[ Pobierz całość w formacie PDF ]pewnymi względami. Bali się, że skończę tak jak moja matka.
- Jak twoja matka?
Ree przez chwilę bawiła się tasiemkami albumu, po czym przyznała:
- W wieku osiemnastu lat zaszła w ciążę.
- Rzeczywiście bardzo młodo. Wspominałaś, że ojciec z wami nie
mieszkał.
- Szczerze mówiąc, w ogóle nie był obecny w moim życiu. - Podniosła
wzrok i wyznała otwarcie: - Był żonaty. Nadal jest, o ile wiem. Miał romans z
moją matką, a ja jestem tylko... błędem młodości.
Dane nie odpowiedział. Czuł, że temat jest dla Ree bolesny. Ona jednak
inaczej zinterpretowała jego milczenie.
- Pewnie uważasz, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, jeśli chodzi o
małżeńskie przysięgi...
- Ależ skąd! - Nie chciał, żeby tak myślała. Lepiej, i zdecydowanie
mądrzej byłoby ograniczyć ich stosunki do pracy, ale nie byłby człowiekiem,
gdyby podobne wyznanie go nie poruszyło.
Tyle bólu, tyle strat, Ree doświadczyła tak wiele złego w swoim życiu.
90
S
R
- Nie masz nic wspólnego z błędami młodości, Ree. Nie miałaś i nie
masz.
Zapadła cisza. Dane uprzytomnił sobie, że Ree mogła błędnie zrozumieć
jego słowa. Zatonął w jej ciemnych oczach, sam już nie wiedział, co właściwie
miał na myśli.
W końcu Ree wsunęła zdjęcie na miejsce, odwróciła stronę i zaczęła
opowiadać historię kolejnej fotografii. Dane zrozumiał jej intencje - chciała
zmienić temat.
Tak zresztą jest najlepiej, prawda?
- Nie przypominam sobie treliażu z różami z tej strony ganku - zauważył.
- Nadal tam jest?
- Nie. Babcia miała szczęśliwą rękę w hodowli kwiatów, ale jak
zachorowała, nie mogła już o nie dbać. A kiedy ja przyjechałam, kilka
krzewów róż, także te pnące, było poważnie nadwerężonych przez szkodniki i
choroby. Przycięłam je, licząc, że się odrodzą. Ale tylko jeden przetrwał zimę.
Niestety, w tym roku nie zakwitł.
- Podobno róże są trudne w hodowli. Może powinniśmy posadzić coś
mniej wymagającego.
- Och nie. Warto poświęcić im czas.
Powiedziała jeszcze kilka słów po włosku. Ich jedwabiste sylaby
przyprawiły go o ciarki.
- Co... co to znaczy?
- Babcia tak mawiała. To znaczy, że płatki róż są maleńkimi skarbami
zsyłanymi z nieba.
- Mam w Saybrook's zespół ludzi, którzy zajmują się utrzymaniem
zieleni. Przyślę tu kogoś, kiedy przyjdzie pora. Powiesz im o różach i coś
zaproponujesz.
91
S
R
Ree uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję, Dane, mam mnóstwo pomysłów. - Odwróciła stronę w
albumie. - O, tutaj świetnie widać cały dom. Zrobiono to zdjęcie, zanim
dziadkowie go kupili, kiedy przyjeżdżali do Petoskey na wakacje.
Dane pochylił się, by spojrzeć z bliska. Ree odgarnęła włosy z twarzy i
przytrzymała je ręką. Zrobiło mu się gorąco. Kark Ree aż prosił się o
pieszczotę. Dane jednak się opanował, a nawet rzekł obojętnym tonem:
- Szkoda, że jest czarno-białe. Ciekawe, jak dom był pomalowany na
zewnątrz.
- Dlaczego?
Odchyliła się i włosy znów jej opadły i musnęły jego ramię. Dane miał w
głowie pustkę.
- Co dlaczego?
- Dlaczego jesteś ciekaw, na jaki kolor dom był pomalowany? - odparła
ze śmiechem.
- Ja... chyba chciałbym przywrócić go do oryginalnego stanu. Staraliśmy
się tak robić w Saybrook's i spotykamy się z pozytywnym odzewem ze strony
gości. Ludzie czują silną więz z przeszłością.
- To nie zawsze jest dobre - zauważyła Ree.
- Owszem, ale w tym wypadku jest intratne.
Ree potrząsnęła głową.
- Nie jestem przekonana, czy powinniśmy przywrócić oryginalny kolor
tynków. Jeśli chodzi o styl królowej Anny, budynki dekorowano bogactwem
odcieni, ale paleta barw była raczej ciemna.
- Jak ciemna?
- Sjena naturalna, sjena palona, umbra, ugry.
- Hm, nie tak wyobrażam sobie Saybrook's na cyplu - przyznał Dane.
92
S
R
- Ja też. Zwłaszcza na tle jeziora i wydm. Są zbyt romantyczne.
Tak, były romantyczne, przynajmniej przez chwilę, gdy patrzył na nie z
okna jej kuchni rankiem po burzy.
- Uważasz, że lepiej pozostać przy bieli? - spytał.
- Nie. Wiele podobnych domów w mieście jest w pastelowych odcieniach
i nie widzę w tym nic złego. - Wskazała znowu na zdjęcie, na poszczególne
części domu. - Myślałam o jasnym odcieniu błękitu i lawendy, fioletoworóżo-
wym, a nawet różu.
Uśmiechnęła się zadowolona. Oczami wyobrazni Dane widział opisany
przez nią dom, łącznie z kwiatonami, zwieńczeniem i ozdobnikami dachu.
Jednak nie to miał na myśli, mówiąc:
- Zaintrygowałaś mnie.
Nazajutrz póznym popołudniem Ree zawijała porcelanę w folię
pęcherzykową, kiedy zadzwoniła do niej Audra z zaskakującym zaproszeniem.
- Mój mąż otwiera w ten weekend wystawę w nowej galerii na Trillium.
Chciałam zapytać, czy nie miałabyś ochoty wpaść na wernisaż. Seth bardzo by
się cieszył.
- Nie wiedziałam, że twój mąż jest malarzem - odparła Ree, przenosząc
telefon do drugiej ręki.
- Seth nie jest malarzem, tylko fotografem. Teraz fotografuje przyrodę,
przedtem skupiał się na ludziach - zaśmiała się. - Tak właśnie się spotkaliśmy.
- Rozumiem.
Audra znów się zaśmiała.
- Doceniam twoją uprzejmość. Seth pracował dla tabloidów i robił mi
zdjęcia, kiedy, mówiąc delikatnie, byłam bezmyślną idiotką. Miał swoje
powody, żeby to robić, powody, które już nie są ważne. Liczy się to, że
uratował mi życie... na wiele sposobów.
93
S
R
- W takim razie oboje mieliście szczęście.
- Tak. - Audra westchnęła, a potem pociągnęła nosem.
- Przepraszam, przeklęte hormony. Wiem, że zapraszam cię dość pózno,
ale pomyśleliśmy, że może w sobotę wieczorem jesteś wolna.
- Czy Ali też przyjdzie? - spytała, choć to nie ten członek rodziny
Conlanów ją interesował.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkajaszek.htw.pl