[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prześcieradłem.
- Pomyślałem, że może będzie ci się wygodniej spało, mając całe
łóżko dla siebie.
- To nie łóżko, tylko łoże wielkie jak lotnisko, Ash.
Kiedy śpimy, nawet nie bardzo wiem, czy w nim jesteś, czy cię nie
ma.
Było to wierutne kłamstwo, gdyż dokładnie zdawała sobie w nocy
sprawę z obecności tego mężczyzny.
- Jesteś tego pewna? - nie ustępował.
- Najzupełniej - wśliznęła się pod prześcieradło i zachęcająco
poklepała materac obok siebie.
Kiedy Ash się ułożył, zgasiła lampę i pokój pogrążył się w niemal
całkowitych ciemnościach. Tylko przez cienkie zasłony na szybach
Anula & polgara
ous
l
anda
sc
drzwi, prowadzących na taras, prześwitywało przytłumione światło. Ash
przytulił do piersi żonę, odwróconą do niego plecami, i otoczył ją
ramionami. Ten drobny rytuał już zdążył wejść im w zwyczaj.
Nastała cisza, lecz w głowie Karen roiło się od pytań.
- Ash, nie śpisz? - zagadnęła w napięciu.
- Nie.
- Dlaczego ludzie tak bardzo od siebie różni, jak Daniel i Phoebe,
zakochują się w sobie?
- Widocznie nie mają wyboru.
- A ty, czy byłeś kiedyś zakochany? O, przepraszam - dodała, kiedy
milczenie przedłużało się - nie powinnam pytać o twoje...
- Raz - powiedział szybko, jakby chciał wypluć to słowo.
- Och - westchnęła. Nic więcej nie mogła z siebie wykrztusić. Nie
chciała go brać na spytki, ale przynajmniej dowiedziała się, że jest w
ogóle zdolny do miłości. A to już było bardzo wiele.
- Byłem wtedy bardzo młody i głupi. - Ku zdziwieniu Karen podjął
temat. - Nie należała do elity i mój ojciec nie akceptował jej. Byłem
gotów zrezygnować dla niej z tytułu i praw dziedzicznych, lecz ona
wzięła pieniądze, które dał jej mój ojciec, i porzuciła mnie.
- To musiało cię bardzo zaboleć - powiedziała, domyślając się z
brzmienia głosu Asha, że wyznanie nie przyszło mu łatwo.
- Przyznaję, bolało, ale jakoś się z tego otrząsnąłem. Od tej pory
moje drogi z ojcem się rozeszły. Nie zamieniłem z nim ani słowa.
- Kiedy to było?
- Piętnaście lat temu.
- Piętnaście lat! A co na to twoja matka?
- Nie żyła już wtedy. Umarła, zanim dorosłem. Nagle do
świadomości Karen dotarło, że Ash prawie przez całe swoje dojrzałe
życie był pozbawiony rodziny. Sama miała to szczęście, że najbliżsi
pozostali z nią znacznie dłużej.
- Nie myślałeś nigdy o pogodzeniu się z ojcem?
- Nie. Jedyne, co go obchodzi, to jego tytuł i pomnażanie pieniędzy.
Mogę cię zapewnić, że nigdy nie potraktuję w ten sposób naszego
dziecka, Nie chcę, aby było tak nieszczęśliwe jak ja.
- Jednak sądzę, że mimo wszystko powinieneś podjąć próbę
Anula & polgara
ous
l
anda
sc
porozumienia się z ojcem - powiedziała z ożywieniem Karen. - Jestem
pewna, że wciąż cię kocha. W końcu jesteś jego synem, potencjalnym
dziedzicem tytułu i fortuny.
- Zrozum, on pojmuje miłość na swój sposób. Po pewnym czasie ja
również doszedłem do wniosku, że lepiej nie nadawać nadmiernego
znaczenia uczuciom tego rodzaju. Wolę kierować się w życiu zdrowym
rozsądkiem. Tak jest bezpieczniej.
Pod wpływem tych słów marzenia Karen przygasły, ustępując od razu
miejsca naturalnej reakcji obronnej.
- Nie należy chyba przesadzać z tą całą miłością - stwierdziła lekkim
tonem. - Można się bez niej obyć i nie mieć kłopotów, prawda?
Uścisk oplatających ją ramion szejka nagle zelżał. W następnej chwili
Ash odsunął się od niej i położył na wznak, zakładając ręce pod głowę.
Przez długą chwilę trwał, wpatrzony w sufit.
- Kochałaś go? - spytał wreszcie.
- Mojego ojca?
- Eksnarzeczonego.
Pomyślała, że z początku tak, ale oczywiście była w błędzie. Nigdy
nie czuła do Carla tego, co obecnie czuła do Asha.
- Chyba łączyły nas raczej względy praktyczne, choć był czas, że mi
na nim zależało. Mieszkaliśmy w małej mieścinie, nie mając
szczególnych perspektyw, i uważałam, że Carl ma mi sporo do
zaoferowania. Jednak gdy zrozumiałam, że chce mnie sobie podporząd-
kować, wycofałam się.
- W jaki sposób usiłował cię podporządkować?
- Chciałam zająć się zawodowo projektowaniem wnętrz, założyć
własną firmę, ale on żądał, żebym siedziała w domu i była tylko pokorną
żoną ranczera. Sam rozumiesz, że nie mogłam związać się z
człowiekiem, który miał za nic moje marzenia.
- A jakie są teraz twoje marzenia, Karen? - spytał Ash po dłuższej
chwili.
- Teraz marzę o urodzeniu zdrowego, szczęśliwego dziecka.
I chciałabym, żebyś mnie kochał. Ta myśl raptem wkradła się do jej
mózgu i Karen uzmysłowiła sobie dobitnie, jak bardzo pragnęła miłości
Asha. Cóż, kiedy on pozostaje głuchy i ślepy na jej sugestie, więc szanse
Anula & polgara
ous
l
anda
sc
są nikłe.
- A ty o czym marzysz? - spytała, starając się uwolnić swój głos od
nieuniknionej nuty przygnębienia.
- Ja wolę wytyczać sobie cele, niż snuć marzenia. W interesach
udało mi się już sporo osiągnąć. Teraz spodziewam się stworzyć trwałe
ognisko domowe dla naszego dziecka - z dwojgiem rodziców, którzy
będą zgodnie współpracować - powiedział z naciskiem.
W jego słowach nie było nawet cienia emocji i nadzieje Karen prysły
jak bańka mydlana. Nie powiedział, że chodzi mu o coś więcej niż
partnerstwo. Nie wspomniał w ogóle o miłości. Po prostu był
pragmatyczny, jakby zawarł biznesowy układ i pilnował jego dotrzy-
mania. Tylko tyle.
Karen pochyliła głowę, zakrywając ramieniem oczy. w daremnym
usiłowaniu powstrzymania napływających łez. Ash sięgnął po jej drugą
rękę i splótł palce ze swoimi. Następnie uniósł dłoń żony do ust i
ucałował miękko ze słowami:
- Przyjemnych snów, Karen.
Tak, pozostały jej tylko marzenia senne, ponieważ sny na jawie,
marzenia o prawdziwym małżeństwie, o czymś, czego nie brała w ogóle
pod uwagę, gdy szejk Saalem wkraczał w jej życie - te marzenia
zaczynały się rozwiewać jak mgła.
- Czy pani Karen Saalem?
Już po raz drugi w ciągu dwóch dni nieznajoma osoba zadała jej to
pytanie. Jednak tym razem był to stojący na progu jej domu wysoki,
szczupły, przystojny mężczyzna o niebywale błękitnych oczach. Miał na
sobie dobrze dopasowany granatowy garnitur i emanował taką powagą,
że Karen automatycznie wzięła go za kogoś, kto ma interes do Asha.
- Jeśli przychodzi pan do mojego męża, na razie nie ma go w domu -
poinformowała automatycznie.
- Przyszedłem do pani.
- Do mnie? A kim pan jest?
- Nazywam się Steven Conti.
Tego tylko brakowało! Kochanek Marii, prawdopodobnie z
mnóstwem kłopotliwych pytań. Karen uśmiechnęła się grzecznie, ale nie
podała mu ręki.
Anula & polgara
ous
l
anda
sc
- Słucham, o co chodzi? - spytała.
- Muszę z panią pomówić o Marii - wyjaśnił, westchnąwszy ciężko.
To było do przewidzenia. Karen zastanawiała się, czy jednak nie
spławić kłopotliwego gościa, lecz w końcu postanowiła stawić czoło
wyzwaniu. Poza tym chłopak najwidoczniej chciał pogadać, więc mogła
go przynajmniej wysłuchać. To ją nic nie kosztowało.
- Niech pan wejdzie. - Odsunęła się na bok i poprowadziła go do
salonu, zdjęła z sofy folię malarską i poprosiła, by usiadł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)