[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie zniszczyłam, to dzisiaj ja ci mówię: chcę być z tobą, chcę widzieć twój uśmiech, patrzeć w twoje oczy i sprawić, byś zapomniał o tym
wszystkim, co cię spotkało.
Usłyszała stłumiony szloch i skołatana głowa Jana spoczęła na jej kolanach. Pochylona nad nim szeptała: ciii, i kołysała go w
ramionach jak trwożliwe, zrozpaczone dziecko.
Azy bezgłośnie toczyły się po jej twarzy i łączyły się z tymi spływającymi spod powiek męża, lecz była spokojna. Wiedziała, że ten
oczyszczający strumień obmywa ich życie z kurzu niedomówień, brudu niezrozumienia i daje szansę, choć nie pewność, że ich drogi w
końcu się spotkają.
Wielki bungalow stojący na porośniętej starodrzewem działce sprawiał wrażenie niezamieszkanego. Gdyby jednak jakiś spózniony
mieszkaniec podwarszawskiej miejscowość akurat przechodził obok i zerknął w ciemne okna, pomyślałby zapewne, że właściciele już śpią.
Sąsiedzi przestali interesować się wzniesioną kilka lat temu willą, kiedy odkryli, że odbywają się w niej liczne konferencje, kursy i
szkolenia, a parkujące obok na małych uliczkach samochody błyskają numerami rejestracyjnymi z całej Polski. Ponieważ ostatnie auta
znikały tuż po szesnastej, w soboty i niedziele nic się nie działo, a klinkierowe ogrodzenie ozdobione było dwiema mosiężnymi, solidnymi
tabliczkami informującymi o działalności firmy konsultingowo-szkoleniowej, okoliczni mieszkańcy zajęli się głównie donoszeniem policji
na współziomków niebiorących sobie do serca uchwały rady gminy zabraniającej palenia liści. Nowy komendant od czasu do czasu
wysyłał w te okolice radiowóz, a starszy posterunkowy z marsem na twarzy upominał niesfornych obywateli, dobrze wiedząc, podobnie
jak komendant, że nie należy się zbytnio interesować działalnością firmy mieszczącej się w bungalowie.
Teraz, blisko północy, w jego wnętrzu siedzieli w obszernym salonie czterej panowie. Szczelnie zaciągnięte welurowe story nie
przepuszczały nawet milimetrowej smużki światła. Obszerne klubowe fotele z ciemnozielonej, lekko popękanej skóry nadającej im patynę
starości stały wokół niskiego stolika zapełnionego popielniczkami i szklankami.
Zjeżdżali się w odstępach kilku minut, bezszelestnie pokonując bramę po uprzednim rzuceniu do domofonu hasła. Samochody stawiali
na wybrukowanym kostką placyku z tyłu budynku, zostawiając w ich wnętrzu wszystkie telefony i inne urządzenia elektroniczne.
Nie zamienili ze sobą ani słowa, dopóki w salonie nie pojawił się ostatni z nich.
Teraz wszyscy spoglądali na usadowionego wygodnie w klubowcu Pana Karola, który złożywszy ręce na brzuchu, kręcił palcami młynka
i bacznie przyglądał się zebranym.
 Panowie, spotkaliśmy się w trybie alarmowym, ponieważ sytuacja jest skomplikowana. Pan Nowak upoważnił mnie, bym przekazał
panom, iż od tej pory należy zachować szczególną czujność i ostrożność oraz powstrzymać się od działań, które potencjalnie mogłyby
zagrozić naszej organizacji. Hydra od momentu swojego powstania nie przeżywała takiego kryzysu!
Szmer niepokoju rozległ się w salonie.
Pan Karol uciszył towarzyszy, podnosząc rękę:
 Spokojnie, zagrożenie istnieje, najważniejsze jednak, iż o nim wiemy i podjęliśmy kroki, które miały definitywnie wyeliminować
niebezpieczeństwo. Niestety, sytuacja nieco wymknęła się spod kontroli i stąd nasze nagłe spotkanie.
Szczupły siwowłosy mężczyzna gwałtownie pochylił się w jego stronę.
 Czy pan wie, jakie podjęliśmy ryzyko, zjawiając się w tym miejscu?
 Spokojnie, Generale, proszę zachować zimną krew, od pana mogę chyba tego wymagać?
 Panie Karolu, Generał ma całkowitą rację  wtrącił się drugi z mężczyzn, ubrany w tweedową marynarkę i czarny golf.  Już sam fakt
spotkania w takim gronie rodzi podejrzenia&
 Zgadzam się z Redaktorem  dorzucił trzeci mężczyzna.  Przecież pan wie, że każdy mój krok jest śledzony przez tych brudasów z
teleobiektywami. Musiałem robić cuda na kiju, żeby im się urwać.
Pan Karol spojrzał na nich dobrotliwie.
 Spokojnie, panowie. Bezpieczeństwo tego miejsca gwarantuje Pan Nowak. Czy w czasie naszej kilkuletniej współpracy odnieśli
panowie wrażenie, iż Pan Nowak nie wie, co czyni?  zapytał z lekką pogróżką w głosie.
 Wręcz przeciwnie  rzucił sarkastycznie Redaktor.
Generał wolał milczeć, ale Minister, niepomny tego, że nie znajduje się na posiedzeniu kierownictwa swojego resortu, zażądał
nieznoszącym sprzeciwu tonem natychmiastowych wyjaśnień.
 To raczej my powinniśmy usłyszeć pańskie wyjaśnienia  zimno wycedził Pan Karol.  Jak to się stało, że dopuścił pan do takich
poprawek w ustawie o grach losowych? Nie panujecie nad swoimi posłami? Może to zadanie przerosło pana i pańskich kolegów?
Minister pochylił głowę, a pan Karol kontynuował:
 Na szczęście senat naprawi tę pomyłkę. Proszę tylko przypilnować, żeby wówczas pański klub był bardziej zdyscyplinowany. A pan,
Redaktorze, niech tym razem skutecznie przyblokuje zbyt gorliwe media. Ten jeden komentarzyk o  jednorękich bandytach przeszedł na
szczęście niezauważony, w porę ściągnął pan cugle, ale dotarły do nas wieści, że jakiś dziennikarz  Polonii kręci się wokół prywatyzacji
kombinatu Polska Miedz. To pismo, o ile dobrze pamiętam, jest w portfelu pańskiego koncernu?
Redaktor ponuro skinął głową.
 Ale to są drobiazgi, panowie. Potrzebujemy czasu, by wykonać ruchy porządkujące interesy Hydry. Pan Nowak upoważnił mnie do
przekazania panom kilku ważnych informacji.
Zamilkł na chwilę, jakby zbierając myśli, a mężczyzni patrzyli na niego z nerwowym wyczekiwaniem.
 Osobą numer dwa w naszej organizacji był Pan Kowalski, księgowy. Nie mieli panowie do tej pory okazji, ani też nie było takiej
potrzeby, by go poznać. Pan Nowak obdarzał go pełnym zaufaniem, ponieważ razem kilkanaście lat temu stworzyli Hydrę i uczynili z niej
obecną potęgę. Mówię o Panu Kowalskim w czasie przeszłym, ponieważ nie żyje.
Szmer niepokoju rozległ się w salonie.
 To dla nas duży cios. Nie tylko dlatego, iż Pan Kowalski był osobą bardzo kreatywną i wiele jego pomysłów przyniosło naszej
organizacji krociowe zyski, ale także z bardziej prozaicznego powodu. Księgowy Hydry nie zdążył opróżnić skrytki bankowej, w której
zdeponował miesiąc temu pewne dokumenty, w części niezbędne do kontynuowania naszej działalności. Pozostała część papierów
złożonych w depozycie to szczegółowe rozliczenia, numery tajnych szwajcarskich kont polityków i urzędników wraz z wysokością
przelewanych na nie łapówek, a także kilkanaście dokumentów, które mogą skompromitować najważniejsze osoby w państwie, gdyby
chciały stanąć nam na drodze.
Wzburzony Generał nie wytrzymał.
 Ależ to karygodna głupota wypuścić takie kwity z rąk i jeszcze do tego wsadzić je do banku!
 Pan Kowalski nie miał wyjścia. Dostał cynk, że jego nazwisko pojawiło się w jednym ze śledztw prowadzonych przez Główną Grupę
Antykorupcyjną i istnieje niebezpieczeństwo przeszukania naszej kwatery numer trzy, a tam właśnie był sejf z dokumentami. Pan Nowak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)