[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Arystydes podniósł wzrok i napotkał oczy człowieka równie starego jak on, twarde oczy
prawnika.  Nie, tego człowieka się nie przekupi. Ale przecież&   tu tok jego myśli
przerwał dzwięk dobitnego, jakby nieco odległego głosu.
 Jestem zdania, że nie powinniśmy się przesadnie śpieszyć z odjazdem. Ten przypadek
wymaga dalszych wyjaśnień. Padły poważne zarzuty, takich słów nie rzuca się na wiatr.
Uczciwość wymaga, by dać panu możliwość obalenia oskarżeń.
 Obowiązek dowodu  rzekł pan Arystydes  spoczywa na panach.  Zrobił
wdzięczny gest w kierunku grupy.  Spotkały mnie niedorzeczne, niczym nie uzasadnione
oskarżenia.
 Nie takie znów niedorzeczne.
Van Heidem obrócił się i ku swojemu zdziwieniu zobaczył jednego ze swoich służących.
Był to postawny mężczyzna w białej haftowanej szacie i białym turbanie, o czarnej, świecącej
tłuszczem twarzy.
Całą grupę dosłownie zamurowało, kiedy z jego pełnych negroidalnych ust wydobył się
głos zdradzający rdzennie amerykańskie pochodzenie.
 Możecie mieć dowody tu i teraz. Ci panowie zaprzeczyli, jakoby przebywali tu Andrew
Peters, Torquil Ericsson, państwo Bettertonowie oraz doktor Louis Barron. Skłamali. Oni
wszyscy tu są, a ja mówię w ich imieniu.  Podszedł do ambasadora.  Może pan mieć
trudności z rozpoznaniem mnie  powiedział.  Jestem Andrew Peters.
Z ust Arystydesa wydobył się ledwie dosłyszalny syk. Potem starzec poprawił się w fotelu,
zachowując niewzruszoną minę.
 Ukrywają tu cały tłum ludzi  ciągnął Peters.  Jest tu Schwartz z Monachium, Helga
Needheim, są angielscy uczeni, Jeffreys i Davidson, Paul Wade ze Stanów, Włosi 
Ricochetti i Bianco, a także Murchison. Są tu, w tym budynku. Jest tu system zamykanych
przegród, których nie można dostrzec gołym okiem. Jest cała sieć sekretnych laboratoriów,
wykutych wprost w skale.
 Na litość boską!  wyrwało się ambasadorowi. Przyjrzał się uważnie dystyngowanej
sylwetce Afrykanina i zaczął się śmiać.  Nawet teraz nie bardzo pana poznaję.
 To zastrzyk z parafiny w wargi, no i jeszcze ten czarny barwnik&
 Jeśli jest pan Petersem, proszę podać swój numer identyfikacyjny w FBI.
 813471.
 Dobrze  rzekł ambasador.  A inicjały drugiego nazwiska?
 B.A.P.G. Ambasador kiwnął głową.
 Ten człowiek to Peters  oznajmił i popatrzył na ministra. Minister odchrząknął z
wahaniem.
 Twierdzi pan  zapytał Petersa  że ci ludzie są tu więzieni wbrew ich woli?
 Niektórzy są tu na własne życzenie, Ekscelencjo, inni nie.
 W takim razie  rzekł minister  musimy poczynić odpowiednie kroki& eee& tak,
tak, z pewnością trzeba poczynić kroki.
Spojrzał na prefekta policji, który zaraz wystąpił naprzód.
 Jedną chwileczkę proszę  pan Arystydes podniósł rękę.  Wygląda na to 
oznajmił spokojnie i stanowczo  że nadużyto mojego zaufania.  Jego zimne spojrzenie,
wyrażające nieodwołalny rozkaz, powędrowało do Van Heidema i dyrektora.  Jeszcze nie
jestem zorientowany, na co panowie sobie pozwolili w swym zapale do wiedzy. Moje
wsparcie finansowe dotyczyło jedynie badań medycznych. Nie przykładałem ręki do tych
praktyk. Radzę panu, monsieur le directeur, żeby natychmiast sprowadzić tu tych bezprawnie
przetrzymywanych ludzi.
 Ale to niemożliwe. Ja& to będzie&
 %7ładnych sprzeciwów  rozkazał Arystydes.  To koniec.  Powiódł po twarzach
chłodnym okiem finansisty.  Chyba nie muszę panów przekonywać, messieurs, że jeśli
działo się tu cokolwiek nielegalnego, to zupełnie nie miałem o tym pojęcia.
Był to rozkaz i przyjęto go do wiadomości, biorąc pod uwagę jego bogactwa, potęgę i
wpływy. Nazwisko sławnego na cały świat pana Arystydesa nie mogło być łączone z tą
wpadką. Jednak pomimo że wyszedł z całej sprawy bez szwanku, poniósł klęskę. Nie osiągnął
celu. Nie stworzył banku mózgów, po którym się tyle spodziewał. A przecież nie przejął się
porażką. Zdarzały mu się od czasu do czasu. Zawsze miał do nich stosunek filozoficzny i
zaraz przechodził do nowego coup.
Przyłożył dłoń do piersi orientalnym gestem.
 Umywam od tego ręce  oznajmił.
Prefekt policji zabrał się do dzieła. Wiedział już, czego się trzymać, i był gotów do
działania w majestacie prawa.
 Proszę mi nie utrudniać  rozkazał.  Moim obowiązkiem jest przeprowadzić pełne
dochodzenie.
Van Heidem z pobladłą twarzą wystąpił do przodu.
 Pań pozwoli  powiedział.  Pokażę panu resztę pomieszczeń.
ROZDZIAA XXI
 Och, czuję się jak po koszmarnym śnie  westchnęła Hilary przeciągając się. Siedzieli
na tarasie hotelu w Tangerze, gdzie przylecieli rannym samolotem.  Czy to się naprawdę
wydarzyło? Aż trudno uwierzyć!
 Owszem, wydarzyło się  odparł Tom Betterton  ale zgadzam się z tobą, Oliwio, że
to był koszmar. Ach, jak dobrze, że już po wszystkim!
Na tarasie pojawił się Jessop. Usiadł obok.
 Gdzie jest Andy Peters?  zapytała Hilary.
 Zaraz przyjdzie  rzekł Jessop.  Ma coś do załatwienia.
 Wiec Peters był jednym z twoich ludzi  rzekła Hilary.  To on robił te sztuczki z
fosforem i ołowianą papierośnicą. Podobno był w niej radioaktywny materiał. Nic o tym nie
wiedziałam.
 Nie  przyznał Jessop.  Nie wiedzieliście nic o sobie nawzajem. Szczerze mówiąc,
on nie należy do moich ludzi. Reprezentuje Stany Zjednoczone.
 Pamiętasz, mówiłeś, że kiedy dotrę do Toma, będę prawdopodobnie miała obstawę?
Chodziło o Andy ego?
Jessop skinął głową.
 Mam nadzieję, że nie masz mi za złe  rzekł z jak najpoważniejszą miną.  Jednak
nie zapewniłem ci upragnionego końca.
Hilary zdziwiła się.
 Jakiego końca?
 Bardziej sportowej formy samobójstwa.
 Ach, to.  Potrząsnęła niedowierzająco głową.  Wydaje mi się to tak samo nierealne
jak cała reszta. Tak długo byłam Oliwią Betterton, że czuję się niepewnie w roli Hilary
Craven.
 Ach  zawołał Jessop.  Oto mój przyjaciel Leblanc. Muszę z nim pomówić.
Zostawił ich i podszedł do Francuza.
 Zrobisz dla mnie coś jeszcze, Oliwio? Nadal cię tak nazywam& przyzwyczaiłem się
odezwał się Betterton.
 Tak, oczywiście. Co takiego?
 Przejdz się ze mną przez taras, a potem wróć tu i powiedz im, że poszedłem do siebie,
bo musiałem się położyć.
Rzuciła mu badawcze spojrzenie.
 Dlaczego? Co ty& ?
 Zabieram się stąd, moja droga, póki czas.
 Zabierasz się? Dokąd?
 Dokądkolwiek.
 Ale dlaczego?
 Rusz głową, dziewczyno. Nie wiem, jakie są tutejsze przepisy. Tanger to szczególne
miejsce, nie podlega jurysdykcji właściwie żadnego kraju. Ale wiem, co się stanie, kiedy
razem z wami przekroczę Gibraltar. Natychmiast mnie aresztują.
Popatrzyła na niego z troską. W podnieceniu ucieczką zapomniała o kłopotach Toma
Bettertona.
 Masz na myśli dekret o tajemnicy państwowej, czy jak tam się to nazywa? Ale czy
naprawdę sądzisz, że uda ci się uciec? Dokąd pójdziesz?
 Mówiłem ci. Dokądkolwiek.
 Czy to w ogóle możliwe? A pieniądze, a inne trudności?
Roześmiał się krótko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)