[ Pobierz całość w formacie PDF ]że zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie doszłaś do wniosku, że dokonałaś
złego wyboru.
Myra oblała się rumieńcem. Usiłowała spojrzeć gniewnie na męża, ale Jake
widział w jej oczach tylko ciepło.
Wziął kubek herbaty* który podała mu Clare.
- Dzięki - powiedział.
Pociągnął długi łyk. Herbata była gorąca i mocna.
- Zwietna - ocenił i zwrócił się do pozostałych: - Wiemy, że Myra i Archer
zdołali skierować dochodzenie J&J na niewłaściwe tory. Jeśli o mnie chodzi, nie
zamierzam nikomu wspominać o tym małym zamieszaniu, bo wyszedłbym na
kompletnego idiotę.
- To nieprawda - stwierdził Archer.
- Owszem, prawda. Ale myślmy dalej i zobaczmy, czy uda nam się ułożyć tę
układankę. W świetle niedawnych wydarzeń przyjmuję, że Brad McAllister został
zamordowany z powodu swoich powiązań z nowym spiskiem.
- A Valerie? - spytała Clare.
- To pytanie na razie pozostaje bez odpowiedzi. Nie sądzę, aby śmierć matki i
syna była zbiegiem okoliczności. Wprawdzie wszyscy wiedzieli, że Valerie zażywa
pigułki i pije, ale jej dwie nieudane próby zabójstwa dowodzą, że nie była powiązana
ze spiskiem.
- Chwileczkę - przerwała mu Clare. - Chyba inaczej rozumiemy słowo
nieudany".
Archer spojrzał na nią.
- Jake'owi chodziło o to, że żadna próba nie nosiła znamion wyszukanej
operacji spiskowej.
Clare spojrzała na Jake'a, szukając potwierdzenia.
- To prawda - przyznał. - Oba te zamachy należą do kategorii czynów, jakich
można się spodziewać po osobie szalonej, działającej pod wpływem impulsu, a nie po
wyrachowanym zabójcy.
- Punkt dla was. - Clare spojrzała na rękę Jake'a. - Ale co z wczorajszym
postrzałem? Też był wynikiem działania pod wpływem impulsu?
- Jeszcze nie wiem.
- Jak to? - nie dawała za wygraną. - Ktoś strzelał do ciebie z profesjonalnej
strzelby, na miłość boską. Nie mówimy tu o garażach czy hantlach.
- Napastnik na pewno wiedział, co robi - przyznał Jake. - Był dobrym strzelcem
i posłużył się strzelbą na jelenie, a nie bronią, która mogłaby zasugerować policji, że
mają do czynienia z zawodowym mordercą snującym się po okolicy. Nie, nie było to
działanie pod wpływem impulsu, mogło jednak chodzić o wykorzystanie sposobności.
- A jest jakaś różnica? - spytała Elizabeth.
- Tak - odparł. - Napastnik ułożył sobie dokładny plan działania, ale zaczął
podejrzewać, że ktoś może mu wejść w paradę, więc postanowił wykorzystać okazję i
pozbyć się problemu w szybszy i skuteczniejszy sposób.
- Nie ma nic bardziej skutecznego niż strzelba - zauważył Archer. - Problem w
tym, że w Arizonie będziesz miał od cholery podejrzanych.
- Wiem - przyznał Jake. Poczuł przyjemne łaskotanie zmysłów. - Ale patrzę na
to od jaśniejszej strony. Dzięki temu, że zostałem postrzelony, będę mógł trochę
odpocząć.
Clare wzruszyła ramionami.
- Jeśli otarcie się o śmierć jest dla ciebie sposobem na zdobycie kilka wolnych
dni, to wolę nie wiedzieć, co uważasz za złe wieści.
- Co teraz będzie? - spytała Elizabeth.
- Mnóstwo roboty - oznajmił Jake. - Najpierw skontaktuję się z J&J i każę
analitykom jeszcze raz zbadać sprawę morderstwa Brada McAllistera. Założę się, że za
pierwszym razem coś przeoczyli. Pewnie nie muszę tego mówić, ale powiem. Nikt z tu
obecnych nie może nawet pisnąć słówkiem, o czym dziś rozmawialiśmy. Jasne?
Wszyscy skinęli głowami.
Jake usłyszał dzwonek swojej komórki. Wyjął ją z kieszeni i spojrzał na numer.
- To Jones & Jones - powiedział. - Poprosiłem Fallona, żeby spróbował
zlokalizować Kimberly Todd i doktora Ronalda Mowbraya. - Odebrał telefon. - Co dla
mnie masz, Fallon?
- O Kimberly Todd na razie tylko tyle, że nie jest zarejestrowanym członkiem
towarzystwa. Ale Mowbraya nietrudno było odnalezć. Ma piąty stopień wrażliwości i
utrzymuje się, wyłudzając pieniądze od emerytów. Od roku pracuje w Tucson.
Przedtem był na Florydzie. Rzadko zostaje gdzieś dłużej niż rok. Tyle wystarczy, żeby
przyciągnąć ofiary i skłonić je do przekazania oszczędności swojego życia.
- Pod jakim nazwiskiem działa w Tucson?
- Nelson Ingle. - Fallon podyktował adres.
- Dzięki - powiedział Jake. - Szukaj dalej Kimberly Todd, To bardzo ważne.
- Będę się starał, ale wygląda na to, że zapadła się pod ziemię. Coś jeszcze?
- Nie, ale ktoś strzelał do mnie zeszłej nocy, więc chyba robimy postępy.
- Nic ci nie jest?
- Mam kilka szwów, to wszystko.
- Przysłać ci wsparcie?
- %7łeby nasz bohater zastrzelił tego, kogo przyślesz? To mała miejscowość.
Najpierw pogadam z tym Ingle'em. Może wtedy będę wiedział, czego potrzebuję.
- Dobra. Będziemy w kontakcie.
- Jasne. - Zauważył, że Clare wpatruje się w telefon.
- Poczekaj - odezwał się Fallon. - Jeszcze jedno. Co z Lancaster? Jakieś
problemy?
- Nie dla mnie - odparł Jake. - Ale ty niebawem możesz mieć problemy.
- Co to, do cholery, ma znaczyć?
Jake uśmiechnął się do Clare.
- Stwierdziła, że nie ma sensu starać się o pracę w J&J. Zamierza otworzyć
własną agencję paradetektywistyczną.
- Co?!
- Coś, żeby nie musieć pracować dla ciebie.
- Chodziło jej konkretnie o mnie? - spytał Fallon.
- Powiedzmy, że twoje nazwisko i słowo dureń" pojawia się w jednym zdaniu z
pewną stałą częstotliwością.
- Nazwała mnie durniem? Przecież mnie nie zna.
- Ty też jej nie znasz, ale nie przeszkodziło ci to odrzucać wszystkich
dokumentów, jakie wysyłała. To na razie tyle, Fallon. Zadzwonię do ciebie pózniej i
powiem ci, jak się sprawy mają.
- Poczekaj chwilę. Z tą Lancaster...
- Muszę lecieć.
- Nie rozłączaj się, do cholery, Jake...
Jake przerwał połączenie i spojrzał na pozostałych.
- Znalezli Mowbraya. Jest w Tucson i naciąga ludzi pod nazwiskiem Ingle.
Mam zamiar go odnalezć jeszcze dziś.
- Jadę z tobą - oznajmiła Elizabeth. Archer wstał.
- Biorę broń.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl