[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oczywiście, że tak. Umieram z głodu. Dopiero kiedy
wróciła z kukurydzą, uświadomiła sobie, jaki on jest
przewrotny. Bo przecież musiała go tą kukurydzą karmić
siedząc przy nim na łóżku.
- Ale z ciebie spryciarz - rzuciła sadowiąc się wygodnie. -
Tylko nie patrz na mnie tak niewinnie. Takie samo z ciebie
niewiniÄ…tko jak z Don Juana.
- Nie musiałaś się zgodzić na tę kukurydzę. I żeby mnie
karmić.
- Pewnie. Mogłam siedzieć na krześle i sama zajadać.
- Ty byś tak nie zrobiła.
- Myślisz, że mnie tak dobrze znasz?
- Dostatecznie dobrze.
- No i co?
- Wydaje mi się, że w końcu przestałaś się przede mną
bronić.
Jenny westchnęła, przypominając sobie wspaniałe uczucie,
kiedy Frank ją całował.
- To tylko przerwa na dzisiejszy wieczór.
- Kochanie, to dopiero poczÄ…tek. PoczÄ…tek. - Tym razem
Frank też się z nią nie spierał.
ROZDZIAA SZÓSTY
Frank czul się ogłuszony. Minęło kilka dni, w czasie
których interesował się głównie Jenny, a nie sobą, a
rehabilitacja dawała coraz lepsze wyniki, aż tu nagle musiał
stawić czoło rzeczywistości. Zdjęto mu wszystkie bandaże,
skóra już dostatecznie się wygoiła. Patrząc na swoje ręce miał
jednak wrażenie, że należą do kogoś innego.
Widywał je, oczywiście, już wcześniej podczas
opatrunków, wolał jednak wtedy myśleć, że jeszcze jest czas,
że może zdarzy się jakiś cud i blizny znikną. Lecz teraz doktor
Wilding wyraznie oświadczył, że żaden cud się nie zdarzy, że
zaczerwienienie stopniowo będzie znikać, ale blizny
pozostaną na zawsze. Frank usiłował sobie wyobrazić, jak ma
z tym żyć. Najpierw myślał, że to nie będzie dla niego
problemem, teraz jednak aż skręcało go w brzuchu, kiedy o
tym myślał.
- Jest zupełnie niezle - mruknął lekarz z zadowoleniem. -
W przyszłości może pan pomyśleć o operacji plastycznej,
przeszczepie skóry, jeżeli będzie pan chciał, ale to też niewiele
pomoże. Gdyby miało naprawdę pomóc, już dawno bym ją
doradził. Ale i tak ma pan szczęście. Mogło być gorzej.
Szczęście? Co to za szczęście, jeżeli ma się takie ręce, na
których właściwie należałoby nosić rękawiczki przez okrągłą
dobę? Próbował sobie przypomnieć swoje ręce sprzed
wypadku. Ręce pokaleczone, podrapane przy pracy, lecz
wyglądające przecież wspaniale. Zwłaszcza w porównaniu z
ich obecnym stanem.
Wreszcie oderwał od nich wzrok i zdecydował się
spojrzeć na Jenny. Czekał w napięciu na jej reakcję.
Zciągnęła brwi, przygryzła dolną wargę, lecz przypomniał
sobie, że często tak reagowała, kiedy po prostu się nad czymś
zastanawiała. Zresztą po chwili zaczęła się powoli uśmiechać,
nawet rozbłysły jej oczy. Mimo to Frank nie czuł się
przekonany. Był wręcz pewien, że żadna kobieta nie
pogodziłaby się z tym, żeby dotykały jej takie ręce. Usiłował
sobie wyobrazić napiętą czerwoną skórę na bladych, pięknych
piersiach Jenny, na wypukłości jej bioder, lecz wyobraznia
odmówiła mu posłuszeństwa.
Gniew, bunt i strach o to, czy będzie mógł wykonywać
swój zawód, jakie odczuwał na początku, były niczym w
porównaniu z poczuciem pustki, które opanowało go teraz.
Nigdy sobie nie pozwoli na takie porównania hańbiące urodę
Jenny.
Cóż za gorzka ironia - poznać taką kobietę tylko po to, by
zaraz się okazało, że nigdy nie mogą być ze sobą. Aagodna,
czuła Jenny miała w sobie dość współczucia i zrozumienia, by
móc je ofiarować nie tylko jemu, lecz także całemu światu.
Przejawiało się to w jej stosunku do pacjentów, do Otisa.
Można by było skorzystać z pokusy i pogrzać się w jej cieple,
przyjąć jej współczucie i litość i nazwać je miłością.
On jednak tego nigdy nie zrobi. Oszaleje z bólu, z
poczucia tej niesamowitej niesprawiedliwości, lecz przysięga
sobie, że nigdy nie zwiąże się z Jenny. Uzbroi się przed
wszelkimi tęsknotami, które odczuwa, odkąd ją poznał,
zwalczy w sobie wszelkie odruchy i chęć dotykania jej czy
bycia z nią. Ten jeden pocałunek tak pociągający jak narkotyk
był ich ostatnim pocałunkiem. Kiedy wypiszą go ze szpitala,
odejdzie na zawsze z jej życia.
Upływały ostatnie dni pobytu Franka w szpitalu. Jenny
wiedziała dokładnie, co się dzieje. Znała to z doświadczenia.
Lecz u Franka wszystko przebiegało bardziej intensywnie, bo
taki miał charakter. Niepewność sytuacji, jaką odczuwał,
doprowadzała go do szału, wrzeszczał na wszystkich dookoła.
Zawsze stwarzał w swojej wyobrazni sytuacje i obrazy bez
zarzutu, teraz musiał się pogodzić z niedoskonałością. Dla
Jenny czy kogoś innego blizny Franka naprawdę mogły być
zupełnie nieistotne, wystarczało jednak, że on sam uważał je
za coÅ› strasznego.
Tylko raz, wtedy gdy zdjęto mu na dobre bandaże,
pozwolił sobie odsłonić przed Jenny to, co naprawdę czuł,
tylko wtedy nie maskował swego bólu. Potem zupełnie się
odizolował psychicznie. Owszem, przychodził regularnie na
rehabilitację, lecz prawie się nie odzywał. Dziś było podobnie.
Siedział sztywno na krześle i z furią wykonywał
ćwiczenia, nie zwracając uwagi na to, że z czoła cieknie mu
pot, a mięśnie ramion napięte ma do granic możliwości. Jenny
już nie potrafiła tego znieść. Przysunęła sobie krzesło i usiadła
blisko niego. Kiedy patrzyła na cierpienie Franka, bolało ją
serce. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego dłoni.
- Przestań już.
Podniósł głowę, popatrzył na Jenny wojowniczo. Czuła, że
za chwilę będzie się z nią kłócił, lecz jakby ustąpił. Cofnął
powoli ręce i schował je pod stołem.
- Nie rób tego. Proszę cię, nigdy nie chowaj ich ani przede
mnÄ…, ani przed nikim innym.
Zapadła cisza, słychać było tykanie zegara. Mijały minuty,
minęła cała wieczność. W końcu Frank położył ręce z
powrotem na stole. Jenny ujęła jego prawą rękę w swoje
dłonie i przesunęła palcami po bliznach. Frank zamarł,
zacisnął zęby, lecz tym razem nie odsunął się od niej. Ale też
na nią nie patrzył.
- Takie piękne, mocne ręce - mruknęła. - Wiem, co
potrafisz nimi zrobić. W życiu nie widziałam niczego równie
pięknego.
- Ale już koniec z tym - rzucił ponuro.
- Wiesz, że to nieprawda - zniecierpliwiła się. - Wiesz, że
nie możesz wykonywać tej pracy tylko przez pewien czas. Ale
wrócisz do niej. Przecież twój stan ulega codziennie poprawie.
Nie widzisz tego?
- Może tak, może nie. - Wzruszył obojętnie ramionami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtÄ…d nie uciekÅ‚)