[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łeś, ubiegła ją Lorraine Summers.
- Lorraine?
- Wyszła pózniej za mąż za prawnika z Maybridge. Ma teraz
trójkę dzieci.
- Wiem, za kogo wyszła Lorraine Summers! - powiedział opry-
skliwie. - Ale co ona ma z tym wspólnego?
- Przypuszczam, że Daisy zobaczyła, jak ją całujesz. - Odwróci-
ła się i spojrzała synowi prosto w oczy. - Już nigdy pózniej do nas
nie przyszła, gdy wiedziała, że jesteś w domu.
- Ale przecież to śmieszne! - wybuchnął. - Przez cały czas ją
widuję.
- Nie, kochanie. Widujesz ją, gdy się z nią umawiasz. Zapra-
szasz ją na lunche, na przyjęcia, ale nie spotykasz jej przypadkowo,
prawda?
- Nie. Ale Londyn to nie nasza wieś... Gdy jestem w domu, wi-
duję ją przez cały czas...
- Widujesz ją, kochanie, ale tylko taką, jaką ona chce, byś ją wi-
dywał. Czy spodziewała się ciebie w Warbury?
- Nie. - Poczuł, że robi mu się gorąco z wrażenia.
- No tak. Przypuszczałam, że zadzwonisz do niej i dopiero wtedy
jakoś się z nią umówisz - powiedziała Jennifer. - Nigdy nie przyszło-
by mi do głowy, że popędzisz za nią na oślep. - Uśmiechnęła się ze
zrozumieniem. - Gdybym to wiedziała, lepiej bym wszystko zorga-
nizowała.
- Niczego byś lepiej nie zorganizowała - zapewnił ze złością. -
Ale nie pojechałem do Warbury wyłącznie z powodu twojej prośby.
To był tylko pretekst.
- Dlaczego więc tam pojechałeś? - Zaczęła ustawiać filiżanki na
tacy.
- Martwiłem się o nią. Mike powiedział mi, że jest w kimś za-
kochana. To brzmiało niepokojąco. Pomyślałem, że może mieć ro-
mans z żonatym mężczyzną.
- Daisy? - Roześmiała się szczerze. - To znaczy, że pognałeś do
Warbury, by wyrwać Daisy z ramion jakiegoś uwodziciela? Och, ko-
chanie, jakie to romantyczne!
- Gdy głębiej się nad tym zastanowiłem, doszedłem do wnio-
sku, że działałem pod wpływem zwykłej zazdrości. Byłem wściekły,
że ktoś sięgnął po coś, co należy do mnie. Po mój skarb...
- Po Daisy.
- Tak, do diabła, po Daisy! Teraz widzę, że Mike mnie do tego
popchnął. To on sprawił, że zacząłem o niej myśleć. - Przeczesał
palcami włosy. - I, na Boga, udało mu się. Od kilku dni nie mogę my-
śleć o niczym innym!
Jenmfer roześmiała się, a Robert wyjął jej tacę z rąk i zaniósł
do kuchni.
- Zawsze podejrzewałam, że gdy Daisy trochę podrośnie, zosta-
niecie parą. Ale, pamiętaj, Daisy nie nadaje się na  zabawkę Furne-
vala .
- Na litość boską, mamo!
- Czy nie tak je nazywają? - A gdy nie odpowiadał, ciągnęła: -
Ona należy do tych dziewczyn, dla których miłość trwa aż po grób,
Rob. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - Będziesz musiał przekonać
ją, że jesteś wart jej uczucia.
- Jak z Elinor James... - mruknął pod nosem.
- Co mówisz, kochanie?
- Nic. Mike o niej wspomniał. - Elinor James mogła mieć u
swoich stóp każdego chłopaka w szkole. I jego też, ale nie chciał się
do tego przyznać. Dumnie trzymał się od niej z daleka. Przyjaciele
nawet zakładali się, jak długo uda mu się wytrzymać. Aż w końcu
zaczęli się zakładać, kiedy ona zaprosi go na randkę. Czy w podobny
sposób obserwowano go również teraz?
Monty na pewno. Większość życia spędził na podglądaniu ludzi,
zwłaszcza tych, którzy często robili z siebie głupków. Widział różne
związki, śledził wzloty i upadki zakochanych.
Mike także musiał o wszystkim wiedzieć od bardzo dawna.
Prawdopodobnie nigdy by się nie zdradził, ale upojony szczęściem,
nie mógł się powstrzymać, by nie dać przyjacielowi jakiejś wska-
zówki. Do licha, czyżby Mike wiedział, że potrzeba tylko trochę
zwykłej, niemodnej już zazdrości?
Przesunął dłonią po twarzy i zobaczył, że jego matka na coś
czeka. Czyżby i ona wiedziała?
Nagle wszystko stało się tak jasne i oczywiste, że zaczął podej-
rzewać, iż był ostatnim człowiekiem na świecie, który dostrzegł
prawdę.
- Miałaś rację - odezwał się w końcu. - Na temat Daisy. Ale
również się pomyliłaś. Ja wiedziałem, że ona była za młoda... Bawi-
łem się przez te lata, czekając, aż ona dorośnie. A gdy dorosła, by- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)