[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie wiedział jak wejść, jak zacząć rozmowę.
W tym samym czasie podobny piasek wysuszył oddech Pleszke Hendlisza, chociaż dom był dobrze
klimatyzowany.
Starzec przyglądał się Muskatowi przez szparę w roletach. Wyglądał dokładnie tak jak w książce.
 To będzie sucha noc  powiedział do siebie i poszedł otworzyć drzwi.
W niedługo po tym siedzieli w fotelach na trawniku za domem. Skrawek ziemi otoczony był gęstą
roślinnością. Cykady czepiły się jej tak zachłannie, że drzewa kołysały się, choć nie było wiatru.
Pleszke Hendlisz ściskał w garści blaszki z butów swojego syna Srula. Na twarzy nie było widać
wzruszenia. Na wzruszał się już w życiu dostatecznie. Teraz tylko myślał. Ważył w ciężkiej gło-
wie słowa Muskata, mierzył je z tym, co sam wiedział o sobie. W końcu odezwał się tak głucho, że
drzewa wokół znieruchomiały.
 Odebrał pan moje myśli. To wszystko. Ja w tym nie widzę żadnego fenomenu.
W osiemdziesiątym piątym zmarł na raka mój drugi syn Izaak. Przez krótki czas po jego śmierci
bardzo nienawidziłem. To była nienawiść szczególnego rodzaju  bardzo silna i bardzo wycelowa-
na. Posłałem ją dokładnie w tamto miejsce. Wyobraziłem sobie, jak umierają po kolei  Płocha,
Zabigoś, Muszyńska, Skrzydlak, Bożyk.
A kiedy już ich zabiłem w mojej głowie, przestałem czuć nienawiść. Zresztą po co, kiedy oni byli
martwi?
Głupi ludzie często używają takiego zdania:  przepadło bezpowrotnie .
Nic nie przepada bezpowrotnie. Wszystko wraca. Absolutnie wszystko. Trochę inne, odmienione
 ale wraca.
Kości moich dzieci, oczy Chuwci...
Ja, proszę pana, wierzę w p o w r o t n o ś ć . Powrotność jest religią nakazaną. Pan też wyznaje
powrotność, chociaż może o tym nie wie. Do pana powraca własne  dzieciństwo, kamień polny w
ręku dziadka (czego nie powiedział?), pierwszy posiew, wydawałoby się tak zmarnowany 
zostawiony na podściółce w oborze i na dłoniach Tereski Trelanki.
Ale do pana też wraca czyjeś. %7łyd się nie boi małych i wielkich słów. %7łyd się boi słów średnich. Ja
teraz użyję wielkiego słowa. Bez strachu. Do pana powraca  wiekuiste. Właśnie tak.
Chuwcię poznałem na kilka dni przed ślubem. Ożeniłem się pózno, w trzydziestym czwartym roku
życia. Wcześniej nie znałem kobiet. Gromadziłem majątek. W dzień ślubu byłem już człowiekiem
zamożnym.
W dziewięć miesięcy pózniej rozdałem swój majątek w ciągu jednego dnia.
Chuwcia miała ciężki poród. Nie pomogło pootwieranie wszystkiego, co było w domu  okien,
drzwi, szuflad, naczyń. Tak robią %7łydzi. Aby łono kobiety otworzyło się bez bólu  otwierają.
Wziąłem z banku dwie walizki pieniędzy i pobiegłem do miasta. W ciągu kilku godzin otworzyłem
bramy wielu fabryk, drzwi restauracji, kawiarni, teatrów, kin, budynków państwowych. Ale i to nic
nie pomogło. Wróciłem do miasta, by jak oszalały otwierać drzwi tramwajów; samochodów; bramy
cmentarzy i szkół.
Pod wieczór, kiedy razem z odzwiernym pchałem bramę lecznicy Varikoffa, o moim szaleństwie
wiedziało już całe miasto Dobrzy ludzie pootwierali wszystko w swoich domach. Dopiero wtedy
Chuwcia urodziła Izaaka i Srula.
W ten dzień miasto Aódz w Polsce było najbardziej otwartym i radosnym miastem w świecie.
Potem przyszedł inny naród. Niemcy. To byli specjaliści od zamykania.
Głupia Chuwcia. Pojechała. Dała się oszukać tysiąc razy, chociaż była najmądrzejszą kobietą, jaką
znałem.
Kiedy ją wydarto z wagonu, uwierzyła że to przerwa w podróży. Potem, kiedy pognano moją
Chuwcię do łazni, ucieszyła się na myśl o ciepłej wodzie.
Tak było. Znam moją Chuwcię.
Stała pod tym nieludzkim prysznicem, rozpaczała że brakuje jej rąk do ukrycia wstydu i zachłannie
patrzyła do góry. Czekała na wodę.
Kąpiele, to była jej specjalność. Wchodziła do łóżka pachnąca mlecznym ciałem i czystością.
Gasiła światło. Przez pięć lat naszego życia była tajemnicą. Odkrywałem ją bez pośpiechu. Wierzy-
łem, że mam na to całe życie.
A tam... Rozebrali do naga moją Chuwcię i każdy mógł patrzeć.
Chwała Bogu, że woda wreszcie pociekła. %7łe zamknęła ludziom oczy.
Dzięki Ci Ein Sof.
Pleszke Hendlisz zamilkł i znieruchomiał. Zapomniał o obecności Muskata.
Siedzieli tak przez długą godzinę. Potem %7łyd wstał, poszedł do domu, by za chwilę wrócić z szarą
kopertą.
 To przyszło na pańskie nazwisko. W pierwszej chwili chciałem oddać, pomyślałem że pomyłka
poczty, ale coś kazało mi zatrzymać. Czekało na pana dwadzieścia lat.
Potem nie było już żadnego słowa  wielkiego, ani małego.
W samolocie otworzył kopertę. Znalazł w niej to, co spodziewał się znalezć. Sufit w zimnej sypialni
nie kłamał.
Otworzył zeszyt Marii.
Kochany Stasiu!
Ten list piszę na koniec mojego dziennika. Na pewno zrozumiałeś, dlaczego na stronach nie ma
liter. Są, ale inne. Aatwe do odczytania.
Nad każdą stroniczką pochylałam głowę. Te chłodniejsze, to strony zimowe. Pamiętasz? Szłam
boso przez śnieg. Stanęliśmy naraz. Potem Cię pocałowałam jak kobieta.
Te najzimniejsze, kruche od mrozu, to są strony z Twojego pokoju. Przegryzłeś mi wtedy brew. Nie
bolało.
Potem są strony słoneczne. Poznasz je, bo pożółkły od słońca. Pochylałam się nad nimi na łące.
Może znalazłeś suchego modraczka?
Nad stronami pomarszczonymi nie zatrzymuj się. Nad tymi pochylałam się w domu dziecka.
Zmoczyłam papier, więc się pomarszczył. Nie czytaj wszystkiego z tych stron. To są smutne słowa.
Potem znów będą strony chłodne, zimne, ciepłe, gorące, pomarszczone i gładkie od szczęścia. Jak
to w życiu.
Wtedy w Prudniku, pod łaznią  rozpoznałam Cię. Nie przeszkodził mi mundur, ani twoja ogolona
głowa. Starczyło chwili. Na szczęście w porę ukryłam radość. Przeniosłam spojrzenie na Heńka i to
cię uratowało.
Te strony są pod koniec. Najbardziej słoneczne. Wymyśliłam, że on to ty, a ja to nie ją  tylko
Marysia z Popielaw.
I wyszło co wyszło  śmierć ze szczęścia.
Kocham Cię. Twoja Marysia.
Kochana Marysiu: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)