[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kę. Na Boże Narodzenie ma być jej ślub z kolegą z tego sa-
mego szpitala. Teraz nie biorę już prania do domu. Dzieci
mi pomagają, a najmłodszy za dwa lata też skończy medy-
cynę. Najstarszy, ten kominiarz, ciągle mnie namawia, że-
bym rzuciła pracę i z nimi zamieszkała.  Zajmie się mama
dziećmi - powiada. - Chleba u mnie nie zabraknie. Po co
cudze kurze zamiatać?" Ja nie chcę. Do emerytury jeszcze
trzy lata. Co wtedy zrobię, zobaczę. Może zostanę z naj-
młodszym, może do córki pojadę? Boję się, że z synową,
żoną najstarszego, trudno byłoby mi się zgodzić. Zawsze
byłam u siebie, a nie na cudzym chlebie.
- Kiedy syn przyniósł te pieniądze?
- U nich w spółdzielni zawsze płacą piątego. W tym
miesiącu piąty wypadał w niedzielę, więc płacili wcześniej
- czwartego. W niedzielę chodzimy do syna na obiad. Wte-
dy dał mi te trzy pięćsetki. Nie potrzebowałam ich i włoży-
łam do książeczki PKO. Pomyślałam sobie, że co zostanie
po pierwszym, to wpłacę. Tak leżały, aż milicja je tam zna-
lazła. Zapytajcie, panowie, syna. Synowa również widzia-
ła, jak mi je dawał, i ten najmłodszy też był przy tym. Mo-
gą poświadczyć.
Kapitan zanotował jedynie adres najstarszego syna i na
tym zakończył przesłuchanie. Po sporządzeniu dodatko-
wego protokołu i podpisaniu go przez sprzątaczkę Cza-
plik, oficer milicji zwrócił jej zakwestionowane banknoty.
Nie było sensu sprawdzać zeznań. Nie ulegało wątpliwo-
ści, że kobieta mówiła prawcie.
Za to następna  klientka" kapitana nie zachowywała
się tak spokojnie.
- Panowie mają nas za bandytów - zaczęła swoją opo-
wieść Maria Rzeszewska. - Wieczorem dzwonek do drzwi
i do mieszkania wpada trzech ludzi, jeden w mundurze
i dwóch po cywilnemu. Z nimi dozorca domu na świadka,
żeby cała kamienica wiedziała, jacy z tych Rzeszewskich
grozni przestępcy i jak ich milicja rewiduje. Ci panowie
nawet nie dali nam się ruszyć. Córka była w łazience, to
kazali natychmiast wyjść z wanny i otworzyć drzwi. Tak
się postępuje z porządnymi ludzmi? Mąż powiedział, że
poskarży się swojemu ministrowi. A ci panowie w kółko
 gdzie są pieniądze i gdzie są pieniądze, proszę oddać
wszystkie pieniądze, złoto i biżuterię położyć na stole!" Zu-pełnie jak napad bandycki.
- Proszę pani - kapitan usiłował uspokoić rozwścieczo-
ną kobietę. - Gdy milicjanci do państwa przyszli, to wyle-
gitymowali się i dali pani nakaz rewizji podpisany przez
prokuratora. Nie słyszałem nigdy, żeby bandyci brali ze
sobą świadków.
- Tym gorzej. Tym większy wstyd. Dozorczyni nic inne-
go nie robi, tylko biega po lokatorach i opowiada ze szcze-
gółami, jak to milicja do nas wpadła i co u nas znalazła.
Wyobrażam sobie, co ta wstrętna kobieta zdążyła nałgać.
- Właśnie chciałem porozmawiać z panią o tym, co znale-
ziono w czasie rewizji. Pani przyznaje, że te obce waluty i pie-
niądze zostały zabrane z waszego mieszkania przy rewizji?
- Przyznaję. Ale cóż to? Nie wolno w Polsce posiadać
pieniędzy? Gdzie jest takie prawo? Dolary również wolno
mieć, a jedynie nie wolno nimi handlować.
- Pani jest doskonale poinformowana. Wcale nie kwe-
stionujemy, że ma pani prawo posiadać nawet milion do-
larów. Chciałbym jedynie wiedzieć, jakie jest ich pocho-
dzenie. Sama pani przyzna, że niewielu ludzi trzyma takie
sumki w domu na  drobne wydatki".
Mimo gniewu Rzeszewska uśmiechnęła się lekko.
- To wcale nie na  drobne wydatki", jak pan to określa.
To są całe nasze oszczędności.
108
109
- Duże oszczędności! Ile pani zarabia w banku?
- Dwa tysiące siedemset złotych plus premie.
- Przypuszczam, że mąż niewiele więcej. Mając troje
dzieci na utrzymaniu niełatwo o takie nieprzeciętne...
oszczędności.
- No tak. To prawda. Gdyby mąż pracował w kraju, nig-
dy byśmy się tego nie dorobili. Ale mąż często wyjeżdża za
granicę. W ubiegłym roku wrócił ze Szwajcarii, gdzie przez
trzy lata pracował w biurze radcy handlowego. Stamtąd
przywiózł te franki szwajcarskie. W tym roku spędził trzy
miesiące w Kanadzie i w Stanach Zjednoczonych, gdzie
uczestniczył w rokowaniach handlowych. Stąd te dolary.
Zaznaczam, że przywiezione do kraju legalnie i zgłoszone
na granicy. Mogą panowie sprawdzić.
- A te pięćsetki?
- Wracając ze Szwajcarii mąż kupił samochód opel-ka-
pitan. Zupełnie nowy. W Warszawie jezdziliśmy nim pra-
wie przez rok i niedawno go sprzedaliśmy. Kupił lekarz
wojskowy, pułkownik. Mieszka na Ochocie. Jego żona jest
również lekarką. Mogli sobie pozwolić na taki wydatek.
Samochód sprzedaliśmy za 190 tysięcy. Reszta to nasze
oszczędności, nie tak znowu wielkie biorąc pod uwagę, że
każdy wyjazd męża daje spore dochody.
- I to wszystko w szkatułce, w bielizniarce. Jak na pra-
cownika banku dość ciekawy sposób przechowywania
oszczędności.
Rzeszewska zaczerwieniła się.
- Chyba mam prawo tak przechowywać swoje pienią-
dze, jak mi się podoba.
- Oczywiście. Prawo pani ma, ale dziwię się, że urzę-
dnicy bankowi tak mało mają zaufania do naszych form
oszczędzania. Wyniki rewizji przeprowadzonej jednocze-
śnie u innych pracowników banku świadczą, że pani za-
ufanie do PKO jest znacznie mniejsze niż waszych
sprzątaczek.
- Nie przyszłam tutaj po to, aby pan mnie obrażał.
- Czym panią obraziłem?
Rzeszewska umilkła.
- Proszę o wyjaśnienie - ciągnął dalej kapitan - dlacze-
go pieniądze mają te same serie co pięćsetki skradzione ze
skarbca?
Rzeszewska wzruszyła ramionami.
- Każda seria składa się z miliona sztuk banknotów. Co
najmniej dziesięć serii zawsze jest w obiegu, nie licząc bank-
notów starszych, jakiś czas przechowywanych przez właści-
cieli, które od czasu do czasu również trafiają do obiegu. Ale
te pytania powinien pan skierować do tego, kto mi te pienią-
dze dał, to jest do nabywcy naszego samochodu.
- Czy pani wymieniała banknoty w kasie?
- Po co? %7łeby wszyscy wiedzieli, że mam pieniądze? Nie
jestem taka głupia.
- Czy pani pożyczała pieniądze Ligmanowi?
- Nie. Nigdy.
- Klucz od pani stołu otwiera również szufladę biurka
Ligmana, tę samą, w której znalazł on 50 tysięcy złotych.
Takie same pięćsetki, jakie teraz leżą na moim stole.
- Jak pan śmie! To bezczelność! Wypraszam sobie tego
rodzaju pytania!
- Proszę pani, skończmy tę zabawę w obrażanie się. Jest
pani posądzona o kradzież, względnie o udział w kradzieży [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)