[ Pobierz całość w formacie PDF ]zmrużył oczy, żeby sprawdzić, co to.
Raz, przypomniało mu się, czytał taką książkę, której bohater zgubił się na pustyni i kilka dni nie mając nic do jedzenia
ani picia, zaczął sobie nagle wyobrażać, że widzi wspaniałe restauracje i olbrzymie fontanny, ale gdy próbował jeść i
pić, zmieniały się w garstkę piachu.
I tak pogrążony w zadumie szedł dalej, powoli, krok po kroku zbliżając się do kropki, która tymczasem
zmieniła się w punkcik i już po chwili, jak wskazywały wszelkie znaki na niebie i ziemi w plamę. Zaraz też ta plama
zmieniła się w sylwetkę, aż wreszcie, gdy Bruno podszedł jeszcze bliżej, okazało się, że to ani kropka, ani jakiś
punkcik, ani plama, ani też sylwetka, tylko żywy człowiek.
A mówiąc ściśle: chłopiec.
Bruno dosyć się naczytał o różnych odkrywcach, by wiedzieć, że nigdy nie wiadomo, co się znajdzie. Na ogół
ci odkrywcy znajdowali coś ciekawego, co sobie po prostu było i zajęte sobą czekało na odkrycie (na przykład:
Ameryka). Albo też trafiali na coś, co się powinno zostawić w spokoju (na przykład: zdechłą mysz na dnie kredensu).
Chłopiec należał do tej pierwszej kategorii. Siedział sobie jak gdyby nigdy nic, czekając, aż go ktoś odkryje. Na
widok kropki, co się zmieniła w punkcik, co się zmienił w plamę, co się zmieniła w postać, która się okazała chłopcem
Bruno nieco zwolnił. Chociaż dzieliło ich ogrodzenie, wiedział, że gdy chodzi o nieznajomych, zawsze trzeba bardzo
uważać i cały czas mieć się na baczności. Znów ruszył więc żwawym krokiem i już po chwili stanęli twarzą w twarz.
Cześć - powiedział Bruno.
Cześć odpowiedział chłopiec. Był mniejszy od Brunona i siedział na ziemi z żałosną miną. Miał na sobie
pasiastą piżamę i płócienną czapkę, jak wszyscy po tamtej stronie ogrodzenia. Był bez butów i skarpetek i miał
strasznie brudne nogi a na ramieniu opaskę z gwiazdą.
Gdy Bruno zbliżył się do niego siedział po turecku, wpatrzony w ziemię pokrytą pyłem. Lecz prędko uniósł
głowę i wtedyBruno zobaczył jego twarz. Też była jakaś dziwna: prawie całkiem szara, chociaż takiego odcienia
szarości Bruno nie widział chyba nigdy w życiu. Chłopiec miał olbrzymie smutne oczy barwy karmelkowej, o
niesamowicie białych białkach.
Bruno stwierdził bez cienia wątpliwości, że jeszcze nigdy nie spotkał chudszego ani smutniejszego chłopca
lecz mimo wszystko uznał, że warto z nim porozmawiać.
Jestem na poszukiwaniach - oznajmił.
Coś ty? - zdumiał się chłopczyk.
Aha. Prawie od dwóch godzin. - Nie było to do końca prawdą. Bruno rozpoczął poszukiwania bodaj godzinę
temu, ale sobie pomyślał, że odrobina przesady nie zaszkodzi.
To jednak niezupełnie to samo, co kłamstwo, więc niby czemu nie udać większego śmiałka, niż się jest naprawdę?
Znalazłeś coś? - spytał chłopiec.
Nie wiele.
Nic?
Znalazłem ciebie po chwili odpowiedział Bruno.
Wpatrzony w chłopca, zastanawiał się, czy by go nie zapytać, dlaczego jest taki smutny, ale się powstrzymał,
uznawszy, że to chyba niezbyt grzeczne. Smutni ludzie nie zawsze są zadowoleni, kiedy się ich o to pyta, choć
niektórzy mówią o tym z własnej woli i zdarza się nieraz, że potem tak o swym nieszczęściu opowiadają miesiącami,
w kółko, lecz Bruno doszedł do wniosku, że w tej sytuacji lepiej będzie zachować cierpliwość i o nic się nie
dopytywać. Podczas wyprawy udało mu się coś odkryć, a skoro już nawiązał kontakt z osobą zza ogrodzenia
postanowił, że trzeba to wykorzystać jak najrozsądniej.
Siadł więc na ziemi po swej stronie ogrodzenia, po turecku, jak chłopczyk, i zaraz zrobiło musię przykro, że
nie wziął jakiejś czekolady albo ciastka, aby się z nim podzielić.
Mieszkam w domu po tej stronie ogrodzenia - powiedział.
Naprawdę? Widziałem go raz z daleka, ale ciebie nie.
Mam pokójna pierwszym piętrze - odparł Bruno. - Można stamtąd patrzeć ponad ogrodzeniem. A tak w ogóle
to na imię mi Bruno.
A mnie Szmul - rzekł chłopczyk. Bruno mocno ściągnął brwi, niepewny, czy go dobrze słyszy.
Jak? - spytał.
Szmul - odpowiedział chłopczyk, jakby to było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem.
A ty jak masz na imię?
Bruno - powiedział Bruno.
W życiu nie słyszałem o takim imieniu - oświadczył Szmul.
A ja w życiu o twoim - odparł Bruno. Szmul. Szmul powtórzył po namyśle. Dobrze się je wypowiada. Szmul.
Brzmi jak podmuch wiatru.
Bruno - rzekł Szmul, wesoło kiwając głową. - Mnie twoje też się podoba. Brzmi jak pocieranie ramion dla
rozgrzewki.
Dotąd nie poznałem nikogo o imieniu Szmul - powiedział Bruno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl