebie dumna.
Ja te¿. Obi-Wan spojrzaÅ‚ w prawo, gdzie siedziaÅ‚ zamySlony
młody człowiek. Twoja kolej, Anakinie.
115
Anakin spojrzał na niego, nagle wyrwany z zadumy.
Ja? Ale¿, mistrzu Obi-Wanie, ja nie potrafiê niczego podobne-
go. Nigdy nie byłem w tym szkolony. Jestem wojownikiem, a nie arty-
st¹. Cokolwiek zrobiê, nie dorastam do piêt wystêpowi Barrissy.
Nie musisz. Obi-Wan był bardzo cierpliwy wobec swego pada-
wana. Ale wódz wyraxnie powiedziaÅ‚, ¿e chce przekonaæ siê o istnie-
niu duszy w ka¿dym z nas. To znaczy, ¿e i w tobie, Anakinie.
MÅ‚ody czÅ‚owiek zagryzÅ‚ doln¹ wargê.
Nie wystarczy zaprzysiê¿one przy Swiadkach oSwiadczenie, ¿e
j¹ posiadam?
Obawiam siê, ¿e nie oschle odparÅ‚ Obi-Wan. Stañ tam, Ana-
kinie i poka¿ im trochê duszy. Wiem, ¿e j¹ masz. Moc jest peÅ‚na piêkna
i siły. Czerp z niej.
Z wielk¹ niechêci¹ Anakin rozprostowaÅ‚ nogi i wstaÅ‚. Czuj¹c na sobie
wiele par oczu, zarówno ludzkich, jak i ansioniañskich, powoli ruszyÅ‚
w kierunku wysypanej piaskiem sceny. Nie wiedziaÅ‚, co zrobiæ, aby prze-
konaæ tych ludzi o swej najskrytszej naturze, pokazaæ im, ¿e potrafi czuæ
tak samo, jak drwi¹ca z praw grawitacji Barrissa. Musi zrobiæ cokol-
wiek. Mistrz na to nalegał.
Nie chciaÅ‚ siê tu znajdowaæ, w tym krêgu SwiatÅ‚a poSrodku wielkiej
nicoSci, na Swiecie, który tak¿e jest niczym. ChciaÅ‚ byæ na Coruscant
albo w domu, albo&
Jedno wspomnienie nagle zagłuszyło wszystkie inne, przerwało ja-
k¹S tamê. Wspomnienie z dzieciñstwa. MiaÅ‚o jedn¹ zaletê: prostotê.
PieSñ powolna, smutna i melancholijna, lecz peÅ‚na miÅ‚oSci. Matka Spie-
waÅ‚a j¹ czêsto, kiedy brakowaÅ‚o pieniêdzy i kiedy na zewn¹trz skrom-
nego domku wyÅ‚y pustynne wichry. LubiÅ‚a sÅ‚owa tej pieSni, któr¹ syn
próbowaÅ‚ Spiewaæ wraz z ni¹ przy ró¿nych okazjach. Nie robiÅ‚ tego od
wielu lat, od czasu, kiedy opuScił rodzinny Swiat i dom.
Teraz wyobraziÅ‚ sobie, ¿e matka stoi przed nim z odwa¿nym uSmie-
chem na czuÅ‚ej twarzy, ¿e czuje na sobie jej ciepÅ‚y wzrok. Nie byÅ‚o jej
tu jednak, by zaSpiewaæ razem z nim, wiêc musiaÅ‚ polegaæ wyÅ‚¹cznie na
wÅ‚asnej pamiêci.
Gdy tak oczami wyobraxni widziaÅ‚ j¹ przed sob¹, wszystko inne za-
snuÅ‚o siê mrokiem: wyczekuj¹cy Mazong, gapi¹cy siê Yiwowie, towa-
rzysze, nawet mistrz Obi-Wan. Była tylko matka i on. Ich dwoje, Spie-
waj¹cych to razem, to osobno, tak jak dawno temu, kiedy byÅ‚ dziec-
kiem. RpiewaÅ‚ z coraz wiêksz¹ pewnoSci¹ siebie i siÅ‚¹, a jego gÅ‚os unosiÅ‚
siê na lekkim wietrze, który od czasu do czasu przemykaÅ‚ przez obozo-
wisko.
116
O I A
'
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl