[ Pobierz całość w formacie PDF ]i słyszy jej cichy oddech.
Ból głowy się zmniejszył. Zawsze tak było, w odpowiedniej dawce tabletki działały jak
gąbka wchłaniająca w siebie wszystko, a w miejscu, w którym przedtem wżerał się w niego ból,
pozostawało tylko błogie uczucie odurzenia.
Pozostali już spali i wkrótce będzie mógł porozmyślać. Powiązać wszystko.
Oczywiście był w szoku, nie mogło być inaczej. To całkiem normalne, że był w szoku.
Nie powinno go to niepokoić.
Przypominał sobie idealny kształt słońca za szybami domu, który po południu pokazywał
klientce. Sympatycznej kobiecie, która traktowała go uprzejmie. Prowadzili miłą rozmowę jak
równi sobie, jak rozumiejący się wzajemnie ludzie. Tak to właśnie działało. Było pózne
popołudnie. Kobieta uprzejmie się pożegnała i powiedziała, że dom się jej spodobał, a on
pojechał nad jezioro, wskoczył do wody i wypłynął daleko, na tyle daleko, na ile starczyło mu sił,
a czuł ich w sobie sporo.
Pokonywał ból czający się za gałkami ocznymi, wstrzymując oddech, koncentrując się
wyłącznie na tym, by nie oddychać.
Ten drugi nazywał się Prssinen.
Prssinen. Nazwisko. Imienia nie znał. Nigdy go nie poznał.
Prssinen.
Pózniej co jakiś czas spotykał ludzi noszących to nazwisko, przed paroma miesiącami
pośredniczył w sprzedaży obiektu jakiegoś Prssinena, pięknego domu w miejscowości Vantaa,
tuż koło lotniska w Helsinkach, jednak niezwykle cichego i spokojnego miejsca, w którym nie
było słychać huku samolotów. Wspaniały dom, a nazwisko Prssinen było tylko notatką na
marginesie dokumentów.
Marjatta, Laura i Aku. Byli blisko, potrzebował kilku sekund, by znalezć się koło nich,
i dobrze było to wiedzieć, ta wiedza nieco go uspokajała.
Nazywał się Prssinen.
Nie mógł sobie przypomnieć wyglądu tego człowieka, przecież spędził całe dnie
i tygodnie na tym, by usunąć go ze swojej pamięci, tak by nie pozostał po nim żaden ślad. Od
początku miał świadomość, że Prssinen był kluczem, że gdy tylko stanie się tak, jakby ten
mężczyzna nigdy nie istniał, wszystko inne także straci ważność.
Udało się. Udało się, bo tego chciał. Ponieważ pojął, że nie było innego wyjścia.
Nic nie mogło się utrzymać, jeśli związek został zerwany. Gdy był zdecydowany,
naprawdę zdecydowany, nic nie zostawało, wiedział to od tamtego czasu, wiedział to lepiej niż
ktokolwiek inny.
Udało się i skończyło. To było takie proste. Tak łatwo było trafić w sedno. Przez chwilę
odczuwał coś w rodzaju zadowolenia, ponieważ w końcu wszystko się ułożyło, bo wreszcie był
sam i mógł pomyśleć.
Zamknął oczy i poczuł, że w jego mózgu Prssinen znów obudził się do życia. Obudziło
się w nim wszystko, czym był Prssinen. Pozwolił, by to się stało, ponieważ nie dało się tego
uniknąć. Wyciągnął się na krześle i pozwolił, by to się stało.
Prssinen. Krępy, silny mężczyzna o pyzatej twarzy i rzadkich włosach. Korvensuo
mieszkał już od kilku miesięcy w szarym domu na skraju miasta, gdy Prssinena został tam
zatrudniony jako dozorca i zajął mieszkanie na parterze.
Przez jakiś czas przelotnie się pozdrawiali, zaczęło się lato i nadeszły wakacje. Siedział
na balkonie obłożony książkami, trochę czytał, trochę patrzył na bawiące się dzieci, a Prssinen
przycinał żywopłot i kosił osiedlowe trawniki.
Potem, któregoś z tych dni, Prssinen go zagadnął. Powiedział, że go obserwował i że ma
nosa do pewnych rzeczy, których inni nie widzą. Przypomniał sobie. Przypomniał sobie bardzo
dokładnie. A więc teraz wszystko wróciło. Czuł, jak przenikają go wspomnienia. Nie tylko
wspomnienie tej rozmowy, lecz także pamięć o tym, co wtedy odczuwał. Prssinen nie musiał
mówić nic więcej, bo on natychmiast zrozumiał. W oczach Prssinena zobaczył swoje odbicie,
zobaczył to, czego nikt nie wiedział, czego nikt nie mógł wiedzieć, ani Prssinen, ani on sam,
i pojął, że Prssinen wbrew jakiejkolwiek logice po prostu to odkrył. Moment, w którym sobie to
uświadomił, i następna chwila sprawiły mu ogromną, do głębi niepokojącą ulgę.
Prssinen uśmiechnął się spokojnie, a nawet jakby przyjaznie, i zaprosił go do siebie.
Tak to się zaczęło, a teraz wspomnienie powróciło, teraz wszystko powróciło, wpatrywał
się w zdanie, które jego syn wyrył na blacie stołu, i znów widział drżący projektor, zasłonięte
żaluzje, plamy światła słonecznego na podłodze& Prssinena sięgającego na regał po rolkę
filmu& tego filmu, który on zawsze chciał oglądać, ulubioną scenę w tym& filmie, swoją rękę
na udzie. Prssinen śmiał się, gdy to zobaczył, a on śmiał się razem z nim i po raz pierwszy
w życiu poczuł się wolny, całkowicie wolny, a Prssinen przewinął film do tyłu, do momentu,
w którym dziewczyna znów siedziała na skraju łóżka z pochyloną głową, z dłonią poruszającą się
w górę i w dół po grubym penisie, a potem podniosła głowę i spojrzała w kamerę, a on zobaczył
przepiękną, obcą twarz, nieco się wyprostował, całkowicie rozpiął spodnie, cicho krzyknął
i szczytował, spryskując spermą podłogę Prssinena.
Prssinen się zaśmiał.
Usłyszał własny jęk. Pocił się. Kręciło mu się w głowie.
Tato, niedobrze mi po lodach dotarł do niego głos Aku.
Otworzył oczy. Jego syn stał w drzwiach.
Ja&
Widział Aku stojącego na progu. Chciał wstać i podejść do niego, ale mu się nie udało.
Czuł, że gapi się na syna, widział ból i coś w rodzaju strachu na jego twarzy, chciał coś
powiedzieć, chciał&
Tobie też jest niedobrze po lodach? zapytał Aku.
9 CZERWCA
1
Rankiem Kimmo Joentaa pojechał do Ketoli. Rozważał, czy zapowiedzieć swoją wizytę,
ale potem po prostu tam pojechał. Jeszcze nigdy nie był u Ketoli, ale znał adres. Oravankatu 18.
Dom stał na wzniesieniu, w zadbanej, spokojnej okolicy, na drugim końcu Turku. Droga,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl