[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prowadzonych interesach. Nikt już nie potrzebował jego uwagi.
Nikt, oprócz jednej małej dziewczynki.
I ta dziewczynka od osiemnastu lat stara się, by ojciec był z niej
dumny, choć wcale nie jest pewna, czy jej się to udało. Czy Richard
Torrance w ogóle zwraca uwagę na jej osiągnięcia?
- Dzięki za obiad, Denise.
- Co takiego? A, tak. Cała przyjemność po mojej stronie.
Byli już na parkingu. Pachniało tam rozgrzanym asfaltem i benzyną.
- Podejrzewam, że nie byłabyś zainteresowana piątkowym wyjściem
do opery?
Zaskoczona Denise nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nie chciała
obrazić klienta swego ojca. Z drugiej strony, jedynym mężczyzną, który ją
interesował, był ten, o którym usilnie starała się zapomnieć.
- Chyba rzeczywiście nie - odpowiedział za nią Pe-te. - Jestem
pewien, że jemu by się to nie podobało.
Denise spojrzała na niego, a potem w stronę swojego auta.
Swobodnie oparty o prawy przedni błotnik stał Mike Ryan.
Nie udało jej się powstrzymać szybszego bicia serca. Zauważyła
błękitne dżinsy i biały podkoszulek, które miał na sobie Mike, oraz
ogromnego harleya, zaparkowanego obok jej samochodu.
Takiego mężczyznę widzi w swych najgorszych snach każda matka
dorastającej córki.
Taki mężczyzna jest marzeniem tejże córki.
66
RS
O ileż łatwiej byłoby jej na zawsze o nim zapomnieć, gdyby trzymał
się od niej z daleka.
Kiedy podeszli do niego, Mike oderwał się od błotnika i stanął w
rozkroku. Wyglądał bardzo groznie i niebezpiecznie.
- Cześć, Mike - powiedziała Denise.
Mike skinął tylko głową i spojrzał na towarzyszącego jej mężczyznę.
- Pete Donahue, Mike Ryan - dokonała prezentacji Denise.
Mike mocno uścisnął wyciągniętą ku niemu rękę.
- Robicie niezłą pizzę.
- Dziękuję. - Pete skinął głową i z uśmiechem zwrócił się do Denise:
- Skontaktujemy się pod koniec miesiąca?
- Dobrze - odparła, wdzięczna mu, że tak szybko się żegna. Biorąc
pod uwagę postawę Mike'a, był to najlepszy pomysł. - Zadzwonię do
twojej sekretarki.
Pete pomachał im ręką i odszedł w stronę swego auta. Denise
spojrzała na Mike'a.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytała ostro.
- Musiałem cię zobaczyć.
- Więc zjawiłeś się w czasie mojego służbowego obiadu?
- Było już po obiedzie.
- To nie ma nic do rzeczy.
- Nie, rzeczywiście - mruknął. - Chodzi po prostu o to, że nie mogę
przestać o tobie myśleć.
Denise zrobiła głęboki, uspokajający wdech. Przecież to nic nie
znaczy. Ogarnęło ich oboje jakieś dziwne, niezrozumiałe zauroczenie, z
którym, przy pomocy rozumu, na pewno sobie poradzą.
67
RS
- To bez sensu - szepnęła.
- I co z tego?
Mike spojrzał na nią i poczuł, jak ogarnia go jakieś zupełnie
nieznane uczucie. A niech to diabli, przecież to igranie z ogniem. Przez
tyle lat udawało mu się nie zaangażować w żaden poważny związek.
Nie pragnął miłości. Nie chciał kogokolwiek potrzebować.
A jednak był tutaj, uganiał się za tą kobietą, która mogła oznaczać
dla niego kłopoty. Denise obudziła w nim uczucia, których istnienia w
sobie w ogóle nie podejrzewał. Była w niej siła, ale także wrażliwość i
słabość. Chciał się nią opiekować, chronić ją przed całym złem tego
świata. Obudziła w nim instynkt opiekuńczy.
Przed chwilą omal nie rzucił się z pięściami na Pete'a Donahue, tylko
dlatego, że Denise się do niego uśmiechała. Chciał pokazać całemu światu,
że ta kobieta należy do niego. Stawić czoło wszystkim mężczyznom.
Marzył o jakichś potworach, które mógłby pokonać i złożyć ich
ucięte łby w ofierze u jej stóp. Wcale nie podobały mu się te myśli, ale nie
mógł ich zignorować.
I w dodatku, pomyślał z lekkim strachem, być może - ona nosi w
łonie dziecko.
Ich wspólne dziecko.
- Mike...
- Wiem, co chcesz powiedzieć - przerwał. - Sam to sobie
powtarzałem przez całą noc. Jesteśmy zbyt do siebie niepodobni. Nic nas
nie łączy.
- Właśnie.
Denise zrobiła krok w stronę Mike'a.
68
RS
- I to jest zupełnie bez znaczenia. - On też zrobił krok w jej stronę. -
Powiedziałaś, że za jakieś dziesięć dni będziemy wiedzieli na pewno...
- Tak. - Teraz ona mu przerwała.
Mike z trudem przełknął ślinę. Od chwili kiedy dowiedział się, że
być może będzie ojcem, czuł bez przerwy dławiący ucisk w gardle.
- Chciałem tylko zaproponować, byśmy spędzili te dni razem.
%7łebyśmy spróbowali lepiej się poznać.
Mówił coraz szybciej.
- Jeśli będziemy musieli podjąć decyzję, to czy nie łatwiej nam
będzie zrobić to razem? Jak parze przyjaciół?
- Przyjaciół? - powtórzyła Denise.
- No dobrze - zgodził się z lekkim uśmiechem Mike. - Może to za
dużo powiedziane. - Położył ręce na jej ramionach i delikatnie, poprzez
czerwony materiał kostiumu, masował je kciukami. - Nie mówię tu o
związku na całe życie, Denise - kontynuował z wyraznym trudem. -
Mówię o dwojgu dorosłych ludzi, którym przydarzyło się coś...
niesamowitego.
Denise zamarła i obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Wiedział, że
wolałaby usłyszeć coś o sercu i uczuciach. Jakieś deklaracje miłości,
których obiecał sobie nigdy nie składać. Ale jeśli mają być razem, choćby
nawet tylko przez dziesięć dni, to Denise musi wiedzieć, że on nie ma
zamiaru się zakochać.
Dość się napatrzył, jak miłość może niszczyć ludzi.
- Mówiłam ci już, że nie interesują mnie przelotne romanse -
powiedziała cicho Denise.
- Wcale cię o to nie proszę.
69
RS
- Czyżby?
Mike zachmurzył się i odsunął od niej.
- Sam nie wiem, o co cię powinienem prosić. Wiem tylko, że wczoraj
w nocy coś się wydarzyło.
Mówił szczerą prawdę. Nawet nie potrafiłby tego określić, nazwać.
A jednak kochając się z Denise, czuł, że jest to właśnie to. Coś więcej niż
znakomity seks. Nawet bał się myśleć, o ile więcej. W każdym razie dość,
by nie był w stanie trzymać się od niej z daleka.
- Coś jest między nami, Denise. Denise zadrżała.
- Nie chcę na razie z tego rezygnować - rzekł szczerze. - A ty?
Denise patrzyła gdzieś daleko przed siebie. Trwało chyba wieczność,
zanim znów spojrzała na Mike'a.
Mike wolał nie myśleć, co będzie, jeśli mu odmówi i odejdzie.
Wstrzymał oddech i czekał.
- Nie, ja też nie chcę - przyznała w końcu. - Powinnam ci odmówić,
ale nie umiem.
Mike westchnął z ulgą. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Chodz ze mną - rzekł, biorąc ją za rękę.
- Dokąd?
- Zapraszam cię na przejażdżkę. Prowadził ją w stronę harleya.
- Muszę wracać do pracy - powiedziała z ociąganiem. Mike spojrzał
na nią spod oka.
- To przecież firma twojego ojca. Możesz chyba czasem urwać się z
pracy na godzinę.
Na wspomnienie ojca Denise spochmurniała.
- Nie, naprawdę nie mogę.
70
RS
Mike przyciągnął ją do siebie, objął ramieniem w pasie. Wpatrywał
się w te niesamowite błękitne oczy, które nie dawały mu spać przez całą
minioną noc.
- Tylko na godzinę. Powiesz, że obiad się przeciągnął - szepnął.
Denise zastanawiała się. Koniuszkiem języka oblizała dolną wargę.
Obserwujący to Mike poczuł znane mu już pragnienie.
- Dobrze - zgodziła się w końcu. - Ale tylko na godzinę.
Mike uśmiechnął się, a Denise, jak zwykle, poczuła ucisk w żołądku.
Mówiła sobie w duchu, że zachowuje się jak idiotka, ale wcale jej to nie
pomogło.
Podciągnęła spódnicę, wsiadła na motor i włożyła kask, który podał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl
  • Szablon by Sliffka (© W niebie musi być chyba lepiej niż w obozie, bo nikt jeszcze stamtąd nie uciekł)