[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie był pewien, co go obudziło. Przez chwilę leżał, wpatrując się w ciemność.
Czuł ból odrętwiałych mięśni i przejmujące zimno. Jego zegarek nadal chodził i na
oświetlonym cyferblacie dostrzegł, że jest druga w nocy. Siedział przez chwilę, słysząc
wycie wiatru na dziedzińcu, a potem wstał.
W korytarzu coś się poruszyło, a gdy wyjrzał przez kratę, spostrzegł wartownika
stojącego przed swym krzesłem z przerażoną miną. Twarzą w twarz przed nim stał
pułkownik Tashko z rękami na biodrach.
- A więc spałeś, glisto.
Jego dłoń strzeliła do przodu, trafiając nieszczęsnego wartownika w twarz i
odrzucając go z trzaskiem na krzesło. Gdy żołnierz z trudem wstał, Tashko popędził go
kopniakami wzdłuż korytarza.
- Jazda, wynocha! Zamelduj się na wartowni. Załatwię się z tobą pózniej.
Orsini i Liri, obudzeni hałasem, podeszli do drzwi.
- Co się stało? - spytał Orsini.
- Tashko - poinformował go zwięzle Chavasse. - Myślę, że jest pijany.
Albańczyk podszedł do drzwi i przez kratę popatrzył na Chavasse a z dziwnym
wyrazem oczu. Kurtkę munduru miał rozpiętą, pod nią był nagi. Jego grube mięśnie
sterczały jak napięte liny.
Otworzył czarną, skórzaną kaburę na biodrze i wyciągnął mauzera, a potem
przekręcił klucz w zamku i powoli otworzył drzwi. Jego oddech czuć było alkoholem,
mocno i przenikliwie, a Liri odruchowo zrobiła krok w stronę Orsiniego, który
natychmiast objął ją ramieniem.
- Jakże wzruszające - zadrwił Tashko.
- Dzień był długi i chcielibyśmy trochę się przespać - oświadczył Chavasse. -
Więc łaskawie powiedz, o co ci chodzi, a potem wynoś się do wszystkich diabłów.
- Nadal dzielny? - zapytał Tashko. - Tak, to lubię. Wyłaz stąd.
- A co, jeśli ci powiem, żebyś poszedł do diabła?
- Przestrzelę dziewczynie lewe kolano. Szkoda marnować dobry materiał, ale tak
to jest.
Orsini dał krok do przodu, ale Chavasse odepchnął go.
- Zostaw, Guilio. To moja sprawa. - Wyszedł na korytarz, a Tashko zatrzasnął
drzwi i przekręcił klucz. - Nie sądzę, by Kapie to się spodobało. Chce mnie zachować
dla Pekinu.
- Do diabła z Pekinem - oświadczył Tashko. - Zresztą teraz i tak ja dowodzę.
Kapo i dziewczyna wyjechali pół godziny temu.
Potężnym pchnięciem posłał zataczającego się Chavasse a wzdłuż korytarza i
poszedł za nim w odległości około metra, z mauzerem trzymanym w gotowości. Zeszli
kręconymi schodami, skręcili w szeroki korytarz i ponownie zaczęli schodzić
kamiennymi schodami, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność.
66
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
U ich stóp Tashko wyciągnął klucze i otworzył dębowe drzwi, wzmocnione
grubymi taśmami z żelaza. Gdy weszli przez nie, Tashko nacisnął wyłącznik i zamknął
drzwi na klucz.
Stali u szczytu szerokich, kamiennych schodów. W dole, w słabym świetle paru
żarówek rozciągał się zdumiewający widok. Wielki rzymski basen kąpielowy, liczący ze
trzydzieści metrów długości, leżał w półmroku otoczony złamanymi filarami i kikutami
czegoś, co niegdyś musiało być kolumnadą o pięknych proporcjach. W powietrzu unosił
się mocny siarczany zapach, a woda parowała.
- Zadziwiające, co ci Rzymianie potrafili osiągnąć - powiedział Tashko. -
Oczywiście, średniowieczni ojcowie, którzy wybudowali klasztor, niezbyt przejmowali
się takimi pogańskimi pozostałościami. Po prostu budowali nad nimi.
Zeszli schodami i poszli dalej po potrzaskanej, mozaikowej posadzce. Basen miał
około dwóch metrów głębokości, woda była zupełnie nieruchoma, a twarz z utrzymanej
w żywych barwach mozaiki na dnie patrzyła na nich ślepymi oczami poprzez dwa
tysiąclecia chaosu.
- Jest zasilany naturalnym zródłem - poinformował Tashko. - Sto dwadzieścia
stopni Fahrenheita. Całkiem przyjemnie. Mówią, że ta woda jest dobra na reumatyzm.
Gdy Chavasse odwrócił się bez pośpiechu, Albańczyk zsunął kurtkę mundurową
i opuścił ją na posadzkę. Podniósł do góry ręce. W jednej trzymał klucze, w drugiej
mauzera, a potem szybkim ruchem cisnął jedno i drugie na środek basenu.
- Tym razem, przyjacielu, nie ma nic, co mogłoby ci pomóc.
A więc o to chodziło? Całkiem zwyczajnie był to przypadek osobistej próżności
człowieka tak dumnego ze swej brutalnej siły, iż nie mógł pogodzić się z tym, że ktoś go
pobił. Chavasse cofnął się niezdarnie, jakby ogarnęła go panika. Jeśli Tashko uzna go za
frajera, może zrobić jakieś głupstwo.
Albańczyk ruszył przed siebie z opuszczonymi rękami i roześmiał się ochryple.
W tym samym momencie wymierzył straszliwe wsteczne uderzenie, podstawowy cios
karate, który zaskakuje nie wtajemniczonych, ponieważ jest wymierzane ręką z tej samej
strony co noga cofnięta do tyłu.
Chavasse skrzyżował ramiona nad głową, by skontrować x-blokiem, słynnym
juji-uke i odpowiedział uderzeniem łokcia, które utrafiło Tashka prosto w usta,
wybijając mu kilka zębów.
Albańczyk zachwiał się do tyłu, a krew trysnęła ze zmiażdżonych warg.
Chavasse uśmiechnął się.
- Gyakuzuki, i do tego zle wyprowadzone. Czy to najlepsze, na co cię stać?
Twarz Tashka wykrzywiła złość, ale natychmiast przybrał pozycję obronną,
wyzywając do walki. Chavasse zbliżył się powoli, prawe przedramię trzymając
pionowo, lewym zaś broniąc korpusu. Zaczęli się uważnie okrążać i Tashko zrobił
pierwszy ruch.
Pchnął twarz przeciwnika nasadą dłoni, a gdy Chavasse to zablokował,
67
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
wyprowadził błyskawiczne uderzenie w jego żołądek. Chavasse obrócił się bokiem,
unikając większości siły ciosu, i wymierzył z obrotu kopnięcie w pachwinę. Albańczyk
zwalił się z nóg, a Chavasse, zapominając o niezbędnej ostrożności, uniósł kolano do
padającej w dół twarzy przeciwnika.
Natychmiast zdał sobie sprawę z popełnionego paskudnego błędu. Cios, który
zniszczyłby każdego normalnego mężczyznę, tylko wstrząsnął potężnym ciałem
Albańczyka, którego łapska z zakrzywionymi pazurami sięgnęły mu do gardła.
Zwiatła wydały się bardzo oddalać, w uszach nagle mu liniało, a przez ten
dzwięk zdawał się dolatywać monotonny, śpiewny głos profesora: Wiedza... Wiedza i
inteligencja zwyciężą brutalną przemoc.
Wezwał na pomoc całą siłę swej woli i splunął w wielką, śmierdzącą twarz,
Tashko zaś cofnął się w odruchu tak naturalnym, jak oddychanie. Chavasse uderzył do
góry sztywnymi palcami w odsłonięte gardło, a Tashko wrzasnął i zatoczył się do tyłu.
Chavasse przetoczył się kilka razy w bok i wstał na nogi w chwili, gdy wielkolud
chwiejnie zbliżał się do niego z wyciągniętymi rękami, zapominając o całej sztuce walki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)