[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się naprzód, jak ona teraz, na dwóch nogach - najpierw jedna, potem druga. Na tym polegała ta
szczególna sztuka: chodzenie... Pózniej uwagę Tenar przyciągnęły pogłębiające się barwy nieba i
łagodny napór wiatru. Kontynuowała przechadzkę już bez metafor, aż doszła do urwiska pia-
skowca. Zatrzymała się tam i patrzyła, jak słońce pogrąża się w pogodnej, różowej mgiełce.
Uklękła i odnalazła oczyma, a potem końcami palców, długą, płytką, zamazaną bruzdę w skale -
ślad ogona Kalessina. Raz za razem wodziła po niej palcami, wpatrując się w dalekie otchłanie
zmierzchu i marząc. Wypowiedziała jedno słowo. Tym razem imię nie było ogniem w jej ustach,
lecz zasyczało i miękko wysunęło się spomiędzy jej warg:
- Kalessin...
Skierowała wzrok na wschód. Wierzchołki Góry Gont czerwieniły się ponad lasami, łowiąc świa-
tło, którego nie było tu, na dole. Kolor przygasał, kiedy im się przyglądała. Odwróciła wzrok, a
kiedy spojrzała ponownie, szczyt był szary, niewyrazny, lesiste zbocze okrył mrok.
Czekała na wieczorną gwiazdę. Kiedy zaświeciła ponad mgłą, kobieta wolno powędrowała do
domu. Dom, nie-dom. Dlaczego była tu, w domu Ogiona, nie w swoim własnym domu na far-
mie? Dlaczego doglądała Ogionowych kóz i cebuli, a nie swych własnych sadów i stad? "Czekaj"
- powiedział i czekała. Przybył smok i Ged miał się teraz dobrze, a w każdym razie - nie najgo-
rzej. Zrobiła, co do niej należało. Prowadziła gospodarstwo. Nie była już potrzebna. Nadszedł
czas, aby odejść.
A jednak nie mogła myśleć o opuszczeniu tej wysokiej półki skalnej, tego sokolego gniazda i o
powrocie na niziny, do bezwietrznego wnętrza kraju spokojnych farm. Kiedy o tym myślała, ser-
ce w niej zamierało i pogrążała się w smutku. A co ze snem, który tutaj śniła, pod małym oknem
wychodzącym na zachód? Co ze smokiem, który przybył tu do niej? Drzwi domu jak zwykle sta-
ły otworem dla światła i powietrza. Krogulec siedział bez lampy na niskim siedzisku obok
oczyszczonego paleniska. Często tam siadał. Pomyślała, że było to jego miejsce z czasów, kiedy
był chłopcem i terminował u Ogiona. To było także jej miejsce, owej zimy, kiedy była uczennicą
Ogiona.
Spojrzał w jej kierunku, kiedy wchodziła, ale jego wzrok nie zatrzymał się na wejściu, lecz na
prawo od niego, w ciemnym kącie za drzwiami. Stała tam laska Ogiona, ciężki, dębowy kij wy-
sokości samego mężczyzny, o rękojeści wygładzonej od noszenia. Obok niego Therru umieściła
leszczynową witkę i olchowy kij, które Te-nar wycięła dla nich w drodze do Re Albi.
"Jego laska z cisowego drewna, jego laska czarnoksiężnika, którą dał mu Ogion... Gdzie ona jest?
- pomyślała Tenar. - Dlaczego do tej pory nie zastanawiałam się nad tym."
W domu panował mrok i zaduch. Tenar poczuła przygnębienie - pragnęła, żeby Krogulec tu zo-
stał, żeby z nią porozmawiał, ale teraz, kiedy tam siedział, nie miała mu nic do powiedzenia. Ani
on jej.
- Przyszło mi do głowy - rzekła wreszcie, układając cztery miski na dębowym kredensie - że już
czas, żebym wróciła na swoją farmę.
Nie odezwał się. Możliwe, że skinął głową, lecz Tenar - odwrócona plecami - nie mogła tego wi-
dzieć. Nagle poczuła się zmęczona, chciała się położyć. Ale on tu siedział i nie było jeszcze
ciemno - nie mogła rozebrać się przed nim. Poczucie wstydu i skrępowania rozzłościło ją. Miała
właśnie poprosić mężczyznę, żeby wyszedł na chwilę, kiedy z wahaniem przemówił.
- Księgi. Księgi Ogiona. Runy i Dwie Księgi Wiedzy. Czy zabierzesz je ze sobą?
- Ze sobą?
- Byłaś jego ostatnią uczennicą.
Podeszła do paleniska i usiadła naprzeciw niego na trójnogim krześle Ogiona.
- Nauczyłam się pisać runy hardyckie, ale na pewno zapomniałam większości z nich. Nauczył
mnie kilku słów języka, którym mówią smoki. Trochę z tego pamiętam. Ale nic więcej. Nie zo-
stałam adeptką, czarodziejką. Wyszłam za mąż, przecież wiesz. Czy Ogion pozostawiłby swoje
księgi mądrości żonie rolnika?
Po chwili powiedział głosem bez wyrazu:
- Czy zatem nie zostawił ich komuś?
- Tobie. To nie ulega wątpliwości. Krogulec nic nie odrzekł.
- Byłeś jego ostatnim terminatorem, jego dumą i przyjacielem. Nigdy tego nie powiedział, ale je-
go księgi należą do ciebie.
- Co mam z nimi zrobić?
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma. Zachodnie okno oświetlało pokój nikłym
blaskiem. Ponura, bezlitosna, niewytłumaczalna wściekłość w jego głosie wzbudziła jej gniew.
- Ty, Arcymagu, pytasz mnie? Dlaczego robisz ze mnie głupszą niż jestem, Ged?
Wówczas podniósł się. Głos mu drżał.
- Ale, czy ty nie... czy nie widzisz... to wszystko jest skończone... stracone!
Siedziała nadal wpatrując się w niego, próbując zobaczyć jego twarz w półmroku.
- Nie mam już mocy, nic. Oddałem ją... zużyłem... wszystko, co posiadałem. %7łeby zamknąć...
Tak, aby... A więc dokonało się, skończone.
Próbowała zaprzeczyć temu, co powiedział, ale nie mogła.
- To było jak wylanie odrobiny wody - powiedział. - Kubka wody na piasek. W suchej krainie.
Musiałem to zrobić. Ale teraz nie mam nic do picia. A jaką różnicę to stanowiło, jaką różnicę
stanowi jeden kubek wody na całą pustynię? Czy pustynia znika?... Ach! Słuchaj!... Cień szeptał
tak do mnie zza tamtych drzwi: "Słuchaj! Słuchaj!" I kiedy byłem młody, udałem się do suchej
krainy. I spotkałem go tam, stałem się nim, poślubiłem swoją śmierć. Ona dała mi życie. Wodę,
wodę życia. Byłem fontanną, zródłem... tryskającym, rozdającym. Lecz tam nie płyną zródła.
Ostatecznie wszystkim, co posiadałem, był jeden kubek wody i musiałem wylać go na piasek w
korycie Suchej Rzeki, na skały pogrążone w ciemności. Więc dokonało się. Skończone.
Słyszała wystarczająco dużo od Ogiona i od samego Geda, by wiedzieć, o jakiej krainie teraz
mówił. I wiedziała też, że chociaż używał obrazowych wyrażeń, nie były one maskami prawdy,
lecz samą prawdą, taką, jaką on poznał. Wiedziała również, że musi zaprzeczyć temu, co powie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)