[ Pobierz całość w formacie PDF ]biegi, oczami jakby przyciągał to odkryte, bezpieczne dla nich pole. Jeszcze jeden zryw silnika i mogli już je
dopaść, pozostawiając za sobą las z czającym się w nim niebezpieczeństwom. Kołdak i Marian czuli, jak
parzą ich dłonie od rozgrzanych luf automatów. Marian zdążył w swoim zmienić magazynek, kilka razy też
wyszczerbiły czarny mur lasu wybuchy jego granatów. Raz nawet w zapamiętaniu sięgnął do kieszeni kurtki
i wyciągniętą z niej rzeczą cisnął w gęstwinę. Dopiero potem zorientował się, że to było... jabłko. W innej
sytuacji roześmiałby się na cały głos.
Wytrzymaj, jeszcze wytrzymaj! krzyczał Krawczuk. Na miazgę, na miazgę cię roztłukę, chole-
ro!... Och, ty! Ty zarazo, ty!...
Noga kurczowo dociskała pedał gazu.
Ciężarówką trzęsło, rzucało, jak gdyby się wykręcała od ruszenia tych parę metrów dalej... Zaczęła
wreszcie zwalniać, wyraznie zwalniać...
Jeżewski sięgnął po słuchawkę. Cisza po drugiej stronie. Zakręcił gwałtownie korbą przy aparacie. Nic.
Rzucił słuchawkę na widełki.
I gówno!... przeszedł się parę razy po pokoju. Znów gówno! powtórzył.
Ten wyraz nie leżał mu na ustach, więcej udawał, niż wierzył w spontaniczność swojego odruchu. Sie-
dzący na ławce pod ścianą Siarka uśmiechnął się, widząc Jeżewskiego, który stan swojego zdenerwowania
usiłuje nazwać, podbechtać brzydkim wyrazem".
Jeżewski zresztą nigdy nie czuł się mocny w tak zwanych wyrazach. Inni uważali, że to sposób. On
uważał, że to metoda zastępująca... interpunkcję. Narażał się też z tego powodu na liczne złośliwości, na
które nie bardzo wiedział, jak reagować.
Kiedy tyle brzydoty na co dzień myślał papraniny w sprawach, które włosy jeżą na głowie, to
niech chociaż ten język pozostanie odrobinę czystszy.
Lubił dużo czytać, ale niewiele pozostawało mu na to czasu. Mówiono o nim, że zna na pamięć całe
rozdziały Trylogii" i żartowano zaraz, że dobrze byłoby z takim siedzieć pod jedną celą co wieczór od-
cinek powieści, czysta rozrywka. Jeżewski swoje odsiedział przed wojną i być może. że wtedy te żartobliwe
przypuszczenia były prawdą.
Wyjął papierosa, zaczął szukać po kieszeniach zapałek. Wrócił znowu za stół, na którym obok kilku pa-
pierów leżała pepesza Listwy. Miał ją na wyciągnięcie ręki. Podobnie jak kabek Siarki, który między telefo-
nem a obtłuczonym kałamarzem tkwił po drugiej stronie stołu.
Został mu z tych podejrzanych tylko Siarka. Pilnował Siarki. Chłopak siedział spokojnie na taborecie w
kącie i obgryzał przyciemnione brudem paznokcie.
Masz ogień? zapytał Jeżewski.
Co nie mam mieć odpowiedział Siarka.
Wyciągnął zapałki.
Rzuć!
Siarka chciał już rzucić zapałki, kiedy w drzwiach stanął listonosz. Był to starszy, siwiejący człowiek, na
którym jakby wisiał przedwojenny jeszcze poczciarski uniform.
Nieszczęście... wykrztusił.
Zerwał z głowy czapkę i zaczął ocierać chusteczką czoło.
Co jest? Jeżewski poderwał się zza biurka.
Panic władzo, panie władzo... listonoszowi opadła ręka z przesiąkniętą potem i deszczem chustką.
Tam pociąg, panie władzo...
Co... pociąg?...
Pociąg. Ten, co idzie z Zator na Strzekociany... Na przejezdzie pod Podołami...
Przytknął chustkę do oczu, jakby miał się za chwilę rozpłakać.
Mówcie! krzyknął Jeżewski.
Wyleciał z szyn powiedział wreszcie listonosz. Na przejezdzie...
Gdzie na przejezdzie? zaniepokoił się Jeżewski.
Mówię przecież pod Podołami! Całe szczęście, że towarowy.
Jeżewski znowu zaklął sztucznie.
Oni muszą przez ten przejazd... szepnął. Chyba, że już przejechali...
Natychmiast się spostrzegł, że niechcący w uniesieniu wyjawił trasę, którą obrała ciężarówka. Zauważył
jednocześnie, że ten jego szept doszedł do uszu Siarki. Spotkali się na moment oczami i Siarka znów wbił
spojrzenie w podłogę.
Trzeba by jaką pomoc... czy jak? odezwał się listonosz. Po mojemu to pewnie szyna pękła. Sta-
re szyny, jeszcze za batiuszki cara kładzione. A jak po nich teraz stale te transporty na front, to...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl