[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drogę, Bóg wie dokąd.
 Przynajmniej byłeś głupcem we właściwych sprawach  rzekł Faber.  Myślałem,
że nie żyjesz. Kapsułka radiowa, którą ci dałem...
 Spalona.
 Słyszałem, jak kapitan do ciebie mówi, i nagle wszystko zamilkło. O mało nie wy-
szedłem z domu, by cię szukać.
 Kapitan nie żyje. Znalazł kapsułkę, usłyszał twój głos, miał zamiar przeprowadzić
śledztwo. Zabiłem go z miotacza płomieni.
Faber usiadł i przez pewien czas nie mówił nic.
 Mój Boże, jak coś podobnego mogło się stać?  powiedział Montag.  Zaledwie
onegdaj wszystko było w jak najlepszym porządku i nagle spostrzegłem, że się topię.
Ile razy człowiek może się topić i nadal pozostać żywy? Nie mogę oddychać. Beatty nie
żyje, a był niegdyś moim przyjacielem; Millie odeszła, myślałem, że jest moją żoną, ale
teraz nie wiem. I dom cały spalony. Nie mam pracy, jestem uciekinierem i podrzuci-
łem po drodze książki do domu strażaka. O Chryste, ile rzeczy zrobiłem w jednym ty-
godniu!
87
 Zrobiłeś to, co musiałeś zrobić. To zbierało się od długiego czasu.
 Tak, wierzę, że tak jest, jeśli nawet nie wierzę w nic poza tym. To zbierało się,
by wybuchnąć. Czułem to od długiego czasu, coś w sobie gromadziłem i robiłem jed-
no, a czułem co innego. Boże, to wszystko we mnie było. To cud, że nie wypływało jak
tłuszcz na wodzie. A teraz jestem tutaj, niszcząc twoje życie. Mogą mnie wytropić tutaj.
 Pierwszy raz od wielu lat czuję, że żyję  rzekł Faber.  Czuję, że robię to, co po-
winienem był robić przed wiekiem. W tej chwili się nie boję. Może dlatego, że wresz-
cie postępuję słusznie. Może dlatego, że się zdecydowałem pochopnie i nie chcę wyglą-
dać na tchórza wobec ciebie. Przypuszczam, że będę musiał popełniać jeszcze bardziej
gwałtowne czyny, jeszcze bardziej się narażać, lecz nie pokpię sprawy i nie przestraszę
się znowu. Jakie masz plany?
 Uciekać dalej.
 Wiesz; że zaczęła się wojna?
 Słyszałem.
 Boże, czy to nie śmieszne?  powiedział stary człowiek.  Wojna wydaje się tak
odległa, ponieważ mamy własne kłopoty.
 Nie miałem czasu pomyśleć.  Montag wyciągnął sto dolarów.  Chciałbym,
żeby to zostało u ciebie. Użyj tego w sposób właściwy, kiedy mnie nie będzie.
 Ale...
 Do południa mogę już nie żyć. Wez to.
Faber skinął głową.  Jeśli się uda, uciekaj do rzeki, a potem w dół, i jeśli natrafisz
na tory kolejowe, prowadzące w głąb kraju, idz wzdłuż nich. Jeśli nawet obecnie wszyst-
ko transportuje się drogą powietrzną i większość linii kolejowych została opuszczona,
szyny leżą nadal i rdzewieją. Słyszałem, że w całym kraju są jeszcze obozowiska włó-
częgów. Nazywają je obozami wędrownymi, a jeśli odejdziesz dość daleko i będziesz
się dobrze rozglądał, podobno przy torach aż do samego Los Angeles są całe groma-
dy dawnych absolwentów Harvardu. Większość z nich jest poszukiwana przez poli-
cję i ścigana w miastach. Ale, jak sądzę, jakoś żyją. Nie ma tych ludzi zbyt wielu i przy-
puszczam, że rząd nigdy nie uważał ich za dość niebezpiecznych, by robić na nich obła-
wy. Możesz się zaszyć wśród nich na pewien czas, a potem skontaktuj się ze mną w St.
Louis. Wyjeżdżam autobusem dziś o piątej rano, by spotkać się tam z tym byłym dru-
karzem. Wreszcie i ja wychodzę na świeże powietrze. Pieniądze będą wykorzystane wła-
ściwie. Dziękuję.  i z Bogiem. Chcesz się przespać parę minut?
 Muszę uciekać.
 Zaraz zobaczymy.
Szybko wprowadził Montaga do sypialni i podniósł obraz na ścianie, odkrywając
ekran telewizyjny wielkości karty pocztowej.
 Zawsze chciałem czegoś bardzo małego, do czego mógłbym podejść, co w razie
potrzeby można zakryć dłonią, a nic, co by mnie ogłuszało wrzaskiem, nic potwornie
wielkiego. Więc widzisz.
88
Włączył aparat.
 Montag  powiedział aparat i zapalił się.  M-O-N-T-A-G.  Jakiś głos przelite-
rował nazwisko.  Guy Montag. Nadal ucieka. Helikoptery policyjne prowadzą pościg.
Sprowadzono nowego mechanicznego psa z innego okręgu...
Montag i Faber popatrzyli na siebie.
 ...Mechaniczny pies nigdy nie zawodzi, nigdy od czasu pierwszego zastosowania
tego niewiarygodnego wynalazku nie popełnił omyłki w tropieniu. Nasza stacja jest
dumna, że ma dziś możliwość towarzyszyć psu helikopterem telewizyjnym, gdy ruszy
on w swą drogę do celu...
Faber nalał dwie szklaneczki whisky.  To się nam przyda.
Wypili.
 ...powonienie tak czułe, że mechaniczny pies może zapamiętać i rozróżnić bez po-
myłki i bez przełączenia mechanizmu dziesięć tysięcy wskazników zapachowych na
dziesięciu tysiącach ludzi!
Faber zadrżał troszeczkę i popatrzył po domu, na ściany, drzwi, klamkę, krzesło, na
którym Montag teraz siedział. Montag dostrzegł jego spojrzenie. Poczuł, że jego noz-
drza rozszerzają się, i wiedział, że próbuje odnalezć ślad samego siebie, a jego nos stał
się nagle dość subtelny, by poczuć ścieżkę, którą Montag wydeptał w powietrzu tego po-
koju, pot jego rąk, który przylgnął do klamki, niewidzialny, lecz tak obfity jak wisiorki
małego żyrandola; Montag był wszędzie, tu i na dworze, i na wszystkim, był fosforyzu-
jącą chmurą, upiorem, który jeszcze raz uniemożliwił oddychanie. Widział, że Faber za-
trzymuje oddech ze strachu, by nie wciągnąć tego upiora do swego ciała, może już jest
zarażony widmowymi oparami i woniami uciekającego zbiega.
 Mechaniczny pies ląduje teraz obok spalonego domu!
I na małym ekranie pojawił się spalony dom, tłum, coś przykryte arkuszem papieru,
a z nieba trzepocząc jak groteskowy kwiat spływał helikopter.
Więc muszą dać swoje widowisko, myślał Montag. Cyrk musi toczyć się dalej, nawet
jeśli wojna rozpocznie się w ciągu najbliższej godziny...
Zafascynowany obserwował widowisko, nie chcąc się ruszyć z miejsca. Wydawało
się tak dalekie i bez żadnego związku z nim: to był film odległy, istniejący sam w so-
bie, cudowny. Obserwowało się go nie bez dziwnej przyjemności. To wszystko dla mnie,
myślał, to wszystko dzieje się z mojego powodu, mój Boże.
Gdyby chciał, mógłby się wyciągnąć wygodnie i obserwować całe polowanie w jego
szybkich fazach, przez zaułki, ulice, puste szosy, skrzyżowania, boiska, z przerwami od
czasu do czasu na niezbędne reklamy handlowe, przez nowe zaułki do płonącego domu
państwa Black i wreszcie do tego domu, gdzie on i Faber siedzą wygodnie i popijają
whisky, podczas gdy elektryczny pies, węsząc na ostatnim tropie, milczący jak oddech
samej śmierci, stanie wreszcie pod tamtym oknem. Wówczas Montag, gdyby miał ocho-
89
tę, mógłby wstać, podejść do okna i, nie spuszczając oka z telewizora, otworzyć je, wy-
chylić się, spojrzeć do tyłu i ujrzeć samego siebie udramatyzowanego, przesadzonego,
opisanego, jak stoi tam w ramach małego ekranu, bezstronnie obserwując rozgrywający
się dramat, wiedząc, że w innych salonach występuje w naturalnej wielkości, w pełnych
barwach, w trzech wymiarach! A gdyby jego oko zerknęło dość szybko, mógłby jesz-
cze zobaczyć się na moment przed unicestwieniem, w chwili zastrzyku, ku przyjemno-
ści niezliczonych widzów telewizyjnych, których parę minut temu obudził ze snu sza- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)