[ Pobierz całość w formacie PDF ]nieboszczyka stanął o dziewiątej dziesięć. Fakt zgodny z orzeczeniem lekarskim i
zeznaniem Rowleya Cloada, który twierdzi, że Underhay spodziewał się kogoś
lada chwila.
Tak& To wszystko składnie leży.
Jest jeszcze coś, panie Poirot, co narzuca mi się nieodparcie. Dawid Hunter,
nie mówiąc o jego siostrze, jest jedyną osobą, która mogłaby mieć cień motywu.
Albo on popełnił zbrodnię, albo Underhaya zabił ktoś nieznajomy, kto z
niewiadomych nam powodów przybył jego śladem do Warmsley Yale. Przyzna
pan, że to hipoteza wysoce nieprawdopodobna.
Przyznaję bez zastrzeżeń.
W naszej okolicy nie widzę człowieka, który mógłby mieć coś przeciwko
Underhayowi. Chyba że dziwnym trafem mieszka tu ktoś (nie Hunter i nie jego
siostra), kogo łączyły z nim w przeszłości jakieś stosunki. Z zasady nie
wykluczam zbiegów okoliczności, ale za takim rozwiązaniem nic nie przemawia.
Poirot skinął głową.
Dla rodziny Cloadów ciągnął policjant żywy Underhay byłby zrenicą
oka, o którą należy dbać troskliwie. Dzięki niemu przecież mógłby im przypaść w
udziale pokazny majątek.
120
I tym razem, mon ami, zgadzam się bez zastrzeżeń. %7ływy Underhay byłby
szczególnie potrzebny rodzinie Cloadów.
Stad wynika, że tylko Rosaleen i Dawid Hunter mogli mieć motyw. Ona była
w Londynie. Ale on, jak nam wiadomo, przyjechał do Warmsley Yale pociągiem, o
piątej trzydzieści po południu.
A zatem mamy motyw wypisany wielkimi literami i fakt, że Dawid Hunter był
w Warmsley Yale od pół do szóstej do godziny bliżej nie określonej.
Zgadza się. A teraz wezmy pod rozwagę zeznania Beatrice Lippincott. Daję im
wiarę. Ta dziewczyna powtarza słowa, które naprawdę podsłuchała. Zapewne
barwi opowieść, z tym mogę się zgodzić. Ale to zgodne z naturą ludzką.
Tak. Zgodne z naturą ludzką
Znam Beatrice podjął Spence ale nie o to nawet chodzi. Pewnych
szczegółów nie potrafiłaby wymyślić. Na przykład, nie słyszała nigdy dawniej
nazwiska Robert Underhay. Wobec tego przyjmuję że ona, nie Dawid Hunter,
przedstawia prawdziwie scenę, która rozegrała się w piątce .
Słusznie. Pannę Lippincott uważam za świadka zasługującego w pełni na
wiarę.
Mamy zresztą potwierdzenie jej słów. Dlaczego brat i siostra wyjechali do
Londynu? Jak pan sądzi?
To jedna z kwestii najżywiej mnie interesujących.
Otóż sytuacja finansowa wygląda następująco: Rosaleen Cload ma tylko
dożywocie na majątku zmarłego męża. Kapitału nie może ruszyć w granicach
większych niż, o ile się nie mylę, tysiąca funtów. Natomiast biżuteria i tym
podobne rzeczy stanowią jej własność. Pierwsze, co zrobiła w Londynie, to poszła
na Bond Street i sprzedała część najcenniejszych klejnotów. Potrzebna jej była
niezwłocznie znaczna kwota w gotówce, czyli innymi słowy musiała opłacić się
szantażyście.
Uważa pan to za dowód przeciwko jej bratu?
A pan?
Poirot pokręcił głową.
Widzę dowód szantażu, lecz nie chęci popełnienia morderstwa. Mon cher, nie
trzyma się za ogon dwu srok naraz. Ten młody człowiek miał zamiar albo płacić,
121
albo dopuścić się zbrodni. Przed chwilą pan przedstawił dowód, że miał zamiar
płacić.
Tak& zapewne& Mógł jednak zmienić zdanie.
Mały Belg wzruszył ramionami.
Znam ludzi tego pokroju ciągnął z namysłem komisarz. Podczas wojny
są nieocenieni. Mają pomysłowość, odwagę, pogardę dla osobistego
bezpieczeństwa. Wszystkiemu stawią czoła. Tacy właśnie dostają Krzyż Wiktorii,
często pośmiertnie. Tak. Na wojnie są bohaterami. Ale w czasie pokoju& Cóż, w
czasie pokoju bardzo często trafiają do więzienia. Cenią przygodę, nie potrafią
chodzić prostymi drogami, nie liczą się ze społeczeństwem& no i za nic mają
życie ludzkie.
Poirot przytaknął skinieniem głowy.
Powiadam panu rzucił Spence. Znam ludzi tego pokroju.
Zapadło dłuższe milczenie.
Eh bien podjął słynny detektyw. Ustaliliśmy, że mamy do czynienia z
kimś, kto może być zabójcą. Na tym koniec. Nie posunęliśmy się ani o krok
naprzód.
Spence zmierzył małego Belga pytającym wzrokiem.
Bardzo interesuje pana ta sprawa, panie Poirot powiedział.
Tak.
Dlaczego, jeżeli wolno spytać?
Otwarcie mówiąc, nie wiem. Może z powodu dawnego wspomnienia. Widzi
pan, dwa lata temu siedziałem w palarni, w klubie mojego znajomego. Był wtedy
nalot, a ja czułem kurcze żołądka. Nie lubię, mon ami, nalotów i nie jestem
odważny, chociaż staram się zwykle robić dobrą minę do złej gry. Otóż siedzę w
palami i czuję, że tu mi coś wzbiera poklepał się po brzuchu w okolicy żołądka
a nudziarz klubowy, poczciwy major Porter, opowiada monotonnym głosem
bardzo długą historię. Nikt go nie słuchał, panie Spence, ale ja go słuchałem, aby
zapomnieć o bombach i dlatego, że przytaczane fakty wydawały mi się
interesujące i znamienne. Pomyślałem wtedy, że z sytuacji, o której mówił major
Porter, może wyniknąć coś ciekawego. No i wynikło, jak panu wiadomo.
Przyszło nieoczekiwanie, co?
122
Przeciwnie sprostował Poirot. Oczekiwanie. Ale i to posiada swoją
wymowę.
Spodziewał się pan morderstwa? zapytał sceptycznie komisarz.
Nie, nie, nie! Ale widzi pan. Młoda osoba wychodzi powtórnie za mąż.
Niewykluczone, że jej pierwszy mąż żyje? Otóż żyje. Niewykluczone, że się zjawi?
Otóż się zjawia. Niewykluczone, że dojdzie do szantażu? Dochodzi do szantażu.
Niewykluczone, że ktoś uciszy szantażystę? I, ma foi, ktoś ucisza szantażystę!
Cóż podjął Spence zerkając spod oka na małego Belga. Sprawa nie
odbiega od schematu. Pospolity typ zbrodni: szantaż i w rezultacie morderstwo.
Sądzi pan, że to przypadek mało interesujący? W zwykłych warunkach&
tak. Ale ta sprawa wydaje mi się interesująca, ponieważ wszystko w niej idzie na
opak.
Na opak? Nie rozumiem pana?
Nic& jakby tu powiedzieć. Nic nie przybiera właściwego kształtu.
Spence szeroko otworzył oczy.
Nadinspektor Japp twierdzi, panie Poirot, że pańska myśl wędruje krętymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl