[ Pobierz całość w formacie PDF ]Zdeptano jej serce, kiedy była zbyt młoda, by rozpoznać zagro\enie. Kobiety tak bardzo ró\nią się od mę\czyzn. Marzą o
miłości i mał\eństwie, pragną ciepła i szczęścia.
Demetrius odwrócił głowę i popatrzył na ciemnoniebieskie morze i \aglówki na rozmigotanych falach.
Katina te\ miała takie marzenia. Byli bardzo szczęśliwi. Zaledwie dwa i pół roku. Zginęła w ósmym miesiącu cią\y.
Poczuł gorycz w ustach. Nie potrafił zapomnieć. Ani na chwilę.
Chantal dotknęła jego ramienia. - Demetrius.
Wspomnienia odpłynęły. Demetrius odwrócił się do Chantal. Uczesana w koński ogon wyglądała "bardzo młodo.
"Wcią\ - pomyślał - jest niewinna i naiwna". Bez zastanowienia odgarnął niesforny kosmyk z rozgrzanego słońcem
policzka. Zarumieniła się i spuściła wzrok. Nie mieściło mu się w głowie, jak Armand mógł podnieść na nią rękę.
Spojrzała na niego, uśIniechając się niepewnie. - Byłeś kiedyś \onaty?
- Kiedyś. - Jego rysy straciły wyrazistość.
- Czemu się nie o\eniłeś drugi raz?
- Nie mam takiego zaIniaru.
- Twoje mał\eństwo było tak złe?
- Było zbyt dobre.
- Och. -:- Znów spuściła wzrok. Wyglądała tak
smutno jak dzieciak oglądający słodycze przez szybę. - A ty, wyszłabyś ponownie za mą\? - zapytał, patrząc w jej
rozszerzone, szafirowe oczy barwy morza.
NatychIniast stała się cWodna i daleka. - Nie.
- Czemu? - nalegał.
Rumieniec powrócił na jej policzki, ale wyglądała na udręczoną.
"Jej mał\eństwo musiało być straszne - pomyślał z bólem. - Okaleczyło ją i przeraziło".
Demetrius pochylił się do przodu i przysunął do Chantal wystarczająco blisko, by widzieć skórę nieprzykrytą T -shirtem,
cień Iniędzy piersiami i mały złotobrązowy pieg na obojczyku.
Nie powiedział jej do tej pory, jak bardzo go wzrusza jej bezbronność i samotność.
Księ\niczka z jej majątkiem i urodą mogłaby być zimna, jednak Chantal była przeciwieństwem. Krucha, wra\liwa i
delikatna, przypominała mu dziewczynkę, która przeskoczyła Z dzieciństwa w dorosłość bez spadochronu, pozbawiona
czasu potrzebnego na dorośnięcie.
Maska nagle opadła i przez ułamek sekundy Chantal patrzyła na niego z nie skrywaną tęsknotą. Bezmiar samotności w
jej oczach przeszył go bólem. Zapragnął ująć jej twarz w dłonie i całować bez końca, dopóki nie zdoła rozgrzać jej ciała i
duszy.
- Mamy towarzystwo, szefie. - W napiętą ciszę wdarł się głos młodego barmana.
Demetrius uniósł głowę. Chłopak obserwował morze przez lornetkę.
- Co widzisz? .
- Aódz. Płynie w naszym kierunku.
ROZDZIAA SIÓDMY
Chantal usłyszała potok greki i natychmiast zapadła dziwna, napięta cisza.
Zamilkli wszyscy, nawet starsi mÄ™\czyzni obok.
Twarze zwróciły się ku morzu, oczy spod zmru\onych powiek obserwowały turkusową wodę. Tawernę wypełniła czujność.
Chantal przenosiła wzrok na kolejnych gości tawerny. Coś było nie tak.
Demetrius wypowiedział kilka greckich słów tak cicho i szybko, \e nie mogła nawet pomyśleć o ich zrozumieniu, ale
jego ton wyraznie wskazywał, \e to, co widzi, zdecydowanie mu się nie podoba.
Młodzi rybacy na pla\y odło\yli sieci i tak\e zwrócili się ku morzu.
Chantal kusiło, \eby wstać, ale pewne zasady miała wpojone zbyt głęboko, by je zignorować. Nie zadawać zbyt wielu
pytań i nie mieszać się w nie swoJe sprawy.
Poprzednia swobodna atmosfera ulotniła się. Mę\czyzni w napięciu obserwowali morze i małą \aglówkę, kierującą się
wprost do portu.
Wszystkie oczy przykuł mę\czyzna na pokładzie, który rzucił kotwicę i zeskoczył do stosunkowo płytkiej wody. Kiedy
brodząc, osiągnął wał skalny, mę\czyzni w tawernie otoczyli księ\nę kołem.
Napięcie było niemal namacalne. Zasłonięta Chan tal prawie nie widziała pla\y. Jeden ze starszych mę\czyzn wstał. Ten,
którego Demetrius nazwał Zeno, potę\ny i krzepki. Zatrzymał młodego \eglarza, zanim ten zdą\ył się zbli\yć do tawerny.
- To prywatna wyspa - odezwał się głębokim głosem.
Chantal nie usłyszała odpowiedzi młodego człowieka, który gestykulował, wskazując na łódz. Zeno wyraznie miał go w
nosie. Potrząsnął ciemną głową i skrzy\ował ramiona na piersi.
- Nie reperujemy łodzi. Przykro mi. śeglarz coś odpowiedział i roześmiał się. Zeno się nie śmiał.
śeglarz spróbował odsunąć Zeno z drogi, kiedy nagle wielka pięść wystrzeliła do przodu i obcy wylądował płasko na
plecach.
Chantal wzdrygnęła się. Zauwa\yła, \e Demetrius napiął mięśnie prawej ręki, ale nie ruszył się z miejsca. Nie zamierzał
się od niej oddalić.
- Nie reperujemy łodzi - powtórzył Zeno głośno i wyraznie, trzymając stopę na piersi \eglarza. - Znikaj stąd. Jasne?
śeglarz nie miał wyjścia. W mało przyjacielskiej
asyście Zena, bez dalszych dyskusji, wrócił do łodzi.
Demetrius wyciągnął rękę do Chantal.
- Chodzmy się przejść - zaproponował. śaglówka znikała ju\ na horyzoncie.
Chantal mogła tylko podziwiać jedność i WIęZ łączącą wyspiarzy. Demetrius mówił prawdę. To rzeczywiście byli jego
ludzie. Gotowi bronić i jego, i wyspy za wszelką cenę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl