[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ków, więc przychodzą do nas i udają naszych dziadków.
 Oczy same mu się zamykały.  Cieszę się, że nie...
 Lek przeciwbólowy zaczął działać i chłopiec zasnął.
Shelly przygarbiła się, jej gniew osłabł. Nic nie wie-
działa o szkolnym Dniu Dziadków. Tyler wcześniej na-
wet o tym nie wspomniał.
 Przyjdziemy, obiecuję ci.  Głos Elizabeth zała-
mał się. Mąż pocieszającym gestem objął ją ramieniem.
 Słyszałeś, Joseph? Dzień Dziadków...
 Jak widać, Tyler jest wyczerpany. Musi odpoczy-
wać  oświadczyła Shelly, mierząc ich ostrym spojrze-
niem.  Proszę wyjść.
 Mamo, tato, chodzcie ze mną  poprosił Jared
z ponurą miną.  Zawiozę was do hotelu.
MIKKIE LDOWANIE 133
 Ale...
 Wychodzimy.  Jego ton nie dopuszczał sprzeci-
wu.  Zobaczyliście już wnuka. Może będziecie mogli
odwiedzić go pózniej.
Po moim trupie, odrzekła w myślach Shelly.
Joseph i Elizabeth niechętnie ruszyli do drzwi. Jared
czekał na nich z zaciśniętymi zębami, w jego oczach
czaiła się tłumiona furia. Był zły? Na nią? Czyżby
oczekiwał, że powita jego rodziców z otwartymi ramio-
nami? %7łe wybaczy mu zdradę zaufania? Nic z tego.
Kiedy wyszli, opadła na fotel i ukryła twarz w dłoniach,
by się nie rozpłakać. Co robić? Kiedyś pomogła jej
ucieczka. Może powinna wyjechać na zachodnie wy-
brzeże? Tylko gdyby chciała nadal pracować jako pielę-
gniarka, z łatwością by ją odnalezli.
Nie może oderwać syna od przyjaciół i ciągnąć ze
sobą przez pół kontynentu. Nadszedł czas, by zmierzyć
się z przeszłością. Podniosła głowę i spojrzała na plu-
szowego misia olbrzyma, który szczerzył się do niej
z łóżka syna.
Podejrzewała, że Tyler ucieszył się z odnalezienia
dziadków nie tylko ze względu na szkolną uroczystość.
Pragnął mieć normalną rodzinę. A teraz zyskał nie tylko
dziadków, ale też wujka  Jareda, który wkradł się w ich
życie, który spędził z nią namiętną noc i przemierzył
ponad tysiąc kilometrów, aby ich odnalezć. I który teraz
złamał jej serce kłamstwem.
Azy spłynęły jej po policzkach. Lepiej jej było samej.
Nie wierzyła własnym oczom, kiedy Jared godzinę
pózniej wrócił do szpitala. %7łe też miał czelność! Spot-
kali się, kiedy wychodziła na chwilę z pokoju syna.
134 LAURA IDING
 Przepraszam  powiedział, widząc ją na korytarzu.
 Nawet nie próbuj mi wmówić, że to nie było za-
planowane.  Nie miała ochoty słuchać dalszych
kłamstw. Na dzisiaj wystarczy.
Skinął głową i bezradnie uniósł ręce.
 Skoro postanowiłaś tak myśleć, nic na to nie pora-
dzę. I moim zdaniem wcale nie stało się zle, że tu
przyszli. Zobaczyłaś na własne oczy, że mają dobre
intencje. Chcą tylko poznać własnego wnuka.
 Raczej go kupić.  Nie zdołała się powstrzymać
przed pełną goryczy ripostą. Ruszyła korytarzem.  Tak
samo jak chcieli go kupić, zanim się urodził.
 Shelly, zaczekaj.  Chwycił ją za ramię, ale wy-
rwała mu się.  Nie pozwól, żeby dawne urazy między
tobą a moimi rodzicami popsuły to, co istnieje między
nami. Porozmawiajmy, bardzo proszę.
 O czym?  zapytała z furią.  O tym, jak mnie
okłamałeś? Jak zawiodłeś moje zaufanie. Wykorzys-
tałeś mnie, żeby się zbliżyć do Tylera.
 Co za niedorzeczne zarzuty.  Patrzył na nią zdu-
miony.  Już ci mówiłem, że poczułem coś do ciebie,
zanim się dowiedziałem, kim jesteś.
 A ja poczułam coś do ciebie, zanim się przekona-
łam, że jesteś podły  odpaliła.  Twoi rodzice chcą
poznać wnuka? W porządku. Zgodzę się na kilka wizyt.
Ale jeśli chodzi o psucie tego, co istnieje między nami,
to nie wiem, o co ci chodzi, bo między nami nic nie ma!
 Nie myślisz tak.  Dostrzegła ból w jego oczach.
 Ależ myślę. Nic między nami nie ma i nic nigdy
nie będzie.
Znów ruszyła przed siebie, w stronę windy na końcu
korytarza. Nie musiała się oglądać, by wiedzieć, że
MIKKIE LDOWANIE 135
Jared nie poszedł za nią. Stał tam, gdzie go zostawiła,
pośrodku korytarza. Może wreszcie zrozumiał, co mu
powiedziała?
Zjeżdżając windą do bufetu, powtarzała sobie, że go
nie potrzebuje. Nie potrzebuje nikogo. Dobrze jej sa-
mej. Zamieszanie, jakie wprowadzili rodzice Marka,
tylko to potwierdziło. Najlepiej byłoby, gdyby nigdy nie
poznała Jareda. Nie wiedziała tylko, dlaczego w żołąd-
ku czuje dziwny ucisk, który całkiem odebrał jej apetyt.
W poniedziałek wieczorem Jared siedział sam w biu-
rze i przyglądał się zakupionej w drodze do pracy butel-
ce szkockiej. Dyżurująca dzisiaj załoga wyleciała na
wezwanie, ale cisza i spokój w bazie wcale nie łagodziły
bólu, który przeszywał mu serce.
Czy tak właśnie czuł się Mark, kiedy zaczął co wie-
czór wpadać do klubu na jednego, a potem na kilka
drinków? Powinien zauważyć, że brat za dużo pije, ale
za bardzo pochłaniała go kariera.
Kiedy to spostrzegł, było już za pózno.
Przycisnął dłonie do zaczerwienionych oczu. Jako
lekarz ocalił wielu ludzi, odnalazł dla rodziców Shelly
i Tylera, ale żadna z tych rzeczy nie wymazała winy,
jaką czuł z powodu brata. A czego innego się spodzie-
wał? Dlaczego Shelly miałaby mu wybaczyć? Nie za-
sługiwał na jej uczucie. To przecież on odebrał jej
Marka. Przez niego Tyler został pozbawiony ojca.
Butelka whisky kusiła go, obiecując zapomnienie.
Już miał po nią sięgnąć, kiedy usłyszał pukanie do
drzwi.
Zmarszczył brwi i cofnął rękę.
 Proszę wejść!  zawołał.
136 LAURA IDING
Ku swojemu zdziwieniu zobaczył przed sobą Shelly.
 Masz tu plan?  zapytała bez uśmiechu.
 Co?  Gapił się na nią oszołomiony.
 Plan dyżurów. Dzwoniłam wcześniej, ale mi po-
wiedziano, że go układasz. Muszę zobaczyć, kiedy mam
pracować.
A więc nie przyszła po to, by mu wręczyć rezygna-
cję. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Przez chwilę patrzył
niewidzącym wzrokiem na biurko, a potem spod sterty
papierów wyjął grafik.
 Nie musisz od razu wracać do pracy  powiedział
szorstko.  Ktoś może cię zastąpić.
 Nie stać mnie na dłuższą nieobecność  oznajmiła,
wpatrując się z przesadną uwagą w kartkę.  Popsuł mi
się bojler. Ellen, która opiekuje się Tylerem, siedzi teraz
u niego w szpitalu. Doktor Graves zapowiedział, że
wypisze go do domu jutro rano. Sądzę, że od środy
mogę zacząć pracę, choć Ty wróci do szkoły dopiero
w przyszłym tygodniu. Ellen zgodziła się nim zająć
 wyjaśniła, patrząc w bok.
Jared gorączkowo zastanawiał się, co by tu odpowie-
dzieć. Chętnie kupiłby jej ten bojler, ale wiedział, że
absolutnie nie zgodziłaby się na taką propozycję. Już
miał powiedzieć, że jego rodzice chętnie zaopiekują się
wnukiem podczas jej dyżurów, ale w porę ugryzł się
w język. Shelly prędzej zgodziłaby się tłuc kamienie na
szosie, niż pozwoliłaby jego rodzicom zaopiekować się
synem.
 Jak się czuje Tyler?  spytał przez ściśnięte gardło.
 Lepiej. Ręka nadal go boli, ale już się nauczył
robić wiele rzeczy jedną.  Wzięła długopis z jego
biurka i wpisała swoje imię w odpowiednie rubryki.
MIKKIE LDOWANIE 137
 Kristin chciała mieć wolne w środę i w czwartek.
Wezmę za nią te dyżury. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)