[ Pobierz całość w formacie PDF ]kogoś jest przynajmniej mózg zajęty, ale gdy nie ma żadnej przyczyny
cierpienia, tylko zwaliło się na. nas coś jak góra, nie wiadomo, po co to
wszystko, na co i 7.3. co wtedy nie chcąc być widocznie banalnym w
nienawidzeniu góry, nienawidzimy (podobno niesprawiedliwie) siebie za wszystko,
co nas przygniata.
11 maja (środa).
Nie jestem fatalistą przecież a miewam fatalne tygodnie. W tygodnie takie
nagromadzony przez długi czas, a odsuwany, stosownie do mojego charakteru, cały
ogrom zagadnień mojego głupiego życia zbiera się, zlatuje, napada i oświeca
nagą prawdą, rezultatem, od którego zależy cała póznięjszość. Jest to może
naturalny tylko przebieg wypadków, dla mnie jednak jest to tydzień fatalny i
basta.
WARSZAWA, 188?
271
Taki tydzień przebywam obecnie. Co dzień obawiam się powrotu przeszłorocznej
choroby, co dzień znoszę piekielnie nieznośną głodową nudę, co dzień nie wiem,
po co istnieję, co dzień zdarzy mi się coś przeczytać, co mię przyprowadza do
entuzjastycznej wściekłości, co dzień wreszcie uczę się anatomii, aby koniecznie
z honorem nie zdać z zoologii lub chemii, co dzień muszę patrzeć na moje
ubranie... i co dzień być sam, idiotycznie, bezmyślnie, bezuczuciowo sam. Więcej
już niż tydzień temu nie jadłem obiadu gdybyż obiadu: nie miałem nic w ustach
prócz herbaty i chleba. Zbierałem się już wczoraj zapisać wrażenie wywoływane,
sumarycznie rzecz biorąc, przez głód. Doznaje się tedy gorączki. Taką gorączkę
ja miewam po paru kieliszkach wina. [...] Otóż przechodząc kuracją, najzupełniej
mówiąc nawiasem głodową, osłabiony jestem diabelnie. Jeśli tak potrwa dłużej, to
mogą mię wziąć diabli prędzej, niż myślałem.
Jeśli kto z przyjaciela chce sobie zrobić wroga, to niech od niego pożyczy
pieniędzy lub zamieszka razem. Tak było ze mną. Wywiązał się między mną i
Soplicą stosunek taki: nie mówiemy ze sobą wcale, jesteśmy ugrzecznieni itd. Z
Wackiem pokłóciłem się wczoraj. Powiedziałem mu, że jego kosmopolityczne zasady,
poniewieranie Mickiewicza, ma-terializmy równają się zasadom p. Józefowicza, a
wyraziłem to troszkę po grubiańsku w ten sposób: Tyle u mnie z twoimi zasadami
jesteś wart, co żydziak Józefowicz!" Wyszedł nie podawszy mi ręki. Dobrowolnie
zacieśniam sobie świat... Gdyby nie to, że obecne moje życie zbrzydło mi do
maksimum wstrętu, może by mię ta samotność moja bolała.
Sprzedałem dziś za 10 złotych handlowi" moje trzynasto-kolorowe palto. Tak mię
to poniża, tak dziwnie boli, że kiedy ten %7łyd poszedł, o mało się nie
rozbeczałem. Słuchaj, dzień-
272______ ___________ bZlENNIKI,
TOMIK Xli
niczku, teraz mojej logiki postępowania. Poszedłem na kawę. Tam (w kawiarni
nie w kawie) wyczytałem w Kurierze", że jest na wystawie Krywulta obraz
Matejki: Ostatnie chwile Zygmunta Augusta *. Nie poszedłem, ale poleciałem na
wystawę. Obraz ten nic mi nie powiedział. Za to stałem z godzinę przed obrazkiem
(także Matejki) pt. Pieśń *. Artysta ten, jeśli ma chwile uniesień, to unosi się
jak Mickiewicz. Pieśń jest jędrną dziewczyną ze skrzydłami, realną można
powiedzieć kobietą ale siła w wzniesieniu oczu, ale zachwyt, dzikość, burza,
szaleństwo, piorun w twarzy, ale wyprężenie rąk, ale skrzywione namiętnie usta,
ale wyprężone piersi mówią ci, że pieśń jest taką. Bojowa, ekstatyczna pieśń
jest taką. W obrazach Matejki jest siła ogromna, siła uniesienia i gwałtu.
Widziałem na tej wystawie prześlicznie malowany obrazek p. Dulębianki pt. Z
natury. Dziewczyna wiejska zmęczyła się i ułożyła w lesie. Jest to właściwie
tylko główka, ale tak znakomicie malowane zmęczenie czy namiętność, że oczu od
tego trudno oderwać.
Z wystawy ruszyłem do domu. Cóż z tego, że ruszyłem, jeśli po drodze stoją...
kioski? Kupiłem Kraj". Jest tam artykuł wstępny... naszego delegata...
Wasilkowskiego.* Zaczynam czytać i rzuca mi się w oczy: Gdyby nam c Straszewicz
powiedziaÅ‚: «w cielÄ™ta nie orzÄ…»..." itd. WiedziaÅ‚em, że miaÅ‚ on tÄ™ odpowiedz
Straszewiczowi pisać, ale zapomniałem o tym, a z owego w cielęta nie orzą"
poznałem... ex ungue leonem *...
W Kraju" są odczyty Brandesa o literaturze rosyjskiej i artykuł Bema o pracach
krytycznych Bełcikowskiego *. Artykuł Wasilkowskiego kończy się tak:
Pomimo widocznego wstrętu szanownego kronikarza do Mickiewicza my zawsze
powiemy: ,,bez krwi, bez ducha, to (karierowiczów) ludy". Myli się p. S., jeżeli
myśli, że losem rozbudzonych w młodzieży uczuć jest wyszastać się na marne
fantazje" wyszasta się to tylko, co ma wartość fantastyczną, lecz uczucia,
wyrosłe na gruncie dławiąco rzeczywistych potrzeb, mogą się tylko rozwijać, a
prawidłowy ich rozwój w na-
WARSZAWA, 1887
273
szych warunkach będzie jezusowym postem". Jako młodzi i niedoświad-czeni możemy
łatwo błądzić. Jeżeli błędy nasze wypływają z najświętszego nawet uczucia,
poprawiajcie nas, ludzie dojrzali, którzy pragniecie dobra naszego
społeczeństwa! karćcie nas, choćby ostro, ale z należytą znajomością i nas, ł
naszych stosunków. Posłuchamy zawsze każdego z uwagą, kto by chciał rozumniej od
nas kierować naszą dobrą wolą, lecz kto ją zechce tłumić i gasić, wzbudzi w nas
tylko wstręt i politowanie.
Brandes rozbierał... Turgieniewa i Dostojewskiego. Zastanowił się przeważnie
nad Raskolnikowem... Przecudny artykuł ale złości mię to, że to Brandes mówi.
I Moskali on widocznie polubi. Zły to gatunek ci kosmopolicł!
Z jakąż uciechą powitałem podpis Antoni Gustaw Bem"!... Dawno nie widziany w
dziennikach podpis, a dla mnie wywołuje wspomnienie przyjazni i dni jaśniejszych
niż obecne.
Kiedy czytam Szekspira, Taine'a i Studia Brandesa, kiedy zajdę w ten mój,
prawdziwie mój i jedynie mój świat to z rozpaczą, z zazdrością, z płaczem, z
jękiem, z nieutuloną goryczą wołam: czemuż ja nie urodziłem się artystą?! (
Najnieszczęśliwszą jestem istotą. Każdy z ludzi może odnalezć sobie modus
vivendi, który go, jeśli nie zadowoli, to postawi na gruncie jakimś. Ja wiecznie
wyciągać będę ręce do
pożądaniem, wiecznie tak natrętnie tęsknić za nim i marnieć, ginąć,( próchnieć
i niemieć...
Gdy wchodzę na wystawę obrazów, to zdaje mi się, że mię wiatr owiał, że czytam,
że oddycham. Wszędzie myśl wydana ze siebie, wszędzie dzwięk tego, co nas
zapala, wszędzie odbicie tej myśli nie ma jej tylko u mnie!
Czemu się nie urodziłem artystą? Znam was, rozumiem, pojmuję wasze myśli, wiem
nawet, czemu stwarzacie wasze dzieła, a sam... Sam bijąc się w tp głupie czoło
skarżę się, żem... chybiony!
18 Dzienniki t. III
274
DZIENNIKI, TOMIK XII
Zaszedłem w granice smutku bezbrzeżnego. Smutek taki jest filozofią każdej
istoty. Jest to może refleksja istoty ginącej. Konający powolnie robak może ją
także odczuwa. Odczuwa ją może i drzewo, kiedy na próżno porusza liśćmi, by
jeść, kiedy schnie z wolna i nie może porwać się, wyrwać korzeni i dumnie
skonać!
Ratujcie mnie, duchy i siły młodości, ratujcie mię, ideały i potęgi, bo gorycz
życia przesyca mię i dławi. Nie chcę tego ciągłego poszeptu: czyż warto tak żyć?
13 V (piÄ…tek).
Wczoraj jadłem obiad w Taniej Kuchni. Czasami i to coś warte, gdy przekonamy się
dowodnie, że człowiek jest zwierzęciem mięsożernym. Wczoraj mogłem się też
uczyć. Dziś nie jadłem nic do godziny 4 po południu. Poszedłem z głodu do
Konrada * i zjadłem kawał brykały" *. Głowa mię boli. Kiedy powtarzałem wczoraj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl