[ Pobierz całość w formacie PDF ]zdecydowanie (odwagę)
kach nie opanowali. Tylko dwaj towarzyszów moich: Wojciech
Dobrzyniecki i Wawrzyniec Kosakowski, a trzeci z nimi pachołek
Wojszków, mego krewnego (ten Woj szyk tam zabit), blamków nam,
zasadziwszy się u schodków z rusznicami, dotrzymali.
Wyparłszy ich z dziedzińca, jużeśmy się o nich w przygrodku
nie kusili, ale zatarasowawszy bramę, rzuciliśmy się do obrony
blamków. Niemcy (już się tu i Francuzów Niemcami zowie)
opanowawszy drzewiana basztę wysoką, najbliższą naszego muru,
poczęli nam bardzo na naszych blamkach strzelbą szkodzić i już nam
było przyszło znowu blamków swoich ustępować, aż i tam sprawił Pan
Bóg w towarzystwie taką ochotę, między którymi byli ci, co nam
blamków dotrzymali, odważywszy się, rzucili się wycieczką do tej
baszty, na której byli Niemcy. Dał Pan Bóg Niemcom strach, że z
piędziesiąt ich przed kilkąnastą naszych z tej baszty uciekło. Opanowali
nasi tę basztę i z niej się z Niemcy strzelali. A widząc ja, żeśmy jej nie
mogli długo otrzymać, mówiłem Ruckiemu, żeby kazał palić
przygrodek, bo złe sąsiady z nich będziem mieli, jak się ufortyfikują,
jeśli ich ogniem nie wykurzymy. Rucki nie mógł się na to prędko
rekoligować1. Ja nie czekając jego wolej, kazałem zapalić naprzód tę
basztę Niemcom odjętą; a mieliśmy na to siarczyste przyprawne świece.
Jak się baszta zajęła, i na insze, co były blisko nas budowania, z blanków
rzucaliśmy ognie. Nieprzyjaciel bacząc, że palimy; i sami wybrawszy co
tam było, ostatek zapalili i wyszli. Stracili jednak wszystkiego do trzech
set człeka; naszych nad dwadzieścia, co zginąć mogło; spod mojej
chorągwi zabici: Andrzej Woj szyk, Krzysztof Ruczki, Jerzy
Załuskowski, Parznicki, Jakub Sczawiński, Andrzej Kosowski i
Goczanowski. Spod inszych i towarzystwa, i pachołków po części,
rannych też było nie niezbyt wiele, między inszymi pan Erazm i(?)
Dębiński był postrzelony.
W onym paleniu przygrodka i nasze się blamki zajęły, i było niemało
trudności, broniąc się ogniowi, albo było za nieprzyjacielem uczynić
wycieczkę, która też nie bardzo była bezpieczna, albo było ogień gasić.
Mieliśmy z nimi tego niewczasu zupełnych osiem godzin.
1
zebrać się
Przybieżeli nam byli i duńscy Kozacy na ratunek, z tego, jakom wyżej
wspomniał, grodka, aleśmy ich do zamku puścić nie ufali i tak tylko po
podmurzu pod naszą też strzelbą, strzelali się z Moskwą i z Niemcy.
Onych języków ich, jeszcze będąc z nimi w hałasie, kiedyśmy ich pytali,
co za ludzie, powiedzieli, że świeżo to wojsko wyszło ze Szwecjej, a tu
nie przyszło ich pod ten zamek więcej tysiąca. Kiedyśmy pytali, jeśli nie
więcej jeśli tylko, powiedział Francuz jeden jadowity, a był szkodliwie
postrzelony, i umarł potem: tantum, sed omnes egregii milites, et non
timent mortem . Tak nas tedy nastraszywszy, ze swoją szkodą odeszli i
stanęli od nas we dwóch milach.
Posłali nazajutrz trębacza z listem Dellawilinym, który to miał w sobie:
jeśli chcemy traktować o odmianę więzniów, a mieli naszych dwóch
tylko Jana Michowskiego, mego towarzysza, a pachołka Ruckiego.
Mychowskiego byli wtenczas pojmali i pachołka, kiedyśmy ich wyparli
z dziedzińca, zasiedzili się za nimi aż w przygrodek. Był wtenczas
Michowski szkodliwie spisami pokłuty, którego dał Dellavila leczyć, i
był u niego w poszanowaniu.
Kiedy nam ci cudzoziemcy dali okazją pisaniem, którem wspomniał, o
odmianę więzniów, napisaliśmy do nich, że na odmianę zezwolimy, ale
też perswadując im, aby się z Moskwą przeciwko nam nie wiązali; raczej
żeby się na służbę do króla jego mości, który tę wojnę sprawiedliwie i
potężnie zaczął, obrócili, upewniając ich w tym, że w wojsku króla jego
mości jest cudzoziemców niemało żołdem dobrze ukontentowanych. A
Moskwa ma ten zwyczaj, że kiedy jeno cudzoziemców na służbę swoje
zaciągali, zawsze ich po skończeniu wojny w ziemi swej zaniewolili i
ukazaliśmy im przykłady ichże samych narodów siła zaniewolonych, ale
i naszych, po uspokojeniu wojny z królem Stefanem, przeciwko Tatarom
trzy tysiące byli zaciągnęli, a potem z ziemi ich swojej nie wypuścili.
Naparł się z tym listem naszym zakonnik franciszkan, niemiec z rodu,
który był przy nas, jechać; pozwoliliśmy mu tego, żeby im zwłaszcza
Francuzom i strony religiej perswadował. Taką wagę to podanie
1
tak mało, lecz wszyscy wyborowi żołnierze, i nie boją się śmierci
nasze u nich miało, że do nas posłali trzech towarzyszów swoich i z nimi
zaraz dwóch więzniów naszych bez wszelakiej zamiany, napisawszy list,
że nas doszło pisanie wasze, w którym przekładacie niewiarę
moskiewską od waszych doznaną; prosimy, abyście nas takim pisaniem
zaniechali, gdyż wiecie, że nie ten jest sposób nabywania dobrej sławy";
o więzniach jakoby tym swoim zlecając traktaty. Jakoż daliśmy im za
tych dwóch swoich, między dwudziestą trzech wybrać, bo nie był żywy
chorąży, którego się był Dellawila za Michowskiego naparł. Mieliśmy
okazją z tymi ich posłańcami, to wszystko im ustnie, co się przez pismo
traktowało perswadować: że im słuszniej z nami pospołu przestawać
przeciwko Moskwie zwłaszcza Francuzom, którzy nam i wiarą, i
obyczajami podobni, i w cudzych ziemiach kiedy się trafi, przyjacielsko
z naszymi żyją. A był w tym poselstwie od nich Francuz Jakub
Beryngier (temu się był mój koń dostał, co z nimi wybieżał, i odkupiłem
go był potem u niego).
Dawali nam też oni swoje racje, że są ludzie ci, co sławy szukają, a cóż
by to była za sława nasza, Moskwę, naród tak gruby, z narodem waszym,
nad który sławniejszego pod słońcem nie masz, wojować. Ale toby to
sława nasza była, kiedybyśmy z tym narodem naród wasz zawojowali.
Owa było tych rozmów pro et contra1 niemało i efekt to ukazał potem,
że nie były daremne. Bawili się u nas jednego dnia na południe
przyjechawszy, drugiego dnia przed południem wyjechali.
To byli z nami postanowili, żeśmy się mieli na insze rozmowy po
dwudziestu osób zjechać; ale nam to bunt kozackich rot, którzy nam tego
pozwolić nie chcieli, przeszkodził, bo żadnego środku zażyć nie chcieli,
tylko zdesperowawszy o odsieczy, porzucić zamek a uchodzić.
A posłaliśmy byli zaraz po naszym przepłochu za swymi wojski
czterdzieści człeka, aby nas ratowali. Wszystkich tych pogromiono,
ledwie do wojska kilka uszło. Ratunku nam jednak nie sprawili. Mówili
niektórzy w wojsku: tak mają, jako chcieli przed nami i sławę i
przysługę ułapić, owa zgoła dla zazdrości ratunkuśmy nie mieli".
1
za i przeciw
Trwaliśmy 1 w tym niebezpieczeństwie zamkowym aż do Bożego
Wstąpienia , już i o głodzie, bo była żywność wszystka w przygrodku
spalona; a ta, co była w dziedzińcu, nie wystarczyła wszystkim długo.
A kiedy onego zjazdu do traktatów cudzoziemcom nie zyściliśmy;
którymi pewnie bezpieczne zejście, jeżeli nie co więcej, sprawili byli
sobie; o tym już przemyślali, jako nas ścisnąć i zastąpili nam gościńce,
którędyśmy mieli za wojskiem swym uchodzić. Wałujow był w Wołoku
po lewej nam ręce, a Niemcy po prawej; a między nimi jakby we środku
od nas w mili postawił Wałujow grodek, i osadził go więcej niż tysiącem
ludzi, że potem, kiedy kozackie roty w dzień Bożego Wstąpienia bunt na
wyjścia uczynili i kłódki od bram odsiekli. Wychodzić nam koniecznie
przyszło.
Nie mogliśmy iść, tylko, albo między Wołok i grodek, albo między
grodek i Niemce; a jeszcze, jenośmy się ruszać z zamku poczęli, dwaj
naszych, jeden się zwał Zubrzyckim, przedali się i uciekli do Wołoka i
dali znać Wałjejowi, że wychodzimy. A było to wyjście nasze przed
samym zachodem słońca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl