[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O, dziękuję. Zapytam szwagra, jak się na to zapatruje. Niebawem przyszedł
David z Patrickiem.
- Hester, może zaprosimy naszego nowego klienta na lunch.
- Popieram. Zaraz będę gotowa. - Ucieszyła się, że pierwszy raz wystąpi z
Patrickiem publicznie w towarzystwie Davida. Po chwili uświadomiła sobie, że
szwagier nie był jej potrzebny, gdy umawiała się z Timem czy Edwardem. Zmarszczy-
ła brwi, zastanawiając się, co to może oznaczać.
Godzina w King's Arms minęła niepostrzeżenie. Hester z przykrością spojrzała
na zegar, co nie uszło uwagi Davida.
- Wypij spokojnie kawę - rzekł, wstając. - Pan Hazard dotrzyma ci towarzystwa
tutaj, a ja zastąpię cię w sklepie. - Mocnym uściskiem dłoni pożegnał Patricka. -
Dziękuję za zamówienie. Może któregoś dnia zechce pan odwiedzić nas w domu?
- Zrobię to z przyjemnością. Dziękuję za lunch.
- 48 -
S
R
- Drobiazg. - David uśmiechnął się przekornie. - Trzeba dbać o najlepszych
klientów.
Wyszedł, kłaniając się na prawo i lewo.
- Widzę, że jest znany i lubiany - zauważył Patrick.
- Całymi dniami siedzi w warsztacie, a jednak ma mnóstwo znajomych.
- Cieszę się, że przyszedł z nami i niejako dał nam błogosławieństwo. No
widzisz, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Siedzimy przy jednym stole,
publicznie, i nic.
- Przyznaję, że to był dobry pomysł.
- W dodatku mój. Twój szwagier tylko uparł się, że on zapłaci, bo ja strasznie
dużo u was wydałem.
- Nie jesteś zbyt skromny.
- Czy wobec tego wycofujesz zaproszenie na kolację?
- Nie. Ale przed ósmą nie zdążę jej przygotować.
- Moglibyśmy zamówić.
- Zaprosiłam cię na moją kolację, więc nie będzie żadnego zamawiania. Jesteś
na coś uczulony? Nie jadasz czegoś?
- Wszystko lubię. Uwielbiam nerki, wątrobę, flaki.
- Nie serwuję żadnych wnętrzności.
- Są bardzo pożywne.
- Jak dla kogo. Ja nie lubię.
- Będę pamiętał i u mnie dostaniesz królika w potrawce.
- Nie! Biedne zwierzę stanie mi kością w gardle.
- Och, trudno ci dogodzić. Dziw, że mnie zaprosiłaś.
- Sama się sobie dziwię.
- Czyli to wyjątkowa łaska.
- Teść i szwagier są jedynymi mężczyznami, których zapraszam do domu -
wyznała zarumieniona - więc osądz sam.
- Czuję się zaszczycony, ale nie będę wyciągał pochopnych wniosków -
zapewnił z poważną miną.
- 49 -
S
R
- Niestety, czas wracać. Nie mogę nadużywać cierpliwości Sheili. - Na ulicy
prędko otworzyła parasolkę. - Do zobaczenia wieczorem.
- Nie mogę się doczekać tej kolacji. Dziękuję za wyróżnienie.
- A ja za wyjątkowo duże zakupy. Do widzenia.
Bała się, że David będzie z niej żartować, a tymczasem zaskoczył ją, mówiąc
poważnie:
- Podoba mi się twój nowy znajomy. Może ukrywasz jeszcze kilku innych
adoratorów, którzy byliby skłonni kupić moje meble?
- Nikogo nie ukrywam.
- Szkoda. - Mrugnął porozumiewawczo. - A Hazard nie ukrywa, że bardzo mu
się podobasz.
- Przestań! - rzuciła poirytowana.
Po przyjściu do domu najpierw włożyła kurzą pierś do oliwy z cytrynową
skórką, aby nabrała smaku. Potem pokroiła warzywa, wyjęła z zamrażalnika placek i
przygotowała jabłka do pieczenia. Trochę sprzątnęła jadalnię, umyła się i przebrała w
zielone aksamitne spodnie i żółty sweter. Starannie nakryła do stołu i dopiero wtedy
przysiadła na chwilę, aby nieco odpocząć przed przyjściem gościa.
Nagle przypomniała sobie, że Patrick lubi wino, a w domu nie ma ani kropli,
więc poderwała się jak oparzona. Gorączkowo przeszukała półki w spiżarni i
odetchnęła z ulgą, gdy znalazła piwo, kupione dla Davida. Za dziesięć ósma wyłożyła
wszystko na salaterki i wstawiła do piekarnika, a punktualnie o ósmej usłyszała
dzwonek. Otworzyła drzwi zdyszana i zarumieniona.
- Witam po raz drugi. Proszę. - Wręczył jej białą hortensję w niebieskiej
doniczce. - Nie mogłem przynieść wina, więc zdecydowałem się na moją ulubioną
roślinę. Mam nadzieję, że znajdziesz dla niej miejsce.
- Jaka śliczna. Dziękuję.
Patrick rozejrzał się z ciekawością. Z dworu wchodziło się bezpośrednio do
pokoju, który zajmował cały parter. Przed kominkiem stał miedziany dzban z
suszonymi kwiatami, na parapecie srebrny wazon z pąsowymi różami, a na ścianie
wisiały reprodukcje słoneczników i irysów van Gogha.
- Same kwiaty. Szalenie przytulny pokój - pochwalił.
- 50 -
S
R
- Dziękuję i proszę dalej. Kuchnia jest w przybudówce. Kolacja gotowa, więc
od razu tam pójdziemy. Wybacz, że mam tylko piwo, ale całkiem zapomniałam o
winie.
- I o tym, że przyjadę samochodem. - Zmrużył oko, pociągnął nosem. - Jak
smakowicie pachnie.
Hester wyjęła z piekarnika salaterki, a wstawiła placek z jabłkami.
- Na ugotowanie zupy zabrakło mi czasu. Przepraszam.
- Przyszedłem, żeby być z tobą, a nie, żeby się objadać. - Skosztował mięsa. -
Ale doprawione! Trudno będzie zachować umiar.
Rozmawiali swobodnie, przeskakując z jednego tematu na drugi. Hester była
osobą towarzyską i zawsze cieszyła ją wymiana poglądów. Teraz miło jej było, że ma
do kogo usta otworzyć.
- Czy zajrzałaś do książki? - spytał Patrick, dobierając sobie mięsa.
- Nie. Bardzo mnie kusiło, ale najpierw musiałam obsługiwać klientów, a potem
gotować.
- Jesteś zapracowana, więc jednak powinienem był zaprosić cię do lokalu, ale
rano o tym nie pomyślałem.
- Dawniej miałam jeszcze więcej obowiązków i też sobie radziłam. Praca
zawodowa, duży dom z ogrodem i mąż żarłok. To on nauczył mnie gotować.
- Dzisiejsze potrawy są według jego przepisu?
- Nie. Richard lubił tłusto jeść i nie znosił czosnku. Mięso jest według przepisu
z jakiejś audycji. - Uśmiechnęła się rozbrajająco. - Pierwszy raz je ugotowałam, więc
jesteś królikiem doświadczalnym.
- Możesz eksperymentować na mnie, ile dusza zapragnie.
- Nie poświęcaj się, bo nie wiesz, co cię czeka. Następnym razem może być coś
niejadalnego.
- Zaryzykuję, byle był ten  następny raz".
Hester poczuła, że oblewa się rumieńcem, więc prędko wstała od stołu, aby
wyjąć placek.
- Gotowy. Będzie tylko ze śmietaną, bo nie zdążyłam zrobić sosu waniliowego.
Patrick spróbował ciasta.
- 51 -
S
R
- Bez sosu też jest doskonałe. I za dobre na eksperyment.
- Z tym mam wprawę, bo często piekę dla Roberta.
- A któż to taki?
- Mój teść.
- Aha. - Odłożył widelczyk. - Dla absztyfikantów nie gotujesz, prawda?
- Absztyfikantów! Co za przestarzałe określenie.
- Ale pasuje, bo chyba są staroświeccy. Nie rozumiem ich cierpliwości.
Dlaczego tak długo czekają, aż przestaniesz opłakiwać męża?
Oczy Hester groznie błysnęły.
- Nie za często mówisz prosto z mostu?
- Prawda czasem jest konieczna.
- Zawsze mówisz prawdę?
- Przynajmniej się staram, bo nienawidzę fałszu. - Wzruszył ramionami. - Na
plus Alice zaliczam to, że od razu przyznała się, że kocha innego.
- Rzadka zaleta - mruknęła poirytowana. - Zjesz jeszcze kawałek placka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)