[ Pobierz całość w formacie PDF ]tymczasem oboje rodzice są blondynami. Widzisz? Właśnie weszli na
pokład.
- I co z tego? - zdziwiła się Isabelle, odwracając głowę.
- Nie wierzę, że to ich dziecko.
- Może wzięli je na wychowanie?
- Gdyby tak było, kobieta nie płakałaby, że musi się z nim rozstać.
Isabelle popatrzyła na nią badawczo.
- Co właściwie masz na myśli? Ingebjorg wzruszyła lekko ramionami.
- Może nie mogła urodzić dzieci i dostała cudze niemowlę?
- Masz na myśli jakieś konkretne dziecko? - spytała przyjaciółka ostrożnie.
- Czy to takie dziwne? Przecież słyszałam płacz mojego dziecka! Potem
mówiono mi, że urodziło się martwe, ale jego grób został usunięty. Sama
widziałam.
Isabelle westchnęła ciężko.
- Nie myśl tak, Ingebjorg. Przecież zakonnice mówiły, że dziecko nie żyje.
Może powiedziały, że urodziło się martwe, mimo że żyło krótką chwilę. Nie
zadręczaj się tym!
Ingebjorg nie odpowiedziała, ale postanowiła zapamiętać imię Ashild.
- Nic na to nie poradzę, że wciąż mi to nie daje spokoju.
- Opowiedz mi lepiej, co u ciebie, Ingebjorg, ale wracajmy już powoli, bo
ta moja przerwa w pracy trwa już dość długo.
- Zona Bergtora chce się mnie pozbyć. Boi się, że Bergtor ją porzuci dla
mnie.
Jadąca z naprzeciwka furmanka, zaprzężona w wołu, zatarasowała drogę,
więc musiały zejść na bok i ją ominąć.
- Bergtor próbował pozyskać dla mnie służbę, bym mogła wrócić do
Sasmundgard, ale nie dało rady - ciągnęła, gdy znów szły obok siebie. - Póki
przepisywałam księgę dla ochmistrza, mogłam mieszkać w Belgen, ale
właśnie zakończyłam pracę. Odwiedził mnie już jeden z krewnych ze
Szwecji, którego bratanek rozgląda się za godną kandydatką na żonę.
Isabelle przeskoczyła kałużę i zapytała zaciekawiona:
- Młody?
- Młody, bogaty i przystojny.
- %7łartujesz.
- Tak przynajmniej zachwalał go stryj, ale oczywiście mógł przesadzić.
Wspomniał coś, że miał obawy, czy zdołam zaspokoić wymagania bratanka,
ale uspokoił się, gdy mnie zobaczył. - Zmarszczyła nos i dodała: - Czułam
się, jak niewolnica, wystawiona na sprzedaż.
Isabelle zaśmiała się.
- Uważam, że powinnaś być zachwycona. Rzadko kobieta ma tyle
szczęścia, by ją poprosił o rękę ktoś taki.
- Jeszcze nie poprosił.
Dotarły z powrotem na ulicę Wschodnią. W ich stronę nadjeżdżało
galopem dwóch jezdzców, więc odskoczyły na bok i przycisnęły się do
ściany budynku.
Isabelle odwróciła się oburzona.
- Powinno się zabronić takiego galopu w ciasnych uliczkach miasta. Omal
nas nie stratowali! - Potem znów popatrzyła na przyjaciółkę, mówiąc: -
Odnoszę wrażenie, że darzysz miłością swojego byłego narzeczonego. Czy
to prawda?
Ingebjorg zagryzła wargę, po czym odparła:
- %7łałuję, że w ogóle spotkałam Eirika. Gdybym najpierw poznała
Bergtora, na pewno nie wzbraniałabym się, by go poślubić.
- Ale nie przeżyłabyś miłosnego uniesienia.
- Nie, i tak byłoby chyba najlepiej - odparła krótko Ingebjorg. - Poza tym
mama zawsze powtarzała, że miłość przychodzi z czasem - dodała
zamyślona.
- A może on budzi w tobie miłosne uczucia właśnie dlatego, że nie możesz
go dostać. Wiesz, owoc zakazany kusi najbardziej.
Ingebjorg pokręciła głową.
- Czułam już coś takiego wtedy, gdy byliśmy zaręczeni. Z każdym dniem,
jaki razem spędziliśmy, narastał we mnie szacunek dla niego.
Isabelle westchnęła ciężko.
- Miejmy więc nadzieję, że z czasem poczujesz też szacunek dla swojego
przyszłego męża ze Szwecji. Będę za tobą tęsknić, Ingebjorg. Jesteś moją
jedyną przyjaciółką.
- Mam nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas tu pozostanę. Ten mój
kandydat na męża właśnie stracił narzeczoną i zapewne musi minąć rok
żałoby, nim zaręczy się na nowo.
Isabelle rozpromieniła się.
- A może ty też mogłabyś zamieszkać u gospodyni Karinę i nauczyć się
tkania gobelinów na sprzedaż?
Ingebjorg przeszły dreszcze na myśl, że miałaby mieszkać ściana w ścianę
z gospodą, nie miała jednak serca tego mówić.
- Myślałam o czymś innym. Ochmistrz zachwycał się moją kaligrafią.
Gdybym dostała kolejne zlecenie, może bym coś zarobiła na swe
utrzymanie. Poza tym właśnie odzyskałam to, co mama zapisała mi w
testamencie. Jeśli sprzedam diadem i inne cenne przedmioty, może jakoś
sobie poradzę przez jakiś czas.
Dochodziły do tkalni i gospody pani Karinę. Isabelle przystanęła i
zwróciła się do Ingebjorg:
- Uważam, że powinnaś pozostać u Bergtora Massona tak długo, jak to
możliwe. Tam mieszkasz bezpiecznie.
Ingebjorg pomyślała swoje, ale nie powiedziała tego na głos.
- %7łegnaj, Isabelle. Mam nadzieję, że będę miała jeszcze niebawem okazję,
by się z tobą spotkać.
- Oczywiście, że się zobaczymy - odpowiedziała lekko Isabelle i
pokiwawszy jej, wbiegła po schodkach.
Ingebjorg stała przez chwilę, odprowadzając ją wzrokiem. Nagle
przeniknął ją niewyjaśniony i bolesny strach. Otrząsnęła się szybko z tego
nieprzyjemnego uczucia i z pochyloną głową, nie rozglądając się na boki,
ruszyła przed siebie.
Kiedy zbliżała się do Flugubiten, nie mogła się powstrzymać, by nie
zerknąć w stronę budynku, zdecydowana przyśpieszyć i odwrócić się, jeśli
dostrzeże panią Thorę.
Zwolniła jednak gwałtownie, bo w otwartych drzwiach zauważyła
odwróconą do niej plecami kobietę, która z kimś rozmawiała. Wyprostowana
sylwetka, okryta zieloną suknią z aksamitu z szerokimi rękawami, wydała jej
się znajoma. To chyba niemożliwe, by to była...
Zdawało się, że ona nie zna pani Thory. Nie na tyle przynajmniej, by
pukać do jej drzwi. Mimowolnie pomyślała o liście i przeniknął ją lodowaty
strach, a w skroniach poczuła dudnienie.
Kobieta odwróciła się i wówczas Ingebjorg zyskała pewność, że to Gisela.
Chciała uciec, mając nadzieję, że nie została zauważona, ale wówczas
doleciał ją ostry głos pani Thory:
- Siostra Ingebjorg? Nie chcę mieć więcej do czynienia z tą diablicą. Niech
się pani jej pozbędzie, pani Giselo - dodała z nienawiścią. - Raz na zawsze.
Ona zagraża zarówno pani, pani mężowi, jak i mnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl