[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ludzie mówią, że skoczyła z niego do wody. No cóż, nie da się o tym myśleć spokojnie.
Pułkownik Bantry rozłożył gazetę ze złowieszczym szelestem usiłując odwrócić
uwagę od tych przykrych wydarzeń przez skierowanie jej na porcję najnowszych wia-
domości i niegodziwościach rządu.
Sir Henry nie za bardzo się przejął miejscową tragedią. Po śniadaniu ulokował się
wygodnie na krześle przed domem, wcisnął kapelusz głębiej na oczy i rozmyślał nad
przyjemnościami życia. Około pół do dwunastej miła sjesta została przerwana przez
schludnie wyglądającą pokojówkę, która cicho podeszła przez trawnik.
 Przepraszam pana, ale przyszła panna Marple i chciałaby rozmawiać z panem.
 Panna Marple?
Sir Henry usiadł i odsunął z oczu kapelusz. Zdziwił się na dzwięk tego nazwiska.
Doskonale pamiętał pannę Marple, jej miłe zrównoważone zachowanie i zadziwiającą
zdolność logicznego myślenia. Przypomniał sobie z tuzin nie rozwiązanych zagadek
kryminalnych i sposób, w jaki poradziła sobie z nimi ta  typowa stara panna ze wsi ,
nieomylnie docierając do sedna sprawy. Sir Henry żywił dla panny Marple głęboki sza-
cunek. Zastanawiał się teraz, co ją do niego sprowadzało.
Panna Marple siedziała w bawialni, wyprostowana jak zwykle, a koło niej stał ko-
szyk na zakupy, pochodzący chyba z importu. Policzki miała zaróżowione i zdawała się
bardzo podniecona.
141
 Sir Henry, tak się cieszę. Jak dobrze, że pana zastałam. Właśnie dowiedziałam się,
że jest pan tutaj. Mam nadzieję, że wybaczy mi pan...
 To dla mnie prawdziwa przyjemność widzieć panią  rzekł sir Henry ściskając
wyciągniętą do niego rękę.  Obawiam się jednak, że pani Bantry wyszła z domu.
 Tak  rzekła starsza pani.  Widziałam ją, gdy przechodziłam koło rzeznika,
jak z nim rozmawiała. Wczoraj samochód rozjechał jego psa, Henry ego Footita. To był
gładkowłosy foksterier, trochę grubawy i hałaśliwy, jak zwykle psy rzezników.
 Tak  komisarz starał się podtrzymać rozmowę.
 Jestem rada, że nie ma pani Bantry w domu  ciągnęła dalej panna Marple.
 To pana chciałam widzieć. Chodzi mi o tę smutną sprawę.
 O Henry ego Footita?  z niedowierzaniem w głosie spytał sir Henry.
Panna Marple rzuciła mu spojrzenie pełne nagany.
 Nie, nie. O Rose Emmott, oczywiście. Czy pan słyszał?
 Bantry mi o tym mówił. Bardzo przykry wypadek.
Komisarz był nieco zaskoczony. Nie mógł zrozumieć, dlaczego panna Marple
chciała się z nim widzieć w sprawie śmierci Rose Emmott.
Panna Marple ponownie usiadła. Komisarz również zajął miejsce. Gdy starsza pani
zaczęła mówić, jej zachowanie zmieniło się. Nabrało powagi i godności.
 Być może pamięta pan, że raz czy dwa zdarzyło się nam brać razem udział w mi-
łej zabawie. Podawanie zagadek kryminalnych i rozwiązywanie ich. Był pan uprzejmy
twierdzić, że... że jakoś sobie z tym radziłam.
 Pobiła nas pani wszystkich na głowę  rzucił ciepło komisarz.  Wykazała pani
wręcz geniusz w dochodzeniu prawdy. Pamiętam, że zawsze wzorowała się pani na ja-
kichś podobnych historiach, które działy się w pani wiosce i które były dla pani klu-
czem do rozwiązania każdej sprawy.
Uśmiechnął się, gdy to mówił, ale panna Marple nie odwzajemniła jego uśmiechu.
Pozostała bardzo poważna.
 To co pan wtedy powiedział, ośmieliło mnie, by przyjść teraz. Przeczuwam, że
jeśli panu to powiem, to przynajmniej nie będę wyśmiana.
Komisarz zdał sobie nareszcie sprawę, że panna Marple jest ogromnie przejęta.
 Z całą pewnością  zapewnił sir Henry.
 Sir Henry, ta dziewczyna, Rose Emmott  ona się nie utopiła, ją zamordowano...
I ja wiem, kto ją zabił.
Komisarz z wrażenia zaniemówił na kilka sekund. Głos panny Marple brzmiał ab-
solutnie spokojnie. Powiedziała to takim tonem, jakby mówiła o czymś najzupełniej
zwyczajnym.
 To poważne oskarżenie, panno Marple  rzekł sir Henry, gdy odzyskał już
mowę.
142
Starsza pani pokiwała łagodnie głową kilka razy.
 Wiem, wiem. Dlatego właśnie przyszłam z tym do pana.
 Ależ, droga pani, nie jestem właściwą osobą. Dzisiaj nie mam już wpływu na te
sprawy. Jeśli uważa pani, że zna prawdziwe fakty, proszę udać się z tym na policję.
 Nie mogę tego zrobić  powiedziała panna Marple.
 Dlaczego?
 Ponieważ, widzi pan, ja nie znam  jak pan powiedział  faktów.
 To znaczy, że tylko się pani domyśla?
 Może pan to tak nazwać, ale to niezupełnie tak jest. Ja wiem. Jestem w tej sy-
tuacji, że wiem, ale gdybym powiedziała inspektorowi Drewittowi, skąd wiem  cóż,
pewnie by się niezle uśmiał. I prawdę mówiąc, nie miałabym do niego pretensji. Bardzo
trudno zrozumieć to, co można by nazwać specyficznym wyczuciem.
 Takim jak?  dociekał komisarz.
Panna Marple uśmiechnęła się lekko.
 Jeśli powiedziałabym panu, że wiem, kto zabił Rose Emmott, ponieważ człowiek
nazwiskiem Peasegood zostawił rzepę zamiast marchewki, gdy jezdził ze swym straga-
nem po wsi i sprzedał jarzyny mojej siostrzenicy parenaście lat temu...  Urwała wy-
mownie.
 Dobre nazwisko jak na domokrążcę  wymamrotał pod nosem komisarz.  To
znaczy, że osądza pani tę sprawę po prostu na podstawie innej, podobnej.
 Znam naturę ludzką  rzekła panna Marple.  Nie można jej nie znać, gdy
mieszka się w takim jak to miejscu przez wiele lat. Pytanie tylko, czy wierzy mi pan, czy
nie?
Spojrzała komisarzowi prosto w oczy. Na policzki jej wypełzł rumieniec, ale oczy
patrzyły odważnie na sir Henry ego.
Komisarz miał olbrzymie doświadczenie życiowe. Nauczył się podejmować natych-
miastowe decyzje, bez przelewania pustego w próżne. Jakkolwiek twierdzenie panny
Marple mogłoby się wydawać mało prawdopodobne, wręcz fantastyczne, jednak sir
Henry przyjął je bez zastrzeżeń.
 Naprawdę wierzę pani, panno Marple. Ale nie wiem, co mógłbym w tej sprawie
zrobić i dlaczego przyszła pani do mnie.
 Myślałam nad tym i myślałam  rzekła starsza pani.  Jak już powiedziałam,
nie byłoby sensu iść z tym na policję nie mając konkretnych faktów. Nie znam ich.
Chciałabym prosić pana o jedno. O współpracę z inspektorem Drewittem, który przyj-
mie ją z ochotą, proszę mi wierzyć. Nawet jeśli sprawa trafi do nadinspektora, pułkow-
nika Melchetta, ten również da się urobić jak wosk w pana rękach. Jestem pewna.
Spojrzała na komisarza Clitheringa prosząco.
 A na jakich danych miałbym się oprzeć?
143
 Myślałam, żeby napisać nazwisko  nazwisko przestępcy  na kawałku pa-
pieru i dać to panu. Jeśli w czasie śledztwa zdecyduje pan jednak, że ta osoba nie ma nic
wspólnego ze sprawą, wtedy, no cóż, uznamy to za moją pomyłkę.
Przerwała na chwile, a potem dodała lekko się wstrząsając.
 To byłoby straszne, po prostu straszne, gdyby powieszono za to niewinnego
człowieka.
 Cóż pani mówi  wykrzyknął wzburzony komisarz.
Panna Marple zwróciła do niego twarz z wyrazem strapienia.
 Być może się mylę, choć w gruncie rzeczy jestem pewna swego. Widzi pan, in-
spektor Drewitt jest naprawdę inteligentnym człowiekiem, ale inteligencja jest czasem
najbardziej niebezpieczna. Nie prowadzi zwykle za daleko.
Sir Henry spojrzał na nią ciekawie.
Panna Marple nieporadnie otworzyła mały woreczek, wyjęła stamtąd notesik, wy-
rwała kartkę i starannie napisała na niej nazwisko, po czym złożyła ją na pół i podała
komisarzowi.
On rozwinął kartkę i przeczytał nazwisko tam napisane. Nic mu nie mówiło, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)