[ Pobierz całość w formacie PDF ]pod boki, a Montana parsknęła śmiechem.
- Jeszcze nie. Przyszedłem po blankiety skierowania na prześwietlenie -
bronił się. - Zegnam panie.
Chrissie wrzuciła puste opakowanie do kosza.
- Szalony facet, ale przesympatyczny. Należą mu się ode mnie
podziękowania za to, że cię tu ściągnął, bo z tobą jest zupełnie inaczej.
Nawet jeżeli będziesz tu tylko przez kilkanaście godzin w tygodniu, to
będzie mi łatwiej ustawiać dyżury, co na pewno ucieszy moją rodzinę. -
Otworzyła kolejne pudełko. - A jak byłoby bosko, gdyby personel rozrósł się
RS
64
nam jeszcze bardziej... - rozmarzyła się. - Ale nawet jedna położna z
aktualnym doświadczeniem to już coś. Nasza Rhonda dawno nie miała
kontaktu z nowoczesnym położnictwem, więc przejdzie do opieki nad
noworodkami. Jak się nam jakiś przytrafi.
Montana nie wyobrażała sobie zerwania z zawodem.
- Czy Andy opowiadał ci o planach otwarcia nowej porodówki? - zapytała.
Chrissie przytaknęła entuzjastycznie.
- Bardzo mnie to cieszy. Zwłaszcza jak sobie pomyślę, że sama miałabym
coś urodzić. Byłoby pięknie, gdyby nie trzeba było wyjeżdżać do innego
szpitala i tam czekać na poród. Co więcej, byłabym przez cały czas pod
opieką tych samych osób.
- Zależy nam na rozkręceniu tego interesu. Chrissie, pomóż nam kogoś
znalezć. Popytaj po koleżankach - odezwała się Montana. - Siostra Andy'ego
jest położną. Namawiam ją, żeby mnie odwiedziła, a jak tu dotrze, to mam
zamiar przekonać ją, żeby sprowadziła się do Lyrebird.
Chrissie oparła się o blat i uważnie przyjrzała Mon-tanie.
- Długo znasz Andy'ego?
Zajęta ustawianiem pudełek Montana nie zauważyła jej badawczego
spojrzenia.
- Nie. Przez ostatnie sześć lat pracowałam z Misty, to moja serdeczna
przyjaciółka, ale Andy'ego nie miałam okazji poznać. Pierwszy raz
zobaczyłam go, kiedy urodziłam córeczkę. Zaproponował, żebym tu przyje-
chała nabrać sił.
- Uhm - mruknęła Chrissie. - On nie przepuści żadnej okazji, żeby
pozyskać nowych ludzi. Lyrebird to bardzo spokojne miasteczko.
Ledwie ucichły jej słowa, usłyszały wycie syreny. Wymieniły spojrzenia.
- Chyba nie w porę to powiedziałaś - zauważyła z uśmiechem Montana.
- I Andy znowu tu przyjdzie, chociaż nawet nie ma dziewiątej - dodała
rozbawionym tonem Chrissie.
Montana zamknęła szafkę, w której robiła porządek, po czym przeszła do
strefy ratunkowej.
- A ty widujesz go bardzo często, prawda?
- To zależy od dnia - odrzekła tajemniczo Chrissie, po czym stanęła obok
Montany.
Przed budynkiem zatrzymał się samochód policyjny, syrena umilkła, a
chwilę pózniej okazało się, że głównym pasażerem jest ośmioletni Dylan,
syn Chrissie. Chłopiec spadł z roweru w drodze do szkoły.
RS
65
Miał spuchnięty lewy nadgarstek. Na widok matki rozpłakał się na cały
głos.
Z szosy zabrał go policjant Bob, a potem chłopiec jechał na kolanach June,
jego żony. June też była bliska łez.
Montana i Chrissie przeniosły Dylana do sali obserwacyjnej.
Zanim zjawił się Andy, Chrissie zdołała utulić syna, a także wezwać
emerytowanego technika, który prześwietlił bolące ramię. W międzyczasie
Montana poczęstowała Boba i June herbatą dla ukojenia nerwów.
Godzinę pózniej otrzymali zdjęcie wraz z diagnozą. Ku zadowoleniu
Andy'ego opatrzenie złamania leżało w zakresie możliwości jego szpitala.
- Mimo że doszło do pęknięcia kości łokciowej oraz promieniowej - mówił
Andy - szpital rejonowy potwierdził moją opinię, że możemy zająć się tym
na miejscu. Podamy Dylanowi środek uspokajający i założymy gips.
Wypiszę mu też skierowanie na wizytę kontrolną za tydzień u ortopedy.
Chrissie, jak mały się obudzi, możesz zabrać go do domu i nim się zająć.
Chrissie westchnęła.
- Biedaczek oszaleje z nudów, jak nie będzie mógł się popisywać. -
Zerknęła na Montanę. - Przepraszam, że zostawiam cię samą. Niewiele ci
pomogłam.
- Poradzę sobie. - Montana pokiwała głową. - Sporo już się dowiedziałam,
a jak będę czegoś potrzebowała, skontaktuję się z Andym albo zadzwonię do
ciebie. Po lunchu na dyżur przyjdzie Bill, więc z pytaniami poczekam na
niego.
O jedenastej szpital nie miał już dla niej żadnych tajemnic, ale do końca
dnia nie wydarzyło się nic interesującego. Jedynie dwaj hospitalizowani
staruszkowie pytali o przyczynę wizyty policji.
W porze lunchu Andy przyniósł Montarne Dawn, ponieważ Louisa zajęta
była w kuchni, przygotowując dania na przyjęcie niespodziankę z okazji
urodzin Neda zaplanowane w nadchodzącym tygodniu. Spędzili więc we
troje pół godziny, rozmawiając o tym, kto znajdzie się wśród zaproszonych
gości.
O czwartej zadowolona z pierwszego dnia w pracy wróciła do domu.
Wszedłszy do kuchni, zastała tam Andy'ego, który huśtał na kolanach
Dawn.
- Który to już raz cię dzisiaj widzę! - zawołała.
- No właśnie. - Popatrzył na Dawn. - Obłęd.
Nie wyczuła żadnego podtekstu, ale coś ją zaniepokoiło.
RS
66
- Ktoś z nas oszalał - mruknęła. Uśmiechnąwszy się do niego, nagle się
zorientowała, że z nim flirtuje. Co chce w ten sposób osiągnąć? Jej dziecko
ma dopiero cztery miesiące, a ona rok temu owdowiała.
Przerażona własnym zachowaniem miała ochotę wykrzyczeć, bijąc się w
piersi, że los jest niesprawiedliwy, a jego wyroki niepojęte, ale się
pohamowała. Niemniej musi się od niego uwolnić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl