[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cholijnym drzewem, a kiedy obudził się ponownie, całe niebo było pokryte
puszystymi obłokami, pomiędzy którymi prześwitywał błękit, w oddali zaś
widniały niskie wzgórza. Zeskoczył na ziemię - dookoła rosła trawa, a drogę
zaścielały kamyki. Argusta) aż zaskowyczał z rozkoszy i puścił się na
przełaj przez błonia, wykrzykując podziękowania.
- ...wzrastanie... - powiedział Dawid-przy-rowie-który-wysycha.
Murawa skończyła się, ustępując miejsca piaskowi, porosłemu tu i ówdzie
ostrą trawą, kaleczącą skraj jego szaty. Mimo to Argustal brnął przed siebie
-
przepełniała go radość, był to bowiem jego własny kraj, a kierunek wska-
zywały mu cienie przypadkowych kopców, kładące się na piasku. Pewnego
razu przemknęła nad nim jedna z Sił i przez krótką chwilę grozy świat
pogrążony był w nocy; zahuczał grzmot i lichy deszczyk spadł setką kropel;
w moment pózniej była jednak już na kresach słoriecznego władztwa i
zapadła
się gdzieś, diabli wiedzą gdzie.
Niewiele zwierząt, a jeszcze mńiej ptaków dotrwało tych czasów. Szczegól-
nie mało było ich w tych swojskich pustkowiach Zewnętrznego Talembilu,
ajed-
nak Argustal natknął się na siedzącego na kurhanie ptaka, który spoglądał
spod swego czubka okiem przymglonym przez milion lat strachu. Na widok
Arpustala ptak, wiedziony starym odruchem, zatrzepotał skrzydłem,
Argustal
wszakże zbytnio szanował głód, ściskający mu wnętrzności, aby próbować
go zaspokóić ścięgnami i piórami i wydawało się, że ptak rozumiał to
dobrze.
Zbliżał się już ku domowi. Pamięć Pamitar rysowała przed nim jej obraz
tak ostro, że mógł iść za nim jak za zapachem. Po drodze minął jednego
ze swoich ziomków, starego małpiszona w czerwonej masce zwisającej
niemal
do samej ziemi; zaledwie skinęli sobie głowami na znak, że się poznali.
Wkrótce na pustym horyzoncie dostrzegł bloki zapowiadające Gornilo,
pierwsze miasto Talembilu.
Owrzodziałe słońce wędrowało poprzez hiebo, a Argustal ze stoickim spo-
kojem pokonywał kolejne wydmy, aż wreszcie wkroczył w cień białych blo-
ków Gornilo.
Strona 46
Brian W. Aldiss - Krążenie Krwi
Nikt już dziś nie pamiętał - utratę pamięci wielu uważało za przywilej -
jakie czynniki zdeterminowały pewne rysy architekturj Gornilo. Było to
miasto małpoludzi i jego pierwsi mieszkańcy, zapewne w celu wzniesienia
pomnika rzeczom jeszcze bardziej odległym i strasznym, uczynili
niewolników
z siebie i innych nie istniejących już stworzeń, budując owe wielkie sześciany,
które obecnie wykazywały już oznaki zniszczenia, jak gdyby zmęczone
wreszcie
codziennym obracaniem cienia wokół podstawy. Mieszkający tu rnałpoludzie
byli tymi samymi małpoludzmi, którzy mieszkali tu zawsze; jak zwykle,
wysiadywali oni niezmordowanie pod potężnymi pomnikowymi blokami,
pokrzykując teraz do mijającego ich Argustala od niechcenia, tak jak
się puszcza kaezki po powierzchni jeziora, żaden z nich jednak już nie
pamiętał, czy i jak przeciągnął te bloki przez pustynię. Niewykluczone, że
ta zdolność zapominania była niezbędnym warunkiem zyskania trwałości
granitowego tworzywa bloków.
Za blokami leżało miasto. Niektóre z drzew były tu tylko gośćmi, skłonnymi
do stania się tym, kim był Dawid-przy-rowie-który-wysycha, większość z
nich
jednak rosła na starą modłę, zadowolona z ziemi i obojętna na ruch. Ich
powęzlone i pokrzyżowane we wszystkie strony konary i gałęzie tworzyły
wraz z garbatymi pniami zmyślne i wiecznie zmienne siedziby nadrzewnych
mieszkańców Gornilo.
Argustal dotarł wreszcię do swego domu, który znajdował się po drugiej
stronie miasta.
Dom jego nazywał się Cormok. Argustal obrnacał go wpierw, poklepał
i polizał, a dopiero potem wbiegł lekko po pniu do mieszkania. Pamitar nie
było w domu, był jednak w tak pogodnym nastroju, że nie zaskoczyło go to,
a nawet nie poczuł się specjalnie rozczarowany. Obszedł powoli pokój
dookoła,
czepiając się od czasu do czasu sufitu, by mieć lepszy widok, liżąc i węsząc
po drodze i tropiąc powidoki obecności swej żony. Na koniec wybuchnął
śmiechem i padł pośrodku podłogi.
- Uspokój się, stary - powiedział.
Nie ruszając się z miejsca pogrzebał w kieszeniach i wydobył z nich pięć
kamieni, zdobytych w trakcie wędrówek, po czym umieścił je na uboczu od
reszty swego dobytku. Rozebrał się, wciąż siedząc i ciesząc się własną niepo-
radnością, po czym wślizgnął się do kąpieli piaskowej.
Gdy już tam leżał, zerwał. się potężny zawodzący wicher i w jednej
chwili pokój pogrążył się w mętnej szarości. Na zewnątrz wzniosła się
modlitwa,
modlitwa kierowana przez ludzi ku obojętnym Siłom, aby nie niszczyły
Strona 47
Brian W. Aldiss - Krążenie Krwi
słońca. Jego dolna warga ułożyła się w grymasie zarazem zadowolenia i po-
gardy; nie pamiętał już modlitw Talembilu. To było miasto religijne. Gro-
madziło się tu wielu Niesklasyfikowanych z jałowych pustaci - ludzi lub
zwierząt, których wyobraznia odwiodła od tego, czym byli niegdyś, i prze-,
kształciła w rokokowe formy, znacznie dokładniej określające ich wrodzone
przymioty, tak że przypominali istoty zapomniane lub wymarłe albo też
takie, jakich świat ńigdy dotąd nie widział, wszyscy zaś deklarowali, że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)