[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lub gorzej chroniły baronów, książąt i rycerzy. Pośrodku galerii inspektor usłyszał bardzo
wyrazne skrzypienie, tuż przy uchu. Stanął. Czy ktoś go śledzi? Obejrzał się, ale nie dostrzegł
niczego w ciemnościach. Nie brakowało tu zresztą zakamarków, gdzie można się było ukryć.
Chyba że... pomysł był dziwaczny, ale Higgins nie oparł się chęci sprawdzenia.
Znajdował się dokładnie naprzeciwko największej zbroi. Musiała należeć do prawdziwego
olbrzyma. Idealny punkt obserwacyjny dla kogoś, kto chciał wszystko widzieć z ukrycia!
Inspektor cichutko podszedł do zbroi i przyłożył ucho do metalu. Usłyszał jakiś ochrypły
głos. Nie pomylił się więc. Stając na palcach, podniósł gwałtownie hełm, który opadł ze
szczękiem.
- Proszę stamtąd wyjść! - rozkazał.
Z metalowego korpusu wydobyło się coś na kształt lekkiego, ulotnego pióropusza
białego dymu, który rozpłynął się natychmiast w półmroku.
Zdziwiony Higgins chwycił jedno z drewnianych krzeseł znajdujących się galerii,
stanął na nim i zajrzał do wnętrza zbroi. Nikogo.  Jeszcze jeden duch , zamruczał pod nosem
z niezadowoleniem. Nadal był jednak przekonany, że ktoś go obserwuje. Podczas gdy
spisywał spostrzeżenia na temat tajemniczego ducha na potrzeby swojego prywatnego
archiwum, nocną ciszę przerwał potężny męski głos.
Zaintrygowany inspektor skierował się w stronę, skąd ów piękny głos dochodził.
Opuścił galerię zbroi, minął bar i doszedł do wiktoriańskiego saloniku.
Znajdowały się tam dwie znajome mu osoby, które zachowywały się w sposób raczej
szokujący. Ze szklanką w ręce, oparty o ścianę, z nogami na inkrustowanym stole, hiszpański
baryton Ruben Carmino śpiewał na cały głos arię Masetta. Siedząca naprzeciwko niego
włoska sopranistka Graziella Canti, odtwórczyni roli Zerliny, narzeczonej Masetta, dusiła się
ze śmiechu. Graziella Canti była równie wiotka, co Ruben Carmino gruby. Licząca sobie
osiemnaście wiosen śpiewaczka miała twarz usianą łobuzerskimi piegami i zabawny nosek.
Na jasne czoło opadały niesforne ciemne loki. Tchnęła wesołością i chęcią zabawy. Odziana
w różowe bawełniane spodnie i koszulę koloru lawendy z obszernym dekoltem, Graziella
Canti mogłaby prawdopodobnie uwieść samego diabła. Ruben Carmino, ciemnowłosy
Hiszpan, miał na sobie czarne spodnie i białą koszulkę z krótkimi rękawami, podkreślającą
jego potężne bicepsy.
- Proszę mi wybaczyć, że przerywam zabawę - powiedział Higgins z uśmiechem - ale
szukam wody.
Z twarzy Rubena Carmino zniknął entuzjazm. Graziella Canti przestała się śmiać.
Obydwoje, pomimo względnie zaawansowanego stanu upojenia, rozpoznali postać, której
pojawienie się nie wróżyło nic dobrego.
- Higgins ze Scotland Yardu - przedstawił się inspektor. - Prowadzę śledztwo w
sprawie dziwnej śmierci Pietra Giovanniego.
- Dlaczego dziwnej? - rzuciła włoska sopranistka.
Higgins, dostrzegłszy butelkę bourbona i szklankę, obsłużył się sam, gwałcąc nieco
reguły gościnności. Był jednak przekonany, że jego rozmówcy nic mu nie zaproponują.
- Stawiamy hipotezę zabójstwa.
Zaskoczona Graziella Canti uniosła dłoń do ust, żeby stłumić okrzyk.
- Ten łajdak otrzymał to, na co zasłużył - powiedział pogodnie Ruben Carmino.
Higgins z wrażenia zastygł w pół ruchu.
- %7łałuję tylko jednego - ciągnął potężny Hiszpan - tego, że nie udusiłem go własnymi
rękoma. Gdybym poznał dobroczyńcę, który nas uwolnił od tego typa, z przyjemnością
pogratulowałbym mu i zaprosił na uroczystą kolację.
- Ruben zbytnio się podnieca, gdy chodzi o poczucie sprawiedliwości - włączyła się
włoska sopranistka. - Jego słowa wyprzedzają myśli, inspektorze.
- Wcale nie - upierał się Hiszpan. - Jestem trochę pijany, to prawda, ale z radości. Nie
wycofuję tego, co powiedziałem.
- Proszę go nie słuchać, inspektorze.
Urocza sopranistka zbliżyła się do Higginsa i wzięła go pod ramię. Tego wieczoru
najlepszy agent Scotland Yardu spotykał się już z trzecią kobietą...
- Staram się nie słuchać, panno Canti, ale nie mam wyboru. Niech mi zresztą będzie
wolno pogratulować wam doskonałego występu. Rzadko zdarza się słyszeć równie żywą i
bałamutną Zerlinę oraz równie przekonującego i sympatycznego Masetta.
Policzki Grazielli Canti zaróżowiły się. Trochę mocniej oparła się na ramieniu
policjanta. Ruben Carmino wypił kolejny łyk bourbona.
- Nie przypuszczałem, że policjanci znają się na muzyce - skomentował.
- Któż może twierdzić, że zna Mozarta? Być może Pietro Giovanni, który odważył się
zagrać taką rolę?
Ruben Carmino sposępniał.
- Niech ten łajdak gnije w grobie.
- Dlaczego nienawidzi go pan aż do tego stopnia? - spytał Higgins.
- Ponieważ... ponieważ nie miał żadnego poczucia moralności - odparł ze wściekłością
Hiszpan.
Włoszka odeszła na bok, chowając twarz w dłoniach, żeby ukryć szloch.
- Czy pani to potwierdza?
Graziella Canti bez słowa wybiegła z pokoju.
- Pańska towarzyszka jest bardzo wrażliwą osóbką -ocenił Higgins.
- Ma swoje powody - odparł Ruben Carmino. - Kiedy było się ofiarą szantażu ze
strony takiego potwora jak Giovanni, można mieć nadwerężone nerwy. Proszę mi wybaczyć,
inspektorze. Muszę pocieszyć moją narzeczoną.
Ruben Carmino obdarzył Higginsa wyniosłym, nieco pogardliwym spojrzeniem.
Wstał, pożegnał się i trochę się zataczając, zniknął.
Inspektor zaczynał powoli odczuwać zmęczenie. Bez wątpienia nie stracił czasu tej
długiej nocy, kiedy wielu bohaterów dramatu pokazało mu się z nieznanej strony.
Wstając, uświadomił sobie straszną rzeczywistość - zapomniał poprosić reżysera o
pokój dla siebie.
Rozdział VII
- Ależ, nadinspektorze, to niemożliwe! Absolutnie niemożliwe! Lindenbourne jest
strzeżone przez policję, pan jest tutaj na miejscu i...
- Pańskie protesty na nic się nie zdadzą - powiedział oschle Scott Marlow. - Fakty
mówią same za siebie.
Nadinspektor był wyczerpany po nieprzespanej nocy. Jego łoże z baldachimem miało
tak historyczny materac, że powinno być wyłączone z użytku od ponad wieku.
- Czy sprawdził pan w salonie, w...
- Sprawdziliśmy wszędzie. Nigdzie go nie ma. Higgins zniknął.
Marlow nie był w stanie przełknąć śniadania. Nawet zielony groszek z miętą w
słodkim sosie, za którym przepadał, wydał mu się niestrawny.
Zniknięcie Higginsa oznaczało prawdziwą katastrofę. Scott Marlow czuł się na tyle
zle w tym artystycznym środowisku, że najchętniej wsiadłby do pierwszego pociągu do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)