[ Pobierz całość w formacie PDF ]będzie tego
tolerował.
Nagle mdłości ustały. Schwytany leżał nieruchomo na boku i wpatrywał
się w
niego.
Nie był uzbrojony. Niun wziął pod uwagę ten ciekawy fakt. Zastanawiał
się, co
też
opętało ludzi albo co przytrafiło się temu człowiekowi, że stracił
swą broń.
Człowiek gapił się
po prostu na niego. Na pokrywający jego twarz piasek wylewały się
łzy. W jego
oczach nie
było widać żadnego uczucia. Nie wyrażały nic poza wyczerpaniem i
cierpieniem.
Bez żadnej
ochrony zapuścił się w nieprzyjazne środowisko Kesrith i nierozważnie
biegł,
przez co naraził
swe tkanki na uszkodzenie.
Ponadto uciekał od reguli, z którymi jego pobratymcy zawarli traktat.
- Jestem Sten Duncan - wyszeptał wreszcie człowiek we własnym języku.
-
Towarzyszę ludzkiemu posłowi. Kel enie, nasza obecność tutaj jest
zgodna z
traktatem.
Niun zastanowił się nad zdradzoną przez tamtego informacją. Ludzki
poseł, ludzki
poseł - te słowa niosły się w jego umyśle złowieszczą nutą zdrady.
- Jestem kel Niun - odparł, gdyż ta istota podała mu swe imię.
- Czy jesteś z edunu?
Niun nie odpowiedział, ponieważ wydawało się, że nie ma takiej
potrzeby.
- Tam właśnie mnie zabierasz, prawda? - Gdy człowiek po raz kolejny
nie otrzymał
odpowiedzi, najwyrazniej poczuł niepokój. - Pójdę tam z własnej woli.
Nie musisz
używać
siły.
Niun rozważył tę propozycję. Ludzie zwykli kłamać. Wiedział o tym.
Brak mu było
doświadczenia, by ocenić szczerość słów tamtego.
- Nie puszczę cię wolno - zdecydował.
Ludzie nie mieli w zwyczaju zasłaniać twarzy, lecz mimo to Niun
żałował, że w
ten
sposób postąpił z ludzkim kel enem, odzierając go z godności. O ile
ten człowiek
faktycznie
był kel enem. Niun sądził, że tak było, gdyż w walce spisał się
całkiem dobrze.
- Pójdziemy do edunu - oznajmił. Wstał i pomógł podnieść się
Duncanowi. Nie
włożył
w to zbyt wiele wysiłku, gdyż nie był to jego brat, zaczekał jednak,
by uzyskać
pewność, że
człowiek mocno stoi na nogach. Był ranny. Niun zauważył, że stawia on
niepewne i
nierówne
kroki i że porusza się po terenie, nie znając go, ślepy na jego
niebezpieczeństwa.
A także głuchy.
Niun usłyszał, jak z portu wystartował samolot, który skierował się w
ich
stronę, lecz
człowiek nie podniósł nawet wzroku, zanim Niun nie szarpnął nim, by
mu go
pokazać. Stał
jak głupi, gapiąc się w tamtą stronę, kierowany złą wolą lub tępotą
umysłu. Niun
nie czekał,
by się przekonać, która z tych ewentualności jest prawdziwa. Złapał
swego
więznia i
pociągnął go w kierunku wrzących wód Jieca, z którego para buchała w
noc. Tam,
przy
glinianej skarpie, ukryli się. Ich płuca dławił zapach siarki.
Huk regulskich silników przemknął nad nimi. Reflektory omiotły
równiny i
oświetliły
pióropusze pary, bezowocnie szukając jakiegoś ruchu. Tutaj, na
wulkanicznych
nizinach,
czujniki temperatury posiadały ograniczoną użyteczność. Wrzące zródła
oraz
gotujące się
błoto sprawiały, że regulska nauka nie przydawała się zbytnio w ich
tropieniu.
- Kel enie - odezwał się Duncan. - Którego z nas szukają? Mnie czy
ciebie?
- W jaki sposób obraziłeś reguli? - zapytał Niun, uważając, że
udzielanie
informacji
nie przyniesie mu żadnej korzyści, lecz jej uzyskanie to inna sprawa.
Przez cały
ten czas
wiązki światła omiatały niziny, rozświetlając jeden pióropusz pary po
drugim. -
Czy byłeś
więzniem?
- Asystentem ludzkiego posła, który przybył... - Eksplozja ognia
oblała łuną ich
twarze i spryskała ich wrzącą wodą. Skulili się razem, by się przed
nią osłonić.
Ogień nie
ustawał, a woda wciąż pluskała. Pod ziemią rozległo się dudnienie i
obok nich
wystrzelił w
górę strumień pary, który ich ogarnął. Był nieprzyjemnie gorący, lecz
możliwy do
zniesienia.
- Tsi mri - zaklął półgłosem Niun, zapominając, z kim dzieli
schronienie. Gdy
ogień
zaporowy nie ustawał, poczuł, że człowiek zaczyna dygotać. Wstrząsały
nim
długie,
niezdrowe fale dreszczy, jak istotą, której siły zostały niemal
całkowicie
wyczerpane.
-... który przybył przed całą misją - kontynuował z uporem wciąż
drżący człowiek
- by
dopilnować, czy wszystko wygląda tak, jak nam obiecano. Nie sądzę
jednak, by...
Pobliska eksplozja oblała ich wodą i błotem. Człowiek krzyknął
głośno, zdusił
jednak
ten dzwięk.
- Ilu was tu jest? - zapytał Niun.
- Ja i poseł. Dwóch. Przylecieliśmy na Hazanie, który tam stoi.
Niun złapał Duncana za kołnierz i zwrócił jego twarz w stronę światła
bijącego
od
przeszukujących teren wiązek. Nie ujrzał w niej nic, co by mu
powiedziało, czy
była to
prawda czy kłamstwo. Teraz, gdy oblicze człowieka wymyła do czysta
wilgoć, która
ogarnęła
ich obu, dostrzegł, że jest to młody mężczyzna. Ludzki kel en. Niun
wzdragał się
przed
nazwaniem obcego tym honorowym tytułem, nie znał jednak żadnego
innego, który
byłby
odpowiedni dla tej istoty.
- Na Hazanie był kel en - powiedział Niun - który tam umarł.
Po raz pierwszy wydawało się, że coś przebiło się przez mur
otaczający
człowieka.
Zawahał się, zanim odpowiedział:
- Widziałem go. Raz. Nie wiedziałem, że nie żyje.
Niun odepchnął jeńca. Na moment zaślepił go gniew. To tsi mri -
powtórzył sobie
- a
także nieprzyjaciel, lecz mniej w tej chwili niebezpieczny niż
regule.
Widziałem go. Nie
wiedziałem, że nie żyje.
Odwrócił twarz i wbił przygnębiony wzrok w buchającą parę oraz
światła
przeczesujące równiny w ich poszukiwaniu.
Wybacz nam, Medaiu - pomyślał. - Nasze zdolności postrzegania były
zbyt
przytępione, nasze umysły zbyt przyzwyczajone do służby regulom. W
przeciwnym
razie
zrozumielibyśmy wiadomość, którą próbowałeś nam przesłać.
Nakazał sobie spojrzeć na nienawistną ludzką twarz, która nie była w
przyzwoity
sposób zasłonięta, na nagość tej istoty, która - być może
nieświadomie - zabiła
kel ena z
Ludu.
Zwierzę - pomyślał. - Zwierzę tsi mri.
Traktat pomiędzy regulami a mri został zerwany w chwili, gdy to
stworzenie
postawiło stopę na Kesrith, a stało się to wiele, wiele dni temu.
Przez tak
długi czas Lud był
wolny i nie wiedział o tym.
- Nie ma już wojny - zapewnił go Duncan. Niun naprężył mięśnie.
Chciał go
uderzyć,
lecz nie byłby to czyn honorowy.
- Jak sądzisz, dlaczego regule na nas polują? - zapytał Duncana,
odrzucając w
jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl