[ Pobierz całość w formacie PDF ]- Ile tego będzie?
- Cztery do pięciu tysięcy. To nasze oszczędności. Dajemy je chętnie dla doktora Sternaua.
Prawda, Elviro?
- O, tak! Oby tylko był wolny. Może uleczy naszą biedną hrabiankę.
- Gdzie ona jest teraz? Może w szpitalu?
- Nie, w Lorisie, w klasztorze świętej Weroniki.
- Przecież powinna być w lecznicy, a nie w klasztorze!
- Co można na to poradzić? Seniora Clarisa ją tam wywiozła. Hrabianka jest zupełnie bezwolna.
Mindrello zapytał po chwili namysłu:
- A więc wierzycie, że doktor Sternau potrafi ją uleczyć?
- Bez wątpienia.
- Obejrzę sobie ten klasztor. Mogę dysponować pieniędzmi, senior Alimpo?
- Może pan wziąć wszystko.
- Muszę mieć konia dla siebie i dla doktora. Dajcie mi dwieście duros.
- To za mało, pięćset.
- Chwiliwo nie potrzeba mi więcej.
Wziąwszy pieniądze, Mindrello pojechał do klasztoru w Lorisie, odległego o dwie godziny drogi
od Manresy. Dowiedział się tam, że hrabianka z nikim nie rozmawia, nic prawie do ust nie bierze,
modli się cały dzień na cmentarzu, wieczorami trzeba ją stamtąd siłą zabierać do celi. Jest jeszcze
piękna, ale pięknością tych, którzy bliscy są śmierci.
Zasięgnąwszy tych informacji, Mindrello pojechał dalej, do Barcelony. Tu kupił konia dla
Sternaua, dla siebie zaś muła.
Minęło kilka tygodni. Za grube pieniądze wystarał się o fałszywe papiery na nazwisko lekarza
sądowego. Sprawił sobie stosowne ubranie i nadawszy obliczu odpowiedni wyraz dzięki wąsom i
peruce, stawił się w więzieniu. Strażnik skontrolował dokumenty i wpuścił rzekomego lekarza. W
sieni udało się Mindrellowi zabrać jeden z kluczy od bramy.
Wiadomo już, jak Sternau obezwładnił strażnika i uciekł z więzienia. Mindrello tymczasem wraz
z mułem i koniem czekał na drodze do Manresy, pewien, że Sternau będzie uciekał w kierunku zamku.
Już z daleka Starnau ujrzał konia i muła, a przy nich swego wybawcę. Poznawszy Mindrella,
podziękował mu gorąco, wskoczył na konia i pomknęli obaj jak strzały. Sternau rozkoszował się
czystym zimowym powietrzem. Po chwili spytał:
- Drogi Mindrello, to condesa ciebie posłała, żebyś mnie uwolnił?
- Nie, senior Alimpo.
- Ale z rozkazu hrabianki, co?
- Nie, condesa jest chora, żadnych rozkazów nie wydaje.
- Chora? - zawołał Sternau przerażony. - Co jej dolega?
- To samo, na co zapadł jej ojciec - wyjąkał Mindrello. Sternau jak rażony piorunem omal nie
zwalił się z siodła.
- Czy dobrze słyszę? Oszalała?
- Tak.
- Oszalała?! - krzyknął raz jeszcze. Zatrzymał konia i zapytał głosem, z którego przebijała
rozpacz: - Gdzie jest condesa?
- W klasztorze świętej Weroniki w Lorisie.
- A rzekome zwłoki hrabiego Manuela zostały pogrzebane, co?
- Tak.
- Hrabia Alfonso posiadł dziedzictwo?
- Tak.
- Gasparino Cortejo u jego boku?
- Tak.
- A gdzie Clarisa?
- W klasztorze razem z hrabianką.
- A rządca?
- Mieszka w Manresie. Wygnano go. To on dał mi ten portfel, który panu wręczyłem w więzieniu,
on dał mi pieniądze na zakup konia i muła. Da seniorowi jeszcze, ile tylko będzie potrzeba.
Sternau milczał. Oszołomiło go to, co usłyszał od Mindrella. Ciszę przerwał przemytnik:
- Mam dla pana i dobrą wiadomość.
Sternau nie reagował, był jak we śnie. Dopiero gdy Mindrello kilkakrotnie powtórzył te słowa,
powiedział z goryczą:
- Dobrą wiadomość? Nie wierzę, by mnie mogło jeszcze spotkać coś pomyślnego.
- Nie pyta pan wcale, jak wywiązałem się z polecenia, aby odszukać hrabiego Manuela?
Sternau ożywił się.
- Pod wpływem tej okropnej wiadomości o hrabiance uleciało mi to z pamięci. Co więc wiesz o
nim?
- Po prostu znalazłem hrabiego Manuela.
- Znalazłeś hrabiego? - Sternau tak mocno ściągnął cugle koniowi, że ten stanął dęba.
- Tak, i to bez trudu. Cyganie to wprawdzie spryciarze, ale i my, przemytnicy, nie damy się zjeść
w kaszy.
- Opowiadaj, słucham!
- Natrafiłem na ich ślad, bo przecież wielki tabor nie może zginąć jak szpilka. Upłynęło jednak
sporo czasu, zanim dowiedziałem się, że obozowali w miejscowości Barbastro, a potem jechali
przez Huesca i Sanguesa.
- Czy nigdzie nie zatrzymywali się dłużej?
- Skądże znowu. Przede wszystkim starałem się rozpoznać, czy banda jest w komplecie, czy nikt
przypadkiem się nie odłączył wraz z hrabią. Ale byli na to za sprytni, żeby obłąkanego zostawiać
niedaleko zamku.
- Skąd ta pewność, że hrabia był z nimi?
- Widziałem z daleka, że między wozami jechał powóz. Gdy wieczorami rozbijali namioty, brali
go zawsze w środek obozowiska. Jakkolwiek nie widziałem nikogo, mogłem dać głowę, że w
powozie znajduje się hrabia.
- No i co dalej?
- Zmierzali w kierunku Pampalony, potem przez góry przeprawili się do Pico de Aspiroz i dotarli
do morza. Przed San Sebastian skręcili w bok i rozbili obóz tuż nad brzegiem, niedaleko miasteczka
Irun.
- Aha! I tu wsadzili hrabiego na statek.
- Tak, dobrze pan zgadł. Spodziewałem się tego, czatowałem dzień i noc, aby nie przegapić
chwili odjazdu hrabiego. Pewnej ciemnej nocy do brzegu przybiła żaglówka. Na szczęście byłem
zakopany w piasku w tak korzystnie wybranym miejscu, że widziałem wszystko dokładnie.
- Do diaska! Gdyby cię tam odkryli!
- No to co? Caramba! Mam przecież zawsze przy sobie nóż ostry jak brzytwa, nie powiedziane
więc, dla kogo by się to zle skończyło. A więc dwóch ludzi opuściło obóz i szykowało się do
wejścia na żaglówkę, którą kierowało dwóch marynarzy. W chwili gdy ten, który wsiadał pierwszy,
postawił nogę na pokładzie, łódz się zakołysała, człowiek zachwiał się i opierając o ster zawołał
przerażony: Ja jestem dobry, poczciwy Alimpo". Ponieważ powiedział mi senior, co prześladuje
hrabiego, zmiarkowałem więc, że to nie kto inny, tylko on.
- Mów dalej!
- Wtedy ten drugi zaklął siarczyście i wskoczył do łodzi. Podciągnięto żagle. Zanim odpłynęli,
Cygan zapytał jednego z marynarzy: Jak długo będzie trwała jazda do Saint Nazaire?" Przy dobrym
wietrze dwa dni". A stamtąd do Avranches?" Trzeba dwóch dni, żeby opłynąć Bretanię. Ale droga
jest niebezpieczna, rafy sterczą na dnie morskim." To wasze zmartwienie. Płacę dobrze, i kwita. Czy
znacie latarnika z Avranches?" Nie." Do niego właśnie jadę. To mój stary dobry..." Nic więcej nie
słyszałem, bo łódz odpłynęła z wielką szybkością. Może pan sobie wyobrazić, z jakim napięciem i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl