[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Fred Gilmer nie jest jedynym wyborcą w hrabstwie Pierson  przypomniał jej.
 Racja. Inni ranczerzy i jego kowboje też mogą głosować.
 Strasznie się martwisz mną i Fredem, Julio.  Jake skręcił na światłach,
wjechał w boczną uliczkę, zatrzymał wóz i obrócił się ku niej.  Widzisz, musiałem
aż stanąć, żeby spokojnie móc wyjaśnić ci moje stanowisko. Mamy jeszcze dla
siebie kilka godzin w tym mieście i nie chciałbym, aby zatruwały je rozmowy o
tym cholernym facecie. Jeśli więc masz jeszcze coś do powiedzenia o nim, lepiej
zrób to teraz. Pózniej powinniśmy już tylko cieszyć się sobą.
 Nie gniewaj się, ale nie mogę przestać myśleć o tym, że musiałeś wybierać
pomiędzy mną a nim, i że wystąpiłeś przeciwko niemu...
 Zrobiłem po prostu to, co chciałem, Julio. Znam Freda i wiem, że porządny z
niego chłop. Jeśli jednak nie zmieni zdania, nie zamierzam się więcej na niego
oglądać. Wreszcie stanąłem na własnych nogach i sam decyduję o swoim życiu.
Jego odpowiedz nie uspokoiła Julii, gdyż nie podzielała wiary Jake a w
przyzwoitość Gilmera. Gdyby sprawy w Pierson przybrały naprawdę fatalny obrót,
Jake mógł zawsze powrócić do Los Angeles, gdzie czekali na niego starzy
przyjaciele i nowe, atrakcyjne zajęcie. Poradził już sobie z problemem
alkoholowym, więc co stało na przeszkodzie?
Jake pochylił się i pocałował ją w czoło.
 Wystarczy już o Fredzie, dobrze? Przecież mamy się bawić.
Spojrzał na zegarek.
 Zostało nam jeszcze niecałe dziesięć godzin, więc nie zmarnujmy ich.
Jeszcze raz pocałował ją, tym razem w usta.
 Trochę zdrowej namiętności nie zaszkodzi, co?  roześmiał się, całując ją
coraz goręcej.
Julia odpowiedziała mu natychmiast, z równą żarliwością i oddaniem. A
jednak, pomimo upajającej bliskości Jake a wciąż dręczyło ją pytanie: co będzie
dalej?
Rozdział 10
Jake od razu podniósł słuchawkę. Spodziewał się tego telefonu.
 Musimy porozmawiać, Jake.
 Jestem do twojej dyspozycji, Fred.
 Słyszałem, że byłeś w Los Angeles.
 Dobrze słyszałeś. Właśnie dzisiaj rano wróciłem. Jake odchylił się na oparcie
krzesła i oparł nogi na służbowym biurku. Od dawna nie był w tak dobrym
humorze. Perspektywa rozmowy z Fredem nie zdołała popsuć mu nastroju. Po
chwili milczenia Gilmer spytał wreszcie:
 I co tam słychać?
 Niewiele się zmieniło.
 Słowem, udany wypad, co?  Fred ostrożnie usiłował zapuścić sondę.
 Nawet sobie nie wyobrażałem, że będzie tak udany  szczerze wyznał Jake.
 No, no, a więc sukces... Czy to oznacza, że opuścisz naszą zapadłą dziurę i
wrócisz tam, teraz, kiedy jesteś już... hm, wyleczony?
Jake roześmiał się.
 O, kochany, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz! Lepiej przejdzmy do rzeczy,
bo chyba nie dzwonisz po to, żeby pogawędzić sobie ze mną o Los Angeles. Co
masz na wątrobie, stary?
 Musimy porozmawiać o przyszłości.
 Niezbyt precyzyjnie się wyrażasz. Czy chodzi o czyjąś konkretną przyszłość?
 Tak  odparł Fred.  O twoją, Jake.
Jake czekał, milcząc.
 Coś się wydarzyło w czasie twojej nieobecności. A od tego, jak sobie
poradzisz, zależy los nas wszystkich.
 Czy nie mógłbyś mówić jaśniej?
 Mogę, ale musisz do mnie przyjechać. Czekam.
Julia siedziała przy komputerze i pomimo zmęczenia próbowała uważnie
śledzić błyskające punkciki. Zastanawiała się, jak sobie radzi Jake. Rześki i pełen
energii po solidnym śniadaniu i kilku kawach, jakie pochłonął w samolocie,
odwiózł ją do domu, a potem pojechał prosto do biura. Julia ambitnie postanowiła
dotrzymać mu kroku i zaraz po przyjezdzie połączyła się przez nadajnik z Rafe em.
Zdołała zlokalizować na ekranie komputera miejsce nowej siedziby wilków,
kiedy Rafe oddalił się poza zasięg radiostacji i głos w słuchawkach zaczął
zamierać. Próbowała sama śledzić ruchy stada, lecz oczy same się jej zamykały.
Nic dziwnego, w nocy szkoda im było czasu na sen. Kochali się, zapomniawszy o
całym świecie. Rano półprzytomni wsiedli do autobusu, który zawiózł ich na
lotnisko. Trochę drzemali w drodze.
 Julio! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)