[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co za przemiły pokój - powiedziała Phoebe. - Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie
twoje mieszkanie.
- A jak sobie wyobrażałaś?
- Myślałam, że będzie urządzone prawdziwie po męsku, jakieś meble obite skórą,
wszystko poza tym bardzo spartańskie. Nie spodziewałam się żadnych kwiatów. Pewnie ktoś
tu sprząta? Pokój jest taki zadbany, wszędzie jest tak czysto.
- Uważasz, że mężczyzna nie potrafi sam tego zrobić?
- spytał z uśmiechem.
- Wcale tego nie miałam na myśli! - Potrząsnęła głową.
- Ale przecież od rana do wieczora jesteś zajęty w ośrodku.
- To prawda. Przychodzi do mnie codziennie Emmy Foster, żona ogrodnika. Dba o
wszystko i trochę mnie rozpuszcza. Kwiatami jednak sam się zajmuję. To moje hobby. Cały
wolny czas spędzam w ogrodzie i doglądam kwiatów. Praca w ogrodzie odgrywa czasem rolę
terapii. Pewnie jednak się nad tym nie zastanawiałaś. Skąd by to przyszło do głowy
mieszczuchowi takiemu jak ty - zakpił z uśmiechem.
Stał przed kominkiem, nieco pochylony w jej stronę, z lekko rozstawionymi nogami.
Tak zwykle stoją pewni siebie mężczyzni, pomyślała.
- Może jednak niedługo znajdzie się jakieś lekarstwo na mieszczucha, które mu
pomoże poznać to, co najpiękniejsze - dodał po chwili.
Co on właściwie sobie myśli? Dlaczego omija główny temat? Na pewno nie dam się
teraz wciągnąć w rozmowę o ogrodnictwie.
Zajrzała do swojej szklanki, wypiła łyk i spojrzała mu prosto w oczy.
- A teraz opowiedz mi o Melanie. Muszę znać prawdę. Dlaczego porzuciła cię po
wypadku, kiedy przecież wtedy właśnie najbardziej jej potrzebowałeś?
Uśmiech zniknął z twarzy Josha, pokiwał głową i usiadł w fotelu obok.
- A więc chcesz wszystko wiedzieć. Masz z pewnością do tego prawo.
Wypił łyk whisky i zamyślił się na chwilę.
- Ona po prostu nie była w stanie znieść moich blizn. Dlatego mnie w końcu rzuciła,
choć oczywiście...
- Blizny? Jakie blizny? - przerwała gwałtownie.
- Na twarzy, przede wszystkim na dole twarzy. Dlatego właśnie zapuściłem brodę.
Ręką przesunął wokół dolnej szczęki.
- Stłuczone szkło poraniło mi plecy i nogę. Miałem laminektomię dla zmniejszenia
nacisku na rdzeń kręgowy, który uległ uszkodzeniu w czasie wypadku. Pozostała po tym nie-
wielka blizna, ale Melanie z jakiegoś powodu jej właśnie nie była w stanie znieść.
- Czy chcesz powiedzieć, że porzuciła cię z powodu blizn? Kobieta, która była z tobą
zaręczona? Która cię podobno kochała? - Phoebe patrzyła na niego z niedowierzaniem. -
Boże, Josh, to straszne. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak okropnie musiałeś się czuć.
Położyła mu rękę na ramieniu.
- Tak, na początku to było rzeczywiście straszne, choć przecież i przed wypadkiem nie
było między nami dobrze. Widzisz, Melanie nie rozumie i nie akceptuje żadnej choroby ani
upośledzenia. Przeraża ją wszystko, co nie jest fizycznie doskonałe. Widziałaś ją, jest
chodzącą doskonałością, jeżeli mówimy o wyglądzie, i w swoim otoczeniu poszukuje właśnie
fizycznej doskonałości. Nie jest w stanie zaakceptować nic innego.
Przerwał i wypił kolejny łyk whisky.
- Ale nie porzuciła mnie tylko dlatego, że nagle przestałem być okazem fizycznej
perfekcyjności. To była tylko przysłowiowa kropla, która przepełniła czarę. Mieliśmy też
zupełnie inne wyobrażenie na temat mojej medycznej kariery.
Kiedy się spotkaliśmy, robiłem specjalizację z neurochirurgii i pracowałem u
profesora Pickeringa. Ona widziała mnie raczej jako konsultanta w prywatnej firmie, ja
natomiast myślałem o pracy w publicznej służbie zdrowia i chciałem się związać z jakimś
szpitalem akademickim, żeby kontynuować badania naukowe. Jak widzisz, staliśmy na
przeciwstawnych biegunach. Nic nas nie łączyło.
Phoebe pociągnęła łyk ginu. Myśli kłębiły jej się w głowie; patrzyła przed siebie
martwym wzrokiem.
Czy Melanie jest zdolna do wyciągania wniosków? Czy taka osoba czasem myśli?
Czy w ogóle jest w stanie myśleć? Mocno wątpliwe.
Jest jednak piękna. I okazało się, że taka piękność z pustą głową potrafi, jeśli zechce,
zawrócić w głowie każdemu mężczyznie, nawet inteligentnemu. Zrównoważony, rozsądny
Josh także nie był w stanie jej się oprzeć.
Małżeństwo z nim było doskonałą partią i Melanie z pewnością zdawała sobie z tego
doskonale sprawę. Zamożny, przystojny, świetnie się zapowiadający młody chirurg, pocho-
dzący ze znanej, ziemiańskiej, szkockiej rodziny. Musiał zwrócić jej uwagę. Mogło jej się
nawet wydawać, że jest w nim zakochana.
Ciekawe tylko, czy Josh był kiedykolwiek w niej zakochany, czy też może był po
prostu zadurzony? Ale w końcu jakie to ma znaczenie?
Parę razy przecież podkreślał, że wszystko zaczęło się psuć, gdy zorientował się, że
mają zupełnie inne wyobrażenie na temat jego medycznej kariery.
Medycyna była jego największą miłością.
Dlaczego jednak porzucił chirurgię dla rehabilitacji? Czy miał na to wpływ wypadek?
Czy on właśnie przyczynił się do zmiany kierunku jego zainteresowań?
Już chciała zadać te wszystkie pytania, gdy gdzieś tuż obok domku rozległ się huk
pioruna, a błyskawica rozświetliła pokój. Wielkie krople deszczu zaczęły wpadać do pokoju
przez otwarte okna.
Josh zerwał się i mrucząc pod nosem jakieś przeprosiny, zajął się zamykaniem
wszystkich okien.
- Co za szczęście, że zamknąłem okna na górze, zanim wyszedłem do ogrodu -
powiedział, wracając do niej z drugiego końca pokoju.
Tym razem lekko utykał, lecz mimo wszystko wyglądał cudownie. Nie mogła
oderwać oczu od jego profilu, gdy przystanął, mając w tle złociste światło sączące się przez
zamknięte okno. Promieniował siłą i dobrocią.
Wstrzymała oddech i czekała, aż podejdzie do niej. Czas zatrzymał się na chwilę.
Marzyła teraz tylko o tym, by wziął ją w ramiona. Nic więcej się nie liczyło.
Nie miało teraz żadnego znaczenia, czy był kiedyś zakochany w Melanie, ani też co go
skłoniło do zrezygnowania z pracy chirurga. Chciała tylko, by powiedział, że ją kocha. Tym
razem gotowa była w to uwierzyć.
Czuła bezmierną ulgę, wszystkie problemy gdzieś uleciały.
Drżącą ręką postawiła szklankę na niskim, dębowym stoliku, który stał obok jej fotela,
i powoli wstała. Był już tylko parę kroków od niej. Spojrzała w jego cudowne, niebieskie
oczy, a on dostrzegł w jej oczach wyznanie miłości. Otworzył ramiona, a ona w milczeniu
podeszła do niego. Objął ją i przytulił mocno do piersi.
Nie potrzebowali słów.
Stali w objęciach przez długą chwilę. Ukrył twarz w jej lśniących, brązowych
włosach. Nie rozmawiali ani nawet się nie całowali. Wystarczyło im, że są przytuleni do
siebie. Słyszała mocne bicie jego serca przez cienką, jedwabną koszulę, rozpiętą pod szyją.
Wargami i zębami próbowała delikatnie rozpiąć ją do końca.
- Tak dawno chciałam to zrobić - szepnęła.
Wtuliła twarz w jego ciało, a on położył ręce na jej ramionach. Odepchnął ją potem
lekko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)